Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rikku

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

Osiągnięcia Rikku

  1. Rikku

    Czesc, moja historia.

    Czesc wszystkim. Na wstepie chcialbym napisac, ze korzystam z tego typu forum pierwszy raz i wpadlem na nie doslownie przed chwila. Nigdy nie myslalem o tym, ze sa ludzie, ktorzy maja objawy mniej lub bardziej podobne do moich bo w moim codziennym zyciu nikogo takiego nie poznalem, ale skoro nie zostane tutaj przez nikogo wysmiany to mysle, ze warto podzielic sie swoim problemem z innymi. Czemu zdecydowalem sie opisac swoj problem na forum publicznym? W zasadzie to sam nie jestem tego pewny, ludze sie, ze znajdzie sie tutaj ktos kto ma lub mial takie same objawy i poradzil lub radzi sobie z nimi w sposob, ktory pozwala normalnie funkcjonowac. Mnie sie do tej pory nie udalo a mija juz 8 lat. Mysle, ze zaczne od samego poczatku siegajac pamiecia az po czasy gimnazjalne. Tak wiec zaczynajac, nie zawsze bylem taki jak jestem teraz, za czasow podstawowki wszystko bylo zupelnie inaczej a pierwsze problemy zaczely sie po rozpoczeciu nauki w gimnazjum. Wlasnie wtedy mozna powiedziec pierwszy raz mialem stycznosc z czyms takim jak znecanie sie i to nie do konca takim jak wiekszosc moze pomyslec. Problemem nie bylo bicie bo z tym bym sobie poradzil a wysmiewanie koloru mojej skory, glownie przez dziewczyny co jeszcze bardziej komplikowalo sprawe. Z chlopakami sprawe moglbym zalatwic po szkole a w tym wypadku niestety nic nie bylem w stanie zrobic. Jestem blondynem i od zawsze bylem sniezno bialy a za dzieciaka mialem naturalne biale wlosy, nigdy nie uwazalem tego za swoja wade do czasu az miala miejsce wyzej wymieniona sytuacja. Wlasnie wtedy zaczalem na to zwracac szczegolna uwage, podczas lekcji wstydzilem sie podchodzic do tablicy, wstydzilem sie ubrac krotkie spodenki na wf, zakrywalem dlonie dlugimi rekawami od bluz a twarz kladlem na lawce udajac, ze spie. Tak probowalem sobie radzic z ta sytuacja, ale bylo coraz gorzej z moja psychika bo zaczalem unikac lekcji, potrafilem pojsc do szkoly i nie pojsc na lekcje przesiadujac kilka godzin w stolowce a z czasem wychodzilem z domu i szedlem do lasu tam spedzic polowe dnia. By uniknac strachu przed telefonem od rodzicow po prostu go wylaczalem. Oczywiscie z czasem rodzice sie dowiadywali o moich poczynaniach i byli wzywani do szkoly z tego powodu, ale wtedy nie mowilem im dlaczego tak sie dzieje, wstydzilem sie. Pojawily sie pierwsze powazne problemy z nauka, rozmowy z pedagogiem (ktora w pozniejszym czasie stwierdzila, ze jestem chory psychicznie i kazala mojej matce wezwac karetke bo powinienem sie leczyc) - pisze to dlatego by Wam pokazac, ze nie mialem wsparcia z jej strony. Kobieta zupelnie nie na swoim miejscu, teraz to wiem. Zamiast mi wtedy pomoc to pogorszyla sytuacje bo do domu przychodzily listy z informacja, ze wezma mnie do osrodka jesli sytuacja sie nie zmieni a w pozniejszym czasie kary pieniezne nalozone na rodzicow. Pewnie domyslacie sie jaki w tamtym momencie stosunek mieli do mnie rodzice, dosc ostry i stanowczy. Mimo tego dalej robilem to co wczesniej, unikalem szkoly, mowilem, ze boli mnie brzuch lub jestem chory a jak musialem wyjsc z domu to i tak nie szedlem na zajecia. Czulem sie wtedy jakbym popelnial najgorsza zbrodnie bo taki stres towarzyszyl temu wszystkiemu. W tym czasie zawalilem trzecia klase gimnazjum dwa razy i doszlo do sytuacji gdzie mialbym chodzic do klasy ze znajomymi mojej mlodszej siostry. Jak tylko pomyslalem o tym, ze siostra mialaby sie dowiedziec od swoich znajomych jak sie zachowuje i jaki jestem to przestalem chodzic do szkoly wcale, poszedlem pierwszego dnia na rozpoczecie roku i juz nigdy tam nie wrocilem. Skonczylem gimnazjum w "gimnazjum dla doroslych" tam trafilem juz na ludzi o wiele starszych ode mnie, ktorzy mieli ciekawsze rzeczy do roboty niz patrzec kto jaki ma kolor skory. Mimo wszystko poprzednie wydarzenia tak mi zniszczyly psychike i samoocene, ze coraz bardziej unikalem kontaktu z ludzmi. Zaczely sie paranoje, ktore utrudnialy mi codzienne funkcjonowanie, staralem sie nie przebywac w pomieszczeniach z jasnymi scianami bo bylo "bardziej" widac, ze jestem blady, unikalem swiatla jak tylko moglem i siedzialem calymi dniami przy komputerze. Tak minelo mi pare ladnych lat, od izolacji wpadlem w depresje, zaczely trzasc mi sie rece a pozniej drzenie calego ciala. Pamietam, ze przyszla pora wyrobic sobie pierwszy dowod tozsamosci wiec wiazalo sie to z tym, zeby zrobic zdjecie. Normalna rzecz, nikt nie widzi w tym nic specjalnego przeciez no ale niestety nie w moim przypadku. Wiedzac jak zachowuje sie w tamtym momencie moje cialo balem sie tego strasznie - i nie mylilem sie. Fotograf posadzil mnie na krzesle a ja nie moglem przestac sie trzasc, co chwile podchodzil i ustawial mnie we wlasciwej pozycji. W koncu zaczela strasznie trzasc mi sie glowa, gosc zlapal mnie za nia a ja sie wielce oburzylem - ze wstydu oczywiscie zareagowalem agresja. Kazalem mu zrobic w koncu to zdjecie niewazne jak bedzie ono wygladac, chcialem miec to juz za soba. Po wszystkim poszedlem odebrac od niego zdjecie i wspomnial, ze jego kolega mial podobne objawy, poszedl do lekarza po tabletki i podobno mu pomoglo. Wtedy juz wiedzialem, ze jest ze mna cos nie tak, pomyslalem, ze nigdy w zyciu nie chce przejsc kolejnej takiej sytuacji. Niestety bylem juz dorosly, nie bylem w stanie uniknac takich sytuacji, w koncu rodzice nie beda mnie wiecznie utrzymywac. Ciezko bylo mi w tamtym okresie znalezc prace przez moja przypadlosc bo stres nie pozwalal mi normalnie myslec, jedyne na czym sie skupialem to czy widac to, ze sie trzese. Juz nie zwracalem uwagi na to czy ktos powie, ze jestem blady - no moze troszke, jednak nie w takim stopniu jak bylo to kiedys. W urzedzie pracy pomagala mi pewna Pani, mianowicie z przygotowaniem do rozmowy kwalifikacyjnej ale lata odizolowania od spoleczenstwa zrobily swoje. Nie potrafilem czegos o sobie opowiedziec, wymienic swoje zalety, powiedziec czym sie interesuje lub dlaczego to mnie powinna zatrudnic wiec skonczylo sie jak zawsze, zrezygnowalem ze wszystkich kursow, ktore mi proponowano i zamknalem sie w domu. W pozniejszym czasie po namowach siostry odwazylem sie pojechac z nia do pracy wakacyjnej w wesolym miasteczku, masa nowych ludzi i sytuacji ktorych do tej pory staralem sie unikac, myslalem, ze to mi pomoze sie oswoic z ludzmi i w jakims stopniu przestane sie stresowac na kazdym kroku. Z tego co pamietam to bylo w porzadku, nie przypominam sobie, zebym sie trzasl nawet w sytuacji kiedy podbila do mnie dziewczyna ktorej sie spodobalem i chciala porozmawiac. Wrocilem z tego wyjazdu zadowolony i z mysla, ze chyba wszystko bedzie dobrze. Do czasu az poszedlem na swoja pierwsza powazna rozmowe o prace, gdyby nie wujek, ktory tam juz pracuje to nawet nie daliby mi szansy. Podczas rozmowy unikalem kontaktu wzrokowego, znow trzesly mi sie rece i co chwila drapalem sie po nosie, zeby nie bylo widac, ze sie trzese a zwlaszcza glowa. Znajoma wujka nie byla pewna czy dam sobie rade i nawet by do mnie nie oddzwonila gdyby ten nie wstawil sie za mna. Dostalem informacje, zebym stawil sie na szkolenie i po zdaniu egazaminu teoretycznego i praktycznego bede mogl zaczynac. Oczywiscie najpierw trzeba bylo zrobic badania pracy z ktorymi mialem problem juz na samym poczatku zanim w ogole tam poszedlem. Robilo mi sie slabo na sama mysl, ze musze tam isc, serce bilo mi jak szalone, mialem bardzo wysokie cisnienie i znowu zaczynalem sie trzasc. Lekarz ktory mierzyl mi cisnienie dosc nie milo dal mi do zrozumienia, ze wykoncze sie w ten sposob. Wtedy zauwazylem, ze objawy z czasem sie nasilily i sa bardzo zauwazalne. No ale jakos przez to przebrnalem. Co do pracy to udalo sie, zdalem teorie z najlepszym wynikiem z grupy, praktyka poszla jeszcze latwiej bo na swiezym powietrzu wiec nie czulem stresu wcale. Radzilem sobie z praca bo wiekszosc czasu przebywalem sam a rozmowy odbywaly sie zazwyczaj przez kontakt radiowy, innymi slowy dopoki nikt nade mna nie stal bylo w porzadku. Ludzie z naszej grupy zaczeli sie coraz to lepiej poznawac, a to jakies spotkania, wspolne tematy, imprezy i coraz to wiecej ludzi sie przewijalo, jak to w kazdej korporacji(tak mi sie wydaje). Mimo wszystko ja trzymalem sie raczej na uboczu, nie bylo mowy o wspolnych wyjsciach i nie angazowalem sie w te znajomosci bardziej niz wymaga tego praca, po prostu znajomi z pracy, ktorych to okazjonalnie dodalo sie na facebooku. Z czasem dowiedzialem sie, ze jestem obiektem jakichs rozmow, nikt nie traktowal mnie powaznie przez moje zachowanie wiec jeszcze bardziej sie wycofalem z relacji. Przychodzilem do pracy po prostu, zeby zrobic swoje 12h i wrocic do domu, nie obchodzilo mnie zycie innych i nie czulem potrzeby obgadywania coraz to nowszych osob, ktore cos zle zrobily podczas szkolenia czy okresu probnego, kazdy kiedys zaczynal. Wiedzialem juz wtedy, ze to falszywi ludzie, ktorzy nie potrafia powiedziec nic prosto w twarz wiec i pewnie o mnie rozmawiaja w ten sposob. Swego czasu sie to nawet potwierdzilo, wiec juz totalnie ograniczylem kontakty tylko do rzeczy zwiazanych ze wspolna praca. Pozniej zrobilem sie jeszcze bardziej nerwowy dotychczasowe objawy zaczely towarzyszyc mi przez wiekszosc czasu i tak jak za czasow szkolnych to, i tutaj zaczely mi przeszkadzac. Jedyne co mialem w glowie to moje tiki nerwowe. Ktoregos razu gdy jadlem obiad w pokoju socjalnym kolega, ktory siedzial przede mna zapytal co sie tak trzesiesz a wydawalo mi sie wtedy, ze w ogole sie nie trzese - oczywiscie odparlem, ze a bo zle sie czuje, chory jestem, jak zwykle ucieklem z sytuacji klamstwem. Po tym przestalem tam w ogole przychodzic i jadalem przy swojej szafce przez co jeszcze bardziej ludzie o mnie gadali, gdy oni swietnie sie bawili i grali w pilkarzyki, ogladali telewizje ja siedzialem sam w szatni i grzebalem w telefonie. Nie przeszkadzalo mi to, jednak innym najwyrazniej tak. Wtedy juz najmniejsze czynnosci zaczely sprawiac mi problemy i aktualnie niszcza moje zycie. Balem sie podpisywac dokumenty w pracy bo trzesla mi sie reka a przy tym glowa, odrzucalem propozycje szkolenia na wyzsze stanowisko bo wiazalo sie to z egzaminem panstwowym i kolejnym stresem. Podczas rozmow z brygadzista odnosnie pracy i oceny rocznej pracownika znowu unikalem spojrzenia, krecilem sie na krzesle bo cale cialo drgalo, glownie glowa i brzuch, (takie tiki szarpane od kregoslupa przechodzace przez brzuch a konczac drganiem glowy, nie wiem jak mam to opisac), przestalem odbierac telefony od planistow pracy odnosnie nadgodzin a w pozniejszym czasie praktycznie wcale nie odbieralem telefonu bo sie balem sam nie wiem czego, do dzisiaj jak ktos dzwoni z nieznanego to sie boje odebrac, mimo, ze juz tam nie pracuje(ale do tego jeszcze dojde). Te wszystkie rzeczy nasilily sie do tego stopnia, ze nie przeszedlem kolejnego "szkolenia" a wlasciwie sprawdzenia wiedzy, ktora nabylem przez ponad 2 lata pracy w firmie. Nie potrafilem odpowiedziec na pytania odnosnie rzeczy, ktore robilem codziennie przez ponad 2 lata, zamiast skupic sie na pytaniu w glowie mialem tylko zeby nie widzieli, ze sie trzese, odpowiadalem jak kompletny idiota nie majacy pojecia w ogole co tutaj robi. Instruktorzy dawali mi szanse odpowiadac dwukrotnie i dwa razy uzyskalem negatywny wynik, specjalnie dla mnie chcieli zorganizowac egzamin pisemny bo powiedzialem ze nie daje rady ustnie. Niestety nie doczekalem sie tego egzaminu, bylo to dokladnie w kwietniu 2019 roku jak dowiedzialem sie, ze umowa nie zostanie przedluzona, wtedy sie zalamalem i do dzisiaj codziennie mam te objawy, nawet jak siedze w domu. W tamtym czasie zdazylem jeszcze pojsc na kolejne badania pracy po dwoch latach i rowniez ich milo nie wspominam. Najwiekszy problem mialem z okulista, pierwszy raz musialem polozyc glowe na takiej maszynie z podbrudkiem i glowa tak mi sie trzesla jakby Pani lekarz mierzyla do mnie z pistoletu, wstyd. U neurologa nie dalem rady stanac na jednej nodze tak mna trzeslo, widzial jak jestem znerwicowany a na pobieraniu krwi malo nie zemdlalem. Za rada neurologa skierowalem sie prywatnie do psychiatry juz po zwolnieniu z pracy. Chodzilem do Pani lekarz przez ponad pol roku, glownie dla L4, ktore obowiazywalo jeszcze przez dluzszy czas po ustaniu zatrudnienia, nie bylem w stanie podjac zadnej pracy i nadal nie jestem. Opowiedzialem jej o swojej sytuacji, wspomnialem tez o sytuacji w domu, ktora kiedys panowala, ojciec alkoholik i codzienne awantury, policja byla kilka razy w tygodniu i o tym, ze ojciec aktualnie choruje na schizofrenie paranoidalna, oczywiscie nie pije, bral swego czasu leki. Po wstepnym wywiadzie stwierdzila u mnie "fobia spoleczna z nawarwieniem depresyjnym, osobowosc - schizoidalna?". Dostalem pierwsze leki, ktore nic nie pomogly a byl to Propranolol, kolejne to Symfaxin ER, ktory byl zwiekszany po coraz to kolejnej wizycie, w pewnym momencie maksymalna dawka jaka przyjmowalem dziennie to chyba bylo 225mg? Tez nic to nie dawalo, bylem tylko bardziej senny i mialem strasznie chore i wybujale sny, watpie by ktos normalny takie miewal. Symfaxin zamienialem z Alventa w zaleznosci co bylo w hurtowni, kilka razy bralem Afobam ale pamietam, ze cos bylo nie tak i za wskazaniem Pani lekarz przestalem go brac. Z tego co pamietam to bralem tez Arketis przez jakis czas, Betaloc ZOK, to rowniez z czasem przestalem brac. Ostatecznie bralem Symfaxin/Alventa i Rispolept, Tegretol. Po zadnym z lekow nie czulem sie lepiej a juz na pewno nie zauwazylem, zeby objawy ustapily w chocby najmniejszym stopniu. Podlamalem sie, ze nie widze chocby najmniejszego wplywu i przerwalem terapie, glownie dlatego, ze troche pieniedzy kosztowala i same leki a ja bez pracy. Pani doktor tez wydawala sie miec do tego wszystkiego stosunek transparentny i nie czulem tego by mialo mi to pomoc. Aktualnie minelo juz troche czasu odkad zrezygnowalem i nie biore zadnych lekow. Ciezko bylo mi je wszystkie odstawic bo jak nie bralem drugi czy trzeci dzien to czulem sie zdezorientowany jakby ktos uderzyl mnie kijem w glowe, jak wodzilem wzrokiem na boki to prady przechodzily mi przez glowe a dokladniej mowiac przez mozg - przynajmniej takie mialem odczucia. Aktualnie siedze w domu i jestem na utrzymaniu przez ZUS, co miesiac dostawalem 3500zl na konto jako zasilek chorobowy, udalo mi sie to zalatwic przez Pania ktora poznalem w ZUS, fajnie mi doradzila i dzieki niej nie zostalem z niczym. Pozniej zamienilem ten zasilek chorobowy na zasilek rehabilitacyjny, czyli taki, ktory dostaja osoby, ktore rokuja poprawe, ale jeszcze nie sa do konca zdrowe by podjac zatrudnienie. 23 marca konczy sie okres wyplacania zasilku rehabilitacyjnego i moge sprobowac go jeszcze przedluzyc o pol roku, ale slabo to widze. Nie chodze juz do psychiatry a poprzednim razem jak bylem w ZUS na komisji to mialem ze soba cala historie choroby, watpie bym bez tego cokolwiek zalatwil. Jak nie uda mi sie nic zalatwic to mam troche pieniedzy odlozone, na kilka miesiecy mi starczy, ale to nie jest zadne rozwiazanie. Zaczalem juz zartowac sobie i mowie rodzicom, ze ta kasa, ktora mam na koncie to dlugosc mojego zycia, jak sie skonczy to i ja najlepiej skoncze swoj zywot. Oczywiscie watpie, zebym to zrobil, ale wiecie jak to jest, to juz taka bezsilnosc przemawia przeze mnie a nie rozum. Jak ma sie czlowiek nie zalamywac w takiej sytuacji, chlopak 23 lata a zycia nie doswiadczyl w ogole, boi sie wszystkiego co nowe i najprostsze czynnosci sa dla niego wyzwaniem. Ogolnie nie czuje sie jakbym mial depresje na ten moment, czasem z tego domu wyjde, nawet ostatnio bylem na obiedzie w restauracji z przyjacielem, ktorego poznalem ladne kilka lat temu przez internet, potem poszlismy do baru cos wypic i pogadac. Tylko, ze dalej mna trzesie i to juz codziennie jak mam cos zrobic, zwracam na to uwage przy kazdej czynnosci jaka robie. Jak bylem z nim na tym obiedzie to po zamowieniu picia balem sie w ogole szklanke wziac do reki bo rozbilbym ja glowa, telepie mna jak alkoholika na glodzie. Oczywiscie nie wyglada to tak, ze ja sie rzucam na kazda strone i macham rekami jakbym mial zespol tureta bo tak nie jest, ciezko to zobrazowac, to sa takie mimowolne lekkie zrywy ciala, ktore koncza sie ruchem glowy, mam to nieustannie jak probuje pozostac w bezruchu, nie wiem jak mam sobie z tym poradzic. Teraz gdy to pisze i przestaje na moment by pomyslec rowniez mnie bierze a jak zdolam to powstrzymac to czuje w miesniach brzucha lekki skurcz. Nie moge nawet pojsc do fryzjera bo na poczatku trzese sie i mam ten tik od brzucha az po glowe, dopiero z czasem mija. Chodze wiec do znajomej, ktora wie, ze tak mam, ale i tak nie moge nad tym zapanowac, pierwsze trzy minuty tiki a po chwili stopniowo przestaje. Jest masa rzeczy, ktore chcialbym zrobic ale to mnie powstrzymuje i niszczy moje zycie. Stalem sie niewolnikiem samego siebie. Moge jeszcze dodac, ze ogolnie nie pijam alkoholu pomimo alkoholika w rodzinie, ale po tym jak rzucilem leki i moglem sie napic w nadchodzacy sylwester to potwierdzilo sie to co juz wczesniej zauwazylem. Pierwszy kieliszek oczywiscie rozlalem ze stresu bo byl nalany do pelna, z nastepnymi bylo coraz latwiej az w koncu w ogole sie nie stresowalem mimo, ze bylismy u tych znajomych pierwszy raz. Nie bylem wcale pijany a moglbym podejsc do kazdej dziewczyny i normalnie porozmawiac bez obaw o nic. Przez to jestem na najlepszej drodze by tym alkoholikiem zostac, bo skoro tylko to mi pomaga to co innego mam zrobic. Widocznie mam po ojcu to wszystko co najgorsze jesli chodzi o zdrowie a wyglad odziedziczyla siostra. Jego tez trzesie jak ma cos zrobic a zwlaszcza wtedy kiedy trzeba wlozyc w cos sile, trzesa mu sie miesnie jak z zimna. Zdaje sobie sprawe, ze niektore rzeczy moglbym pominac w tej calej historii i skupic sie tylko na tym co mi aktualnie dolega, ale chcialem napisac wszystko co mi lezy na sercu i mam nadzieje, ze znajdzie sie tutaj ktos kogo to zainteresuje. Jestem tez swiadom, ze ludzie maja na swiecie gorsze problemy i patrzac na innych powinienem sie cieszyc, ze tylko to mi dolega, ale prosze tez o zrozumienie mnie samego. Chcialbym w koncu wyjsc do ludzi, zeby pozniej nie plakac, ze jestem starym dziadem po 30 a zycia wcale nie doswiadczylem. Mlodsza siostra juz ma prawo jazdy, chlopaka z ktorym chce ulozyc zycie i przede wszystkim pracuje. Ja sobie tego wszystkiego odmawiam i nie do konca z wyboru a jestem jeszcze mlodziutki, z wygladu zwlaszcza. Przykro patrzec jak zycie mija i w ogole w nim nie uczestniczyc, chcialbym to w tym roku zmienic tylko nie wiem czego mam juz sie chwytac. Zaczalem myslec o tym co tutaj napisze o 2 w nocy a jest aktualnie 5 40, duzo mnie to wszystko kosztowalo by podzielic sie tym z innymi, wiec mam nadzieje na choc odrobine zrozumienia. Dziekuje tym, ktorzy to przeczytali i chetnie odniose sie do waszych odpowiedzi, pozdrawiam.
×