Skocz do zawartości
Nerwica.com

Akell

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Akell

  1. Mam problem, który polega na tym, że mam kilka rożnych twarzy i zmieniam je w zależności od sytuacji. Wśród znajomych jestem wygadana, pewna siebie, a wśród osób, których nie znam, milknę i uchodzę za przygłupa. Niedawno zmieniłam pracę, zaraz kończy mi się okres próbny i boję się, że przez to jaka jestem, nie przedłużą ze mną umowy. Praktycznie z nikim nie rozmawiam, chyba, że o sprawach służbowych. Kiedy idę na śniadanie czy obiad, zawsze jest sporo osób w kuchni. Wszyscy gadają, a ja siedzę i milczę. Nie jestem w stanie wydusić ani słowa. Zadania w pracy nawet mi idą, ale często mam problem z tym, że np. kiedy rozmawiam przez telefon albo muszę komuś wytłumaczyć coś bardziej złożonego- mówię bardzo niezrozumiale, aż sama się w tym gubię, brakuje mi słów. We wcześniejszej pracy też taka byłam na początku. Po okresie próbnym powiedzieli mi, że nie jestem przebojowa i nie potrafię rozmawiać z klientami. Przedłużyli mi umowę, bo potrzebowali kogoś do pracy takiej mało ważnej i nieskomplikowanej, ale którą trzeba było zrobić i zdegradowali mnie. Po niedługim czasie zaczęli wchodzić na rynek zagraniczny, a że znałam trochę język angielski, zaczęłam zajmować się realizacją zleceń dla zagranicznych klientów. Tam był głównie kontakt mailowy, nie musiałam z nikim rozmawiać zbyt często. Nagle zaczęłam kumplować się z osobami z pracy. Po jakimś pół roku wszyscy mnie uwielbiali. Ja awansowałam, rozmowy z klientami przestały być dla mnie stresujące i stałam się przebojowa. Minęły kolejne miesiące, a moja praca przynosiła ogromne zyski dla firmy. Stworzono dla mnie nowy dział, zatrudniono nowe osoby, a ja tym wszystkim zarządzałam. Zajęło mi to niecałe półtora roku. Po kolejnych miesiącach zdałam sobie sprawę, że już więcej nic tam nie osiągnę, a chciałam się rozwijać. Znalazłam nową pracę. Rozmowa kwalifikacyjna poszła mi świetnie. A potem pierwsze dni w tej pracy… były straszne. Jest tak samo jak w poprzedniej pracy na początku. Potrafię rozmawiać z max jedną osobą, to dla mnie nie problem, dlatego wypadałam dobrze na rozmowie kwalifikacyjnej. Ale jak mam rozmawiać już z większą ilością osób, momentalnie się zacinam i milknę, gubię i mieszam słowa. Nie wiem ja z tym walczyć. Miałam wcześniej różne stany depresyjne itp. Kilka lat temu chodziłam do psychiatry, który przepisywał mi przez 1,5 roku psychotropy i do psychologa, który trochę mi pomógł, przez wyjaśnienie mi, że muszę wyprowadzić się z destrukcyjnego domu i że to przez to taka jestem. Tak w skrócie- moja rodzina na zewnątrz wyglądała idealnie, ale tak nie było. Ojciec pracował specjalnie tak, zresztą do tej pory tak robi, żeby ciągle wyjeżdżać i wracać sobie na weekendy. Do tego chyba zdradza mamę. A ona była zawsze nerwowa. Łatwo było ją wkurzyć. Kiedy byłam dzieckiem, ciągle dostawałam lanie za byle co. Zamykała też mnie czasami w piwny albo jak było już późno i ciemno, wyrzucała z domu. Musiałam wtedy siedzieć cicho pod drzwiami. Gdybym zaczęła np. płakać głośno, ktoś mógłby usłyszeć i wtedy ona wpuszczała mnie do domu, wyzywała, biła, grzebała i rozrzucała po domu moje rzeczy. Biła też mojego młodszego brata, który kiedyś po takim laniu mi powiedział, że chciałby się zabić. Miał wtedy z 5 lat albo mniej. Wtedy obiecałam sobie, że zawsze będę go bronić i od tamtej pory zawsze to robiłam. Jak chodziłam do szkoły, zawsze musiałam mieć najlepsze oceny. Kiedy ktoś dostawał lepszą ocenę, musiałam kłamać, że tak nie było. Inaczej kolejny raz musiałabym słuchać, że jestem głupia i nigdy nic w życiu nie osiągnę. Nie mogłam pyskować, bo wtedy mama zaczynała płakać i mówiła, że się zabije. Często więc słuchałam jaką jestem niedorajdą. Uciekałam czasami z domu do dziadka. Jak miałam 8 lat, on zginął w wypadku. Dzień wcześniej mnie zawiódł i tamtego dnia nie chciałam z nim rozmawiać, więc tak jak zawsze w takiej sytuacji, pojechał do sklepu kupić mi coś słodkiego. I już nie wrócił, a ja obwiniałam się przez kilkanaście lat o to, że to wszystko moja wina i żałowałam, że nie pojechałam z nim, bo może wtedy to ja bym zginęła a nie on. W końcu się wyprowadziłam, 200 km od domu. Studiowałam, pracowałam, stałam się niezależna. W mojej pierwszej poważnej pracy po studiach się nie układało na początku, a potem osiągnęłam ogromny sukces. A teraz w tej nowej znowu jest źle. Nie potrafię uwierzyć w siebie. Tak jakbym się cofnęła. Zawsze tak miałam, że potrzebowałam czasu, żeby się otworzyć. Czy to na studiach, czy we wcześniejszych pracach studenckich typu knajpy, sklepy- musiałam najpierw wszystkich poznać, aby czuć się wśród nich pewnie. A wtedy z takiej szarej myszki stawałam się przebojową osobą. Wychodzi na to, że mam kilka twarzy i to całkowicie innych. I zmieniam je w zależności od sytuacji. Wśród znajomych jestem wygadaną osobą, którzy pewnie by nie uwierzyli, że w nowej pracy z nikim nie gadam i plącze swoje wypowiedzi. Chcę sobie pomóc i nie wiem kompletnie jak. Chcę być tą osobą, która w siebie wierzy, jest pewna siebie, tą, która wiele przeszła, aby się nią stać. A nie tą, jaką byłam kiedyś. Coraz bardziej mnie to przytłacza i nie rozumiem dlaczego tak mam.
×