Skocz do zawartości
Nerwica.com

mrekoz1

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia mrekoz1

  1. nie wiem dlaczego się boję, ale to mi rozwala życie, a ja nie mogę przestać o tym myśleć... pojawia się w najrózniejszych momentach.. na codzień jestem co chwilę zamyślony, nie dociera do mnie co się dzieje, nie potrafię się skupić... schudłem już kilka kg, to akurat pozytywne non-stop jestem skrajnie zdenerwowany, boję się potwornie, nie tego że umrę teraz, tylko nieuchronności śmierci. o wiele łatwiej zaakceptował bym śmierć spowodowaną wypadkiem, albo czymś innym, ale my mamy świadomość, że niezależnie od nas, znikniemy. nieważne jak ostrożnie i zdrowo byśmy żyli. znikniemy raz na zawszę i nigdy przenigdy się już nie pojawimy. to jest po prostu przerażające
  2. podbijam, bo naprawdę nie wiem gdzie szukać pomocy
  3. no więc tak jak obiecałem wersja skrócona: nagle zacząłem panicznie bać się unicestwienia mojego 'ja' kiedyś w przyszłości (w efekcie śmierci) i ta obawa paraliżuje kompletnie całe moje życie... jakieś rady? leki próbowałem, odstresowanie i psychologa też.
  4. Witam, przepraszam że tak długo, jeśli komuś to nie odpowiada to postaram się napisać drugi post skróconą wersję, ale uważam swój problem za dość skomplikowany i chciałbym opisać całokształt, żeby ktoś mógł mi pomóc. od 5 dni mam makabryczny, paniczny strach przed śmiercią, jest natury filozoficznej. Zawsze podchodziłem do życia czysto naukowo i nagle zdałem sobie sprawę że przestanę istnieć definitywnie po śmierci. moje 'ja' zostanie unicestwione. długo szperałem w internecie i nie ma żadnej naukowej teorii potwierdzającej życie pozagrobowe. Jest mi z tym okropnie, niesamowicie i nieopisanie źle. Dostaje ataki rozpaczy, rozklejam się kompletnie, nie jem prawie nic. Podczas rozmów o tym z moją dziewczyną (jesteśmy razem już 5 lat i wszystko jest ok), powiedziałem że mam ochotę zwinąć się w kłębek i umrzeć i naprawdę czuję taką ochotę. Jeśli nie ma nic, jeśli cokolwiek co zrobimy tu i teraz i tak spowoduje unicestwienie naszej świadomości, to to wszystko, ale to absolutnie wszystko, nie ma sensu. Ta myśl mnie dręczy non-stop. Nigdy w życiu nie miałem nic podobnego. o mnie: 28 lat, kiedyś, rok temu zacząłem mieć problemy ze snem (siedziałem po nocach przed komputerem i pochłaniałem ogromne ilości informacji , bo nie mogłem zasnąć). zrobiono mi EEG, wyszły nieprawidłowości, było podejrzenie padaczki, ale się rozeszło na niczym.. dostałem xanax i zaczęła się podróż po lekach, zupełnie bezsensownie mi lekarze zapisywali immovane, hydroxyzyne, noctofer, Lerivon i chyba z 5-6 innych. Na początku na sen, a niedawno mam problemy z wybudzeniami - mocne wybudzenie połączone z ogromną paniką niesprecyzowaną. Xanax był pierwszym i działał najlepiej, brałem w sumie z odstępami pół roku. przy zmianie leków/odstawianiu zacząłem mieć pierwsze lęki, że drzwi nie zamknięte, albo jak czytałem statystyki i procenty to mnie dosłownie fizycznie coś bolało w głowie jak sobie próbowałem to zwizualizować. i w końcu problem w stylu że 'ja to ja' . tak w skrócie można go określić, podejrzewałem o to odstawianie leków, w koncu mi przeszło... potrafię siedzieć po 15-16h dziennie przed kompem (jestem informatykiem), często oczywiście o wiele krócej jak mnie dziewczyna z przed niego wygoni. piję dość regularnie co 2-3-4 dni po 5 piw , aktualnie przestałem bo tylko pogłębia mój stan. około 2 tyg. temu postanowiłem zaakceptować ofertę pracy za granicą. Przy poprzedniej przeprowadzce (2 lata temu) zrobiłem dziewczynie nieracjonalną mega-awanturę że zaakceptowała super mieszkanie bez mojej wiedzy. nie wiem czy to ma cokolwiek wspólnego. brałem xanax regularnie ostatni raz pół roku temu, ale wziąłem go przy okazji lotu samolotem ostatnio 2 razy. o swoim lęku nie chcę więcej pisać, ogólnie jest to strach przed tym że nie ma życia pozagrobowego. szukam o tym w internecie i tylko się potwierdzam. Mam chwile, gdy jestem wesoły, ale one są krótkie, ale ogólnie wtedy czuję się dobrze. Cały mój organizm jest w gotowości non-stop, jestem cały czerwony, trzesą mi się mięśnie, chodzę do unikacji po 10-15 razy dziennie, żołądek mnie potwornie boli. jak dziewczyna nie widzi to wyję w ręcznik w łazience. szlocham, jak chyba ostatni raz jak miałem lat 8. myśl o śmierci powoduje potworny niepokój, a myśl o tym że nie zobaczę już nigdy swojej dziewczyny (jak umrę) powoduje nieopisany smutek, który z koleji na ogół kończy się rozpaczą (jak to piszę, to właśnie mi się zmienił nastrój z ok na początki bardzo złego...) byłem raz u psychologa, ale niestety, psycholog wyjeżdża właśnie na wakacje, więc terapia nie ma sensu. wnioski jakie wysnuła to że od ok. 3 lat jestem non-stop w gotowości, mój organizm jest non-stop maksymalnie pobudzony. działa na najwyższych obrotach, drobny niespodziewany dotyk powoduje u mnie bardzo mocną reakcję itp. wysnuła więcej wniosków, ale większość opisałem psycholog powiedziała że to wszystko to lęki a nie depresja,ale moja dziewczyna mówi że to depresja, ale dodaje że się nie zna (bo mówię że mi się nie chce żyć i jestem w tym konsekwentny od 5 dni). Próbowałem się relaksować, nie pomogło raczej. od 2-3 lat mam poważne problemy z kręgosłupem szyjnym. nic nie ma na zdjęciach RTG, ale mnie non-stop uciska i boli. Psycholog mówiła, że może od nerwów przesunęły mi się kręgi. A może od komputera? Po kupieniu poduszki ortopedycznej, przebudzenia się o wiele zmniejszyły nocne, więc pewnie to miało wpływ. co ja mam zrobić? plan mam taki: jutro znaleźć psychologa który nie jest na wakacjach i iść na sesje. Ale co o tym myślicie? to wina przeprowadzki? a może ciągłego bólu kręgosłupa? a może tego, że wziąłem xanax 2-3 tygodnie temu i znowu mam jakieś komplikacje po odstawieniu go (chociaż wziąłem tylko przed lotami + na noc raz )
×