Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kimczi

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Kimczi

  1. Edit: Byłam u lekarza, pojawiła się gorączka. Brak wymiotów, trochę biegunki. Żołądek zmęczony, podrażniony, ciężki. Ale nie boli tak mocno. Dostałam trzy zastrzyki i lekarz mnie nastraszył, że coś się rozwija.... Ale jelitowka to chyba najlepsza opcja wymienil wyrostek robaczkowy, coś z żołądkiem, trzustka lub wrzody...
  2. Jestem... Oj dziewczyny, mój wyjazd do Bułgarii był super. Ostatecznie nie chciało mi się cudować z butelkowa woda i myłam zęby kranówką... Co tam wakacje, teraz mam inny problem... Tydzień temu zachorowałam na zatoki i jeszcze do wczoraj brałam antybiotyk, pomijając fakt że pracuje w przedszkolu , pojechałam wczoraj na korepetycje do jednego ucznia... Mama mówiła że był parę dni temu chory...wiadomo na co. Oczywiście ja już cała byłam w stresie. Wróciłam do domu i na noc wzięłam ostatni antybiotyk. I co? Rano się budzę, zjadłam dwie kromki i poczułam jak mnie okropnie muli. Myślałam że zwymiotuje, iberogast poszedł w ruch, gorąca herbatą i tak już od rana sobie leżę pod kocykiem. Nie jest mi mega niedobrze, po prostu mnie mdli, i mam uczucie jakbym zjadła kamień, tak mi ciężko na żołądku :( do tego parę razy poszłam do wc... Sama nie wiem czy antybiotyk mi zaszkodził, bo nie brałam osłony, czy zaraziłam się wczoraj wieczorem od ucznia... Jest mi tak źle. Mam dość tego strachu, nawet jakbym chciała puścić pawia to nie potrafię, umiem wytrzymać wymioty i się po prostu męczyć. Trzy czy dwa lata temu miałam ostatnia jelitowke która mama przyniosła że szkoły. Pamiętam że wtedy napilam się wody i już chcialam to z siebie wyrzucic, ale zemdlałam od samych prób wymiotowania, czaicie? Takie miałam apogeum stresu że to już się stanie... Mam nadzieję że do jutra przejdzie mi ten żołądek, nie mam na nic apetytu... Ehh
  3. Witajcie. Jestem tu nowa... specjalnie założyłam konto żeby tu napisać, a śledzę forum od dłuższego czasu. Mam 25 lat z czego około 15 żyje z emetofobią. Zaczęło się od małego epizodu w dzieciństwie - podejrzewam ze pobyt w domu strachów w wesołym miasteczku „obudził” moja nerwice, bo wtedy tak to przeżyłam ze po powrocie do domu gdy leżałam i oglądałam tv nagle zaczęło robić mi się dziwnie... zaczęłam się trząść, mokre ręce, duszenie w gardle i mysl, ze zaraz zwymiotuje. Zaczęłam krzyczeć mamie ze mi niedobrze, a brat mi nie pomógł tylko jeszcze bardziej podkręcił mój lęk - otworzyl drzwi od wc i kazał mi tam iść żeby nie pawiac na podłogę... w międzyczasie przeszłam dwie jelitówki, jedna w podstawówce, bo panował wirus, a druga kiedy zatrułam się gofrem na jakimś festynie w gimnazjum. Od tamtego momentu cisza, pomijając błahe sytuacje kiedy nagle po zjedzeniu czego typu pizza, mcdonald ogarniał mnie lęk i myśli „ze mi zaszkodzi, ze zwymiotuje”... w miarę upływu lat dorobiłam się konkretnej nerwicy i jelita drażliwego, aczkolwiek typowe ataki paniki zmalały. Oczywiście łapie mnie lęk gdy słyszę ze komuś niedobrze itd, ale ogólnie pracuje z dziecmi i nie raz musiałam ewakuować dziecko z zajęć bo było bliskie pawia... dałam radę i jestem z siebie dumna. Pamietam tez ze 3 lata temu moja mama przyniosła do domu wirusa i się zaczęło... raz zwymiotowała, dostała gorączki ale na drugi dzień była już zdrowa. Przeżywałam to strasznie ale ostatecznie wmowilam sobie ze to tylko zatrucie. Niestety, dwa dni później jedząc śniadanie chwycił mnie ból brzucha, inny niż zwykle. Wiedziałam ze coś się dzieje. Dostałam okropnej biegunki i już byłam pewna że to jednak wirus. Żołądek bolał mnie okropnie, nie byłam w stanie leżeć ani siedzieć, nie mogłam napić się wody, ból był okropny. Ale nie zwymiotowałam, mimo moich prób - chciałam się wyrzygac żeby mi ulżyło ale wyobraźcie sobie, ze podczas robienia „twixa”(:D) zemdlałam z samego strachu, ze zaraz będzie wymiotować! Wieczorem zawieźli mnie na pogotowie bo byłam odwodniona. Dostałam kroplówkę, środki rozkurczowe i przeciwbólowe. Ból ustąpił a ja byłam w stanie przespać noc. Po dwóch dniach byłam już zdrowa. Do czego dążę.... Potrafie zyc z tym lękiem i nie świruję przy byle okazji, oczywiście boje się czasami jeść w nowych miejscach, a mając chłopaka to jest normalne ze jeździmy coś zjeść na mieście od czasu do czasu. Niestety chłopak nie wie o mojej fobii. Powiedziałam mu tylko ze boje się zarazków i ogólnie wirusów. Wykupiliśmy wakacje w Bułgarii, wybraliśmy 5 gwiazdkowy hotel. No i się zaczęło... moje szaleństwa, bo gdzieś na necie czytałam ze po Bułgarii w lecie latają wirusy, ze myć żeby woda butelkowaną, bo e.coli w wodzie, ze w jedzeniu może coś być... mam spakowana cała apteczkę w razie wu, ale nie będę w stanie cieszyć się z wyjazdu bo wiem ze będę myślała tylko o jednym - żeby mnie nic nie chwyciło:( pal licho biegunkę, boje się tego drugiego... do tego czeka mnie pierwszy w życiu lot samolotem a mam chorobę lokomocyjna... nie wiem jak sobie poradze, a lecę już pojutrze!
×