Witam wszystkich,
jestem nowa, zarowno na forum jak i w zagadnieniach związanych z nerwica, depresją. Wiem niby co jest czym (sama podejrzewam, że mam nerwicę, ale ponieważ ostro ignoruje ten fakt, nie przeszkadza mi to w życiu.
Problemem jest moja MAMA, było już na ten temat, czytalam i nic... w sensie takim, że ja chciałabym jej pomóc tylko nie wiem od której strony zacząć, no i chciałabym zrozumieć czy w ogóle jest sens, czy potrzebuje? czy mi sie tak tylko wydaje. Inaczej mówiąc: siedzę w tej sytuacji od tak dawna, że sie już pogubiłam co jest normalne, a co nie jest normalne jako zachowanie.
Moja mama ma 59 lat, 15 lat temu moja siostra wyjechała za granicę, wcześniej sie rozwiodła z moim tatą (zasługiwał na to..., nie miała z nim łatwego życia, nadużywał alkoholu, często zabierał sie do rękoczynów...), zostałyśmy we dwie i dawałyśmy sobie radę! ja miałam wtedy jakieś 13 lat. Moja mama straciła prace, ale pracowała dorywczo, ze mną problemów wychowawczych nie było.
Poszłam do liceum, z moja siostrą oczywiście utrzymywałyśmy kontakt, wszystkie wakacje spędzałam u niej, ona często przyjeżdżała do Polski i tak mijały lata. Jak byłam w II klasie liceum zmarł mój tata, z którym zresztą nie utrzymywałam kontaktów ani ja, ani moja mama. Moja mama już wtedy zaczęła sie dziwnie zachowywać: np. strasznie zaczęła sie modlić (nie przeszkadza mi to, jeśli przynosi jej to jakąś ulgę i wspiera ją wewnętrznie), ale zaczęła strasznie chodzić do Kościoła. No nic. Kościół I znak. Poza tym przestała mi kompletnie mówić prawdę: w zwykłych małych sprawach strasznie kłamie, nawet o takie jakieś drobnostki, nie mówię już o większych sprawach: dla zmylenia rodziny co innego mówi mi, mojej siostrze i swoim 2 siostrom, na końcu nikt nigdy nie wie jak jest naprawdę.
Z biegiem lat zaczęła mniej dbać o siebie: jak wyjechałam na studia to przestała praktycznie robić zakupy. O pieniądze nie musiała sie martwić, co prawda nie byłyśmy bogate, ale nie robić nawet zakupów, aby ugotować obiad? Teraz mam 26 lat i nie mieszkam z nią, przyjeżdzam co 3 miesiące do domu i zawsze wie, że będę, wiec jakieś zakupy zrobi, ale w innym przypadku, to praktycznie lodówka jest pusta... jak jej zostanie cokolwiek, to wkłada od razu do zamrażalnika. nie da się jej przekonać, aby normalnie jadła.
Nie mówię nic o kupowaniu jakiś ciuchów, nic nie kupuje. Teraz ma emeryturę, więc nie powinna się w ogóle o nic martwić. nawet jak ja jej coś kupie, to zamiast się cieszyć, to chowa to w jakiś ciemny kąt i mówi, że to na niedzielę, nie dociera do niej, że życie może nie doczekać do niedzieli...
Ok, teraz najważniejsze:
Od kiedy ją znam i pamiętam, zawsze wyciąga jakieś historie, które nawet nie wiem skąd jej przychodzą do głowy: o podział majątku, bo kiedyś ktoś jej coś powiedział i ona nadal to pamięta, same negatywne rzeczy.
Boi się ludzi (czy to ma związek z moim ojcem?), właściwie nie rozmawia z nieznajomymi, jak ją ktoś zaczepi na ulicy i zapyta się o godzinę to ona się odwraca i albo ucieka, albo nie odpowiada.
Ma wrogie nastawienie do świata i wydaje się jej, że wszyscy jej życzą źle - nawet jej własna rodzina! (ze mną jest w miarę ok, ale czasami też jej coś "odbije" i zaczyna krzyczeć, płakać i nie wiem dlaczego, coś sobie ubzdura, typu, że jej nie chce, że najlepiej by było, gdyby umarła).
2 razy wezwała policje, ponieważ była przekonana, ze podczas jej nieobecności ktoś wszedł do domu: nie było żadnych śladów włamania, tylko w domu jej jakieś dokumenty się przemieściły...
zdecydowałam się napisać, bo moja siostra po 6 latach przyjechała z rodziną do Polski na wakacje i oczywiście moja mama dała jej nieźle popalić: zaczęła jej wyciągać jakieś stare żale, wyzywać jej męża od głupich i to przy innych osobach, tak jakby zaczęło z niej coś "wychodzić". Zdarzają się sytuacje, dni, tygodnie, że jej naprawdę pogodna, ale częściej po prostu swoim zachowaniem nie daje spokoju rodzinie.
Jest apatyczna, albo sztucznie wesoła.
Potrafi siedzieć godzinami po ciemku na krześle w kuchni.
Albo zamknąć sie i modlić na książeczce
Potrafi ni z tego ni z owego wyciągnąć starą historię, bo się jej przypomniało, że ktoś ją źle potraktował.
Nie ufa nikomu (ufa chyba tylko mi)
Nie można jej zaprosić do restauracji, bo powie, że na pewno się wstydzę z biedakiem gdziekolwiek pokazać. Nigdy jej nie dałam odczuć nic podobnego, ale może brak pieniędzy w przeszłości wpłynął na nią tak silnie? Wielokrotnie jej powtarzałam, że pieniądze nie są najważniejsze, że nie ma to dla mnie znaczenia, że chciałabym tylko sprawić jej przyjemność i zabrać na obiad. Nie będę wam opisywała koszmaru jaki przeżyłam w Barcelonie, jak ja zabrałam na weekend. Nie chciała jeść, bo mówiła, że jej nie stać, że ona jest za biedna itp, itp. Nie umie się niczym cieszyć i to jej negatywne nastawienie do świata, wrogość do ludzi jest naprawdę męcząca.
Kilka lat temu poszłam z nią do lekarza, byłam przekonana, że z nią porozmawia, że może wyciągnie z niej jakieś strachy z przeszłości, ale NIC, zapytał się tylko jak się czuje i przepisał jej jakieś leki, których oczywiście nie brała.
Dziwne jej to, że jakiś miesiąc temu poprosiła mnie o książkę o psychologii, zapytałam się jej dlaczego chcę tę książkę, odpowiedziała mi, że chciała poczytać.
Chociaż kiedy jej mówię, że może mamy jakiś problem, że jest nerwowa (ma bardzo lekki sen, właściwie nie śpi tylko czuwa), to zaczyna krzyczeć, że wariatkę z niej robie (normalna reakcja).
Chciałabym zrozumieć czy takie zachowania są normalne? Czy to są jej "zmory" przeszłości, czy jest możliwość, żeby jej pomóc? Psycholog?
proszę pomóżcie.
dziękuje.
w kropce :-(