Witam wszystkich.
Piszę ten post, na który zbierałam się już od dawna, czytałam dużo na temat depresji i nerwicy czy niestabilności emocjonalnej aż w końcu po wielu powrotach do tych wątków, postanowiłam napisać coś od siebie.
Od kiedy pamiętam zawsze miałam jakiś problem sama ze sobą. Pamiętam, że zawsze miałam siebie za osobę zbyt wrażliwą, zbyt biorącą wszystko do siebie i zbytnio przejmującą się wszystkim i wszystkimi. Nigdy nie korzystałam z pomocy psychologa, na ten moment nie czuję, bym była na siłach podzielić się z kimś obcym swoją historią w cztery oczy, opowiadając tylko o sobie.
Mam 24 lata. Mam rodzinę, niewielką "grupkę" znajomych, chłopaka od czterech lat z którym mieszkam. Mimo tego, często czuję się samotna, nie mam komu tak naprawdę powiedzieć o swoich prawdziwych problemach. Na ten moment chyba najbliższą mi osobą jest mój chłopak, jednak czasem czuję, że chciałabym mieć spokój, nie udawać na siłę, że jestem szczęśliwa, że mam dobry humor, zwłaszcza, że zdarza mi się często słyszeć, że psuję mu humor, i że jestem męcząca ze swoimi zmianami nastroju, co też wywiera na mnie presję. Kiedy czasem chcę się przed nim otworzyć i naprawdę porozmawiać, w odpowiedzi słyszę, że to chwilowe, że to minie, że za dużo myślę etc...
Ogólnie dobija mnie myśl, że w wieku 24 lat, ciężko mi jest cokolwiek osiągnąć. Ledwo kończę studia, które strasznie odbiły mi się na mojej psychice. Pracowałam w miejscach, które lubiłam, dorywczo, ale uciekałam w pracę przed studiami, problemami w związku, zresztą miałam styczność z nowymi ludźmi, których nie znałam ,a z czasem poznałam i udawałam, że jestem "normalna". Mam przecież chłopaka, godzę studia z pracą, jestem szczęśliwa. Gdzie tak naprawdę zwijałam się w środku ze stresu, przejmowałam się tym, jak widzą mnie inni, czy lubią mnie w pracy, czy będę potrafiła rozmawiać z klientami, co jeśli nie poradzę sobie w jakiejś sytuacji i wygłupie się?
Czuję, że nie jestem dojrzała na swój wiek, wiem, że mam problem ze sobą. Mam słabą samoocenę, potrafię do południa nie robić nic, pomimo tego że mam swoje obowiązki, i tylko rozmyślać, a ogarniam się tylko wtedy gdy chłopak wraca do domu, odczuwam lęk przed rozmową z nieznajomymi, boję się wyjść w większym gronie, bardzo przejmuje się problemami innych, staram się im pomóc, przez co zaniedbuje swoje.
Teraz sytuacja ma się jeszcze gorzej, z wiadomych przyczyn nie pracuję już od 3 miesięcy. Mam straszliwe poczucie straconego czasu, cały czas rozmyślam co mogłabym zrobić w tym czasie, jak się rozwinąć, żeby nie siedzieć bezczynnie. Najgorsze jest właśnie to, że ja tylko myślę. Przejmuję się wszystkim, czasem wydaje mi się, że doszłam do momentu - "ok, od jutra będzie lepiej. Jutro wszystko się zmieni. Od następnego tygodnia zacznę to i to." Niestety tak nie jest, nie mam sił w sobie żeby coś zmienić, dobija mnie moje życie, nie wiem jak mam się podnieść.
Pewnie większość jest napisana tak chaotycznie, że ciężko będzie mnie zrozumieć za co z góry przepraszam, ale emocje biorą górę. Nie wiem jak wziąć swoje życie w garść. Mam cichą nadzieję, że są tu osoby podobne do mnie, że jednak nie jestem osamotniona w tym wszystkim. Chciałabym móc znaleźć osobę/y, z którymi mogłabym porozmawiać naprawdę.