Mam cudowną dziewczynę, na którą jestem wiecznie wkurzony, bo myślę ciągle o jej przeszłości (która de facto była normalna, ot parę przygód z facetami gdy była wolna).
Ciągle mam wrażenie, że mnie zdradza, zaczynam myśleć, że przez moje skrzywienie to się wszystko rozpadnie.
Drugi miesiąc nie zażywam wszelkich narkotyków, a czuję się jak gówno.
Kiedy zostaję sam, mam ochotę zniknąć.
Z każdym dniem na mojej głowie jest coraz więcej rzeczy, a ja nie mam siły żeby zrobić cokolwiek.
Totalnie nie umiem sobie poradzić z emocjami, mam 23 lata, a przez ostatnie 10 lat brałem codziennie narkotyki.
Jestem w trakcie terapii uzależnień, ale terapeuty nie ma akurat przez miesiąc, a Citalopram na który czekałem po 6 tygodniach zupełnie nie działa.
Nie wiem czy kiedyś dorosnę, mam tysiąc pomysłów na życie, a nie umiem podążać w jednym kierunku.
Jak coś zacznę, to prawie nigdy nie dochodzę nawet do połowy.
Niektórzy widzą we mnie autorytet, a ja z całych sił staram się nie okazywać, że czuję się nikim.
Kontakty z moją rodziną są bardzo średnie, z matką kłócę się cały czas.
Wysłuchuję wielu osób, bardzo chętnie z nimi rozmawiam o ich problemach, ale sam w środku czuję, że ja nie mam komu się szczerze wygadać.
Czuję wewnętrzny ból, który odebrał mi wszystkie pasje, z chęcią do życia włącznie.
Patrząc na całe moje życie, jako bardzo energicznej osoby, ekstrawertycznej do potęgi - nie wiem zupełnie co się teraz ze mną dzieje. Narkotykami przykrywałem to wszystko, ale teraz gdy to wyszło na powierzchnię... Już wiem, że nic w przyrodzie nie ginie.