Witam, od czerwca nękają mnie objawy nerwicy tj. nerwobóle (zazwyczaj w klatce piersiowej), bezustanne pocenie się, napięcie żołądka (które spowodowało leczony już od miesiąca refluks), duszności, ucisk w gardle, uczucie drętwienia rąk i nóg, hiperwentylacje, migreny i mniejsze bóle głowy, nierówne bicie serca, (podczas ataków) drgawki, ogólne osłabienie, zawroty głowy, zmęczenie i irracjonalny lęk że powyższe powoduje śmiertelna choroba. Dodam też że od kiedy pamiętam nęka mnie hipochondria.
Ogólnie jestem już w stanie pogodzić się z tym że to objawy nerwicy (od kiedy dowiedziałem się o niej), którą trzeba leczyć. Zamierzam iść po skierowanie do psychiatry najszybciej jak się tylko da, lecz niestety pisane jest mi to dopiero w listopadzie, gdyż, ponieważ osiągam w owym miesiącu pełnoletność, a nie mogę przekonać do pójścia do lekarza rodziców. Badania krwi robione na wszystko możliwe, szablonowo wyszły oczywiście perfekcyjne.
Ostatnimi czasy w końcu jakimś cudem udało mi się uspokoić i przeżegnać niektóre z nieprzyjemnych objawów, lecz jest jeszcze jeden objaw który nie daje mi spokoju i uniemila oczekiwania, a jest nim zaczynający się około godziny osiemnastej stan podgorączkowy zazwyczaj 37.2 stopnia, rzadziej wyżej niż 37.5, który nawiedza mnie z małymi przerwami od dwóch miesięcy.
Moim pytaniem jest, czy może być powodowany przez nerwicę?