Skocz do zawartości
Nerwica.com

Anatea

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

1 obserwujący

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Anatea

  1. Problem nieśmiałości i takiego zamknięcia wzmacnia się tym bardziej, im silniej pielęgnujemy negatywne wyobrażenia o sobie. Warto sobie wypisać wszystkie przekonania, którymi się karmimy i poprzez które stawiamy taki mur nie do przejścia...A potem z nimi pracować i zmieniać krok po kroku na lepsze...
  2. Hej, Chciałam się podzielić swoją historią. Chorowałam na nerwicę natręctw w wieku 13 lat. Miałam trudne dzieciństwo, wcześnie musiałam radzić sobie emocjonalnie sama. Szybko zainteresowałam się psychologią i rozwojem osobistym. Jedyne co mi zaoferowano w moim problemie to leki. Zdenerwowałam się i odrzuciłam je. Juz i tak miałam nadwagę i nie akceptowano mnie w szkole. Nie było mi to potrzebne. Zaczęłam czytać o wszystkim co mi się mogło przydać w poradzeniu sobie z nerwicą. Przyglądałam się mojemu poczuciu odrzucenia, niskiej samoocenie. Miałam silne, klasyczne objawy. Sprawdzałam po kilkadziesiąt razy czy klatka z moim zwierzakiem jest zamknięta, czy spakowałam plecak, czy równo ustawiłam buty, albo czy zamknęłam okno. Dostawałam od tego napięcia szału. Aby wykonać moje rytuały musiałam zyskać dodatkowe dwie godziny czasu wieczorem. Nie znajdywałam zrozumienia u moich rodziców. Bałam się, że postąpią ze mną w jedyny sposób, który kojarzy im się właściwy - szpital. Dlatego wieczorem mówiłam, że boli mnie głowa, że jestem zmęczona. I już o 19 kładłam się rzekomo spać. W tym czasie musiałam wykonywać te rytuały, które przyprawiały mnie o bóle głowy. Tak, miałam dodatkowo straszne migreny. Trwało to pół roku, aż zaczęłam zagłębiać się w siebie. Zaczęłam słuchać co mówi moje ciało, moje emocje. Początkowo gdy czułam, że zbliża się atak, czyli lękowa myśl, która napływała do mnie z zewnątrz i jakby uderzała w głowę próbowałam się zaprzeć i nie reagować. Gdy myśli stawały się coraz to silniejsze, leżałam uparcie i wczuwałam się w napięcie, które pojawiało się w moim ciele. Potem zaczęłam powtarzać sobie afirmacje i gdy napięcie nasilało się - powtarzałam - jestem zdrowa, jestem zdrowa. Dużo czytałam na temat podświadomości, na temat świadomego oddychania. Zaczęłam się relaksować i pracować nad sobą. Po prostu słuchać siebie. Całego smutku, odrzucenia, pozwalałam sobie na wyciszenie i kontakt z sobą. Zauważyłam, że takie postępowanie zacżęło wyzwalać łzy i jakiegoś rodzaju oczyszczenie. Dodatkowo czułam gdzieś w sobie, że pomoże mi rozmowa z matką. Podczas całej tej choroby, miałam ogromną chęć rozmowy z matką na temat moich narodzin i mojego wczesnego dzieciństwa. Pewnego dnia, gdy matka zaczęła mi o tym wszystkim opowiadać wyszło ze mnie ogromne poczucie winy, za to, że się urodziłam. Ona opowiadała, a ja płakałam - sama nie wiedziałam dlaczego. Wylało się ze mnie całe odczucie porzucenia, smutku, niskiej samooceny. Po tej sytuacji poczułam ogromną ulgę. Jakby odpadł ze mnie ciężar noszony miesiącami. Już wczesniej czytałam o podświadomości i o tym, że różne emocje, traumy i zapisy z przeszłości, mogą determinować nasze życie. Sytuacją którą opisałam wpłynęła na mnie tak, że najbliższej nocy położyłam się wyczerpana spać i nie musiałam już robić żadnych rytuałów. Odeszły ode mnie jednego dnia jak ręką odjął i już nigdy nie wróciły. Wystarczyło, że skontaktowałam się z głęboko nieuświadomionym poczuciem winy i lękiem, który gdzieś we mnie tkwił od wczesnego dzieciństwa. To, że sama wyszłam z tej nerwicy w wieku 13-14 lat bardzo wiele mi dało. Bardzo poważnie zainteresowałam się psychologią i pracą nad sobą. Życie poprowadziło mnie tak, że obecnie sama jestem psychologiem. U podstaw NN zwykle leży również depresja i bardzo niskie poczucie bezpieczeństwa. To także perfekcjonizm, którym chcemy zamaskować nasze wewnętrzne braki. Zwykle przyczyniają się do tego nadmierne presje i wymagania od rodziców oraz słabe więzi emocjonalne. Gdyby ktoś miał jakieś pytania to chętnie pomogę i zapraszam na priv. Poprzez moją historię nie zachęcam do porzucenia klasycznego leczenia. To, że ja tak zrobiłam i mi się udało, nie znaczy, że inni muszą. Po prostu taka jest moja historia, którą się dzielę.
×