Przyjeżdżam co 2msc bo od śmierci ojca matka próbuje walczyć. Miała trochę wstrząs bo gdy ojciec spadł ze schodów to jeszcze żył. Matka go przykryła (mówił, że mu zimno) i poszła na pietro i zasnęła. Była na odwyku ale prywatnym, 6tygodniowym. Sama przyznała, że to bardziej były wakacje. Ale od tego czasu jest w stanie powiedzieć (czasami, bo czasami jednak ukrywa się itd), że nie dała rady, albo czy była na terapii. Terapeuta przekonał mnie, że dopóki się stara i prosi o pomoc to warto dawać wsparcie. W dodatku zajmuję się finansami bo od dawna jestem upoważniona do ich kont, a ojciec ogarniał bankowość internetową, mama niestety powoli się tego uczy. Ona pilnije terminów, ja przelewam. Kolejna kwestia to moj młodszy brat. Dwa razy już walczył na odwyku. Jest ciężkim człowiekiem z charakteru, co dopiero gdy coś weźmie, ale przed drugim odwykiem był już tak złamany psychicznie i wymęczony uzywkami, mial paranoje, wylądował w szpitalu itd, sam błagał o pomoc, w każdym razie rodzeństwo mamy się zmobilizowało, żeby nam pomoc. Od tego czasu próbują trochę z nami odbudować kontakt. Po 6msc brat wyszedł na własne żądanie. Pierwszy raz utrzymuje pracę, jednak wiem, że sięga po alkohol, trawkę, pewnie nawet codeine od ktorej wszystko się zaczęło. Ale on też szuka ze mną kontaktu. Nie potrafię ich całkiem skreślić dopóki próbują wstawać po upadkach. W rodzinnym domu mieszka matka alkoholiczka, jej ojciec alkoholik i moj brat alkoholik?narkoman?. Taki zestaw to aż się prosi o utworzenie meliny, gdzie kiedyś było blisko, ale że cała trójka musiała przeżyć tragedię to zaczęli walczyć. Zdaję sobie sprawę, że powinni powtórzyć odwyk. Ale zobaczymy, ja za nich tego nie zrobię. Mieszkam ponad 200km od nich i każdy przyjazd tam to niepewność, wprowadziłam się tak daleko i wiem, że nie wrócę. Ale odwiedzam. Po części, dlatego, że choć się tego brzydze, to nie potrafię zabić nadziei, że się ogarną a to z kolei powoduje duży ból gdy im się nie udaje.
Tak mniej więcej