Hej, właśnie w akcie desperacji szukania sobie nowych chorób znalazłam ta stronę i stwierdziłam, że i ja coś napisze, żeby wyzalic sie nawet obcym ludziom w Internecie, bo w rzeczywistości to już wszyscy dosyć mają moich problemów, przez które ja mam dosyć życia już. Gdzieś koło 8 lat temu zaczęły się u mnie pierwsze objawy nerwicy, często nie mogłam złapać oddechu, serce czasem kulo, jeździłam po lekarza i każdy mówił że to z nerwów i jak już byłam pewna że nic mi nie jest to wszystko przeszło na kilka lat i był spokój, aż do tego roku. Mam dwojke dzieci jeden ma rok drugi dwa lata no i męża którego w sumie więcej nie ma niż jest i czasem to już zapomniał że on wgl istnieje, bo ani wsparcia od niego, wysluchania, niczego, jak urodziłam w lutym drugiego syna to on zaczął znikać z domu , ciągle coś do załatwienia miał, tu sobie do mamusi posiedzieć poszedł, tu kolega coś od niego chciał, tu do sklepu na 3 godziny i tak ciągle, ja sama z tymi dzieci, starszy to jest tak marudny że już nie da się wytrzymać, ciągły krzyk, ryk, płacz, nie wiadomo o co A ja jestem nerwowa i denerwuje mnie wszystko szybko, młodszy po urodzeniu to kolki miał no i ja tak sama niewyspana, zmęczona byciem sama i tak się zaczęło wtedy, ciągle myślenie o tym ze na pewno coś mi jest, skupianie się na sercu, jak bije, czy dobrze bije, ciągle spiecie mięśni wokół klatki przez co dziwne uczucie w sercu jest jeszcze gorsze, do tego mam problemy z kręgosłupem piersiowym i często mnie coś zakuje, scisnie a ja od razu w panike wpadam ze to zawal, i potem przez kilka dni Cię że i już sobie trumnę wybieram. Nie mogę się skupić na niczym innym, ciągle tylko o tym sercu myślę, boję się czasem wstać z łóżka że jak się podniose to coś się stanie do tego dziwne drżenie pleców i serca, czasem jakieś mocne uderzenie, miałam ekg kilka razy usg, krew, wszystko niby dobrze, A ja ciągle i tak w to nie wierzę, najgorzej jest jak właśnie siedzę i nic nie robię to wtedy się skupiam na tym, teraz już 3 miesiąc jestem sama, mąż za granicą dopiero za dwa tygodnie wraca, i wszystko na mojej głowie, mało śpię, jestem już czasem tak zmęczona że ledwo daje radę się zająć dziećmi, ciągle się martwię wszystkim, denerwuje, stresuje, czasem mam wrażenie że mam jest mi wszystko co tylko może byc, już nie daje rady, byłam u psychiatry, przepisał tabletki, ale ja się boję ich brać, a nikt nie rozumie tego i wszyscy twierdzą ze sama to sobie robię, że jak dla leki to mam brać i tyle, wszystko dla wszystkich takie łatwe jest. Nie mogę żyć normalnie, zazdroszczę wszystkim ludzia , którzy normalnie się czuje, chciałbym być szczęśliwa, A nie umiem, bo ciągle się martwię, chciałbym uciec przed sobą i przed tym co czuje , albo zacząć zyc od nowa, nawet słów nie mam na to wszystko już, czuje że się wykończe, boję się że coś się stanie i dzieci zostaną same, że nikt mi nie zdąży pomóc że nie zdążę po nikogo zadzwonić, ciągle się boję, Boze:(