Niestety nerwica jest straszna... Sama w niej siedzę od trzech lat. Zaczęło się od walacego serca duszności, zwrotów głowy bólu kręgosłupa szczekościsku i dretwienia rąk. Nie wiedziałam czy mam udar, zawał czy wylew w jednym. Kończyło się wzywaniem karetki i zastrzykiem z hydroxyzyny. Najgorsze były okropne lęki człowiek sam nie wie czego się boi. Taki trochę efekt błędnego koła. Oczywiście przeszłam serię badań od rezonansow głowy i kręgosłupa po badania krwi, tarczycy i usg żył szyjnych oczywiście wyszło że jestem zdrowa. Mimo dobrych wyników czułam że lekarze coś pomineli i napewno coś mi jest. Wmawialam sobie wszystkie choroby. Spinaly mi się mięśnie miałam koszmary w nocy poprostu nie dawałam już rady. Budzilam się z walacym sercem i oczywiście się napedzalam że umieram. Ostatecznie skończyło się wizyta u psychiatry i od 7 miesięcy biorę systematycznie leki. Teraz przynajmniej mogę normalnie funkcjonować nie mam wilgotnych dłoni nie kręci mi się w głowie nic mi nie dretwieje nie wali mi serce czuje się dobrze leki też zniknęły, Oczywiscie miewam gorsze momenty ale są one chwilowe. Wychodzę z domu nie boję się ludzi potrafię wszystko załatwić jest poprostu dobrze spotykam się z ludźmi. Oczywiście wiem że leki problemu nie rozwiążą bo tkwi on w mojej głowie. Psychoterapię zaczynam w kwietniu bo takie terminy są na NFZ. Ale wszystko myślę idzie ku lepszemu.