Skocz do zawartości
Nerwica.com

Patryk_94

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Patryk_94

  1. @Mia93 taka już przypadłość hipochondrii, niby zrobisz badania i jest wszystko git, a i tak głowa nadal robi swoje... Ja wciąż jak się czułem tak się czuję, mimo że morfologia wyszła mi jak u niemowlaka Mam nadzieję że powrót do pracy ( byłem teraz tydzień na L4 ) odwieje na moment te dziwaczne myśli i samopoczucie, czego sobie i Tobie życzę
  2. @Mia93 mi nerwica powróciła jak bumerang przed tygodniem po... 6 latach! Nawet lekko ponad Jeśli faktycznie czujesz się źle, co zapewne jest wymysłem Twojego mózgu - śmigaj na podstawowe badania które rozwieją Twoje wątpliwości, tak jak i ja. Choć nie zdziwię się, jeśli za jakiś czas znowu coś sobie "przywołam", bo ciągle siedzę jak na szpilkach
  3. Po przeglądnięciu badań krwi mogę z pełną świadomością powiedzieć, że przypisałem sobie kolejną "chorobę" do swojego zbzikowanego CV. Każdy parametr co do joty, jak u niemowlaka. Fakt faktem, mam lekarza na 12:15 jeszcze by doglądnęła wyników, ale już jestem znacznie spokojniejszy. Dla wszystkich znerwicowanych, z własnego doświadczenia - nie przejmujcie się bólami, ściskami, skurczami, itd które odczuwacie! To wszystko zasługa naszego mózgu, który przyjmując tyle danych które TEORETYCZNIE nam pasują, zaczyna je stymulować na naszym organizmie. Przez tydzień ponad chodziłem jak wrak człowieka, w przekonaniu że śmiertelnie choruję, a dzisiaj? Młody Bóg. A zaniżona temperatura ciała i senność, mogą być przyczyną tarczycy ( ciągle mam obniżoną ), ale z tarczycą można żyć. Także moi drodzy - jak tylko coś czujecie - wio do lekarza i na morfologię najlepiej! I wszystko jest czarno na białym, choć poranny stres przy odbiorze wyników dzisiaj... MIAZGA.
  4. @xD_ ja już po pobraniu krwi. Jutro rano będą wyniki i okaże się, czy faktycznie ( tfu, tfu, tfu!! ) coś mi może dolegać, czy też po raz kolejny to wymysł mojej porytej bani. Bo jeżeli okaże się to drugie, to będę pod niesamowitym wrażeniem tego, co nasz własny mózg potrafi zdziałać, jakie dawać symptomy, objawy, poprzez głupie poczytanie w necie i lekki niepokój lekarza. Wczoraj o dziwo, na chwilę kompletnie się od tego wyłączyłem, jakbym zapomniał, efekt? Czułem się zupełnie normalnie... Dzisiaj od rana już jazda, bo i badania, teraz zamartwianie się co najlepszego mi tam powychodzi, a jutrzejszy odbiór to dopiero będzie stresówa - oby niepotrzebna.
  5. Dzięki za odpowiedź kolego U mnie lęk spotęgowała wczorajsza wizyta u lekarza rodzinnego, który faktycznie stwierdził powiększony węzeł chłonny szyi po lewej stronie, ale jest on bezbolesny. Nie mam gorączki ani nocnych potów co jest jednym z objawów towarzyszących, za to ciągle temperatura mojego ciała sobie skacze - od 34.8 po 36.6, czyli osłabienie. Ciekaw jestem, czy jest ono spowodowane tym nadmiernym lękiem, czy też to moja normalna temperatura na którą po prostu nigdy wcześniej nie zwracałem uwagi, przez te 6 lat, bo po prostu nie zwykłem jej mierzyć co pół godziny. Podobno niska temperatura ciała to nic takiego, niektórzy taką mają na co dzień, bo już tacy są i już. Odkąd nie wyczytałem w necie jak jeszcze miałem owe plamki dodatkowych ich przyczyn takich jak nowotwór, nie przykuwałem uwagi do swojej szyi i węzłów chłonnych, jednak jak już wyczytałem - bach, nagle wyczułem i co ciekawe, potwierdził to lekarz. Dodatkowo odczuwam lekki dyskomfort, jakby ucisk tego miejsca, malutki, którego nie odczuwałem przed wyczytaniem "wyroczni". Dodam, że po plamkach ani śladu odkąd stosowałem maści przepisane przez lekarza rodzinnego. Czy możliwym jest, że ludzka psychika potrafi tak silnie działać, by nagle w mgnieniu oka odczuwać takie nieprzyjemności, także fizyczne? Za 2 tygodnie wylatuję na urlop do Grecji, a tu taka rozsypka emocjonalna na całej linii. Pomijam fakt, że w pracy każda choćby najprostsza czynność przychodzi mi z wielkim trudem, bo z tyłu głowy mam ciągłe myśli, "co jeśli to faktycznie to". Potrafię się oderwać na kilka chwil, wyjść z psem na spacer, posłuchać muzyki, a za chwilę na nowo odpalam telefon/kompa, czytam, nakręcam się, a wizyta u lekarza to dla mnie mega stresówa, nawet nie chcę myśleć jaka będzie gdy będę w czwartek odbierał badania z morfologii krwi. Dobrze wiedzieć, choć wiadomo że to potworne, że nie jest się z tym samemu. Tutaj jak piszesz kolego, też nie spodziewałeś się, a po 3 latach nawrót. Ja byłem przekonany że mam to już za sobą gdy przez 6 lat miałem święty spokój, za wyjątkiem naprawdę króciutkich epizodów, gdzie np mam wyczuwalną narośl pod prawym żebrem ( podejrzewam że to tylko chrząstka ) a gdy jakiś czas temu o niej czytałem, wychodziły podobne rzeczy. Lecz wtedy przykuło to moją uwagę na max 2 tygodnie, nawet nie byłem z tym u lekarza, po prostu o tym zapomniałem bo zaabsorbowałem się codziennością. Mam to do dzisiaj i żyję, i nie zwracam na to już uwagi, skoro sobie to wyczułem 3 lata temu a ciągle tu jestem.
  6. Cześć! Jestem tu nowy, więc pozwolę sobie i ja opisać swój przypadek nerwicy hipochondrycznej, fakt faktem nie stwierdzonej przez psychiatrę, ale pewnej z punktu widzenia mojej przeszłości. Był kwiecień 2013 roku. Miałem wtedy 19 lat. Podczas gry w siatkówkę, oberwałem piłką w głowę i uderzyłem nią o parkiet, bez utraty przytomności. Otrzepałem się, i grałem dalej. W domu nagle przyszło mi coś do głowy, by poczytać w necie o ewentualnych następstwach takiego uderzenia bez utraty przytomności - wyskoczyło wszystko co najgorsze - tętniak, krwiak, itd. Zagłębiając się w lekturę, coraz więcej "objawów" zaczęło mi pasować i zacząłem je nagle odczuwać... Zmęczenie, brak energii do czegokolwiek, co chwilę się ważyłem, podchodziłem do lustra bo dojrzałem żyłkę na wysokości skroni którą ma każdy i która pulsuje - zacząłem i ją przypisywać do owego urazu, bo w necie jak się ją wpisało to również była jako syndrom ów tętniaka/krwiaka. Przeszedłem szereg badań, od oględzin po prześwietlenia - nie wykazały one nic. Czułem się do czasu badań jak wrak człowieka, tak jakbym faktycznie był na skraju życia i śmierci. Oczywiście nie było dnia bez dogłębnej obserwacji swojego ciała i czytania w necie. Trwało to może ze 3 miesiące, po czym w czerwcu wyjechałem na 3 tygodniowy staż do Włoch wraz z całą klasą - przeszło jak ręką odjął, nagle czułem się tak jak wcześniej, plus dodatkowo lekarz rodzinny który był już najwidoczniej zdruzgotany moim przypisywaniem sobie choroby przepisał mi ziołowe tabletki na uspokojenie, które brałem może ze 2 tygodnie i je porzuciłem, tak jak też myślałem, że raz na zawsze porzuciłem nerwicę... myliłem się. Po 6 latach spokoju z tym dziadostwem, powróciła na nowo ze zdwojoną siłą. Zaczęło się 2 tygodnie temu, gdzie na ramionach wysypało mi 4-5 plamek na skórze. Poszedłem do lekarza rodzinnego, będąc niemalże pewnym że skieruje mnie do dermatologa. Lekarz rodzinny po obejrzeniu ramiona, nie posłał mnie do dermatologa, tylko od razu stwierdził, że jest to łupież Gilberta - wirusowa infekcja, która nie jest groźna dla życia, wystarczy smarować przepisanymi maściami, brać tabletki, i zejdzie max do 2 tygodni. Zacząłem smarować, ale w międzyczasie coś mi przyszło do głowy, że to przecież niemożliwe by bez konsultacji dermatologicznej od tak lekarz rodzinny wskazał mi chorobę ( tym bardziej, że pani doktor jest młoda, ma na oko 28 lat ), więc zacząłem czytać w internecie czym jeszcze mogą być spowodowane takie plamki... No i zaczęło się - diagnoza - białaczka. Zagłębianie się w lekturę, wyczytywanie, dodatkowo oprócz tego szukanie jakichś pobocznych chorób, oczywiście tych najgorszych - padło także na możliwego chłoniaka. Zaobserwowałem u siebie powiększony niebolący węzeł chłonny na szyi, oczywiście w momencie, gdy zacząłem czytać więcej. Plamki już zdążyły dawno zniknąć, a teraz po czytaniu o ich następstwach gdzie doszły mi te węzły, wleciała wkrętka o nowotworze krwi. Byłem wczoraj u lekarza, faktycznie wyczuł powiększony węzeł chłonny który mnie nie boli, jutro mam zrobić badania krwi. Węzeł jest ruchomy, nie jest zbity, ale faktycznie mnie nie boli. Oczywiście od tej pory dzień w dzień szereg dziwnych czynności z mojej strony - czytanie w necie, ważenie się ( bo przecież rak to utrata masy ciała ), sprawdzanie co pół godziny temperatury, podchodzenie do lustra i oglądanie w nim tego węzła na szyi, dotykanie go, itd. Rzecz jasna czuję się podobnie jak przed sześcioma laty - nie mam na nic siły, najchętniej przespałbym cały dzień czy też przeleżał, każda najprostsza choćby czynność to dla mnie nie lada wysiłek, nie mam ogółem ochoty na nic, czysty marazm. Nie wspominając, że zadręczam tym także często moich najbliższych. Na samą myśl o badaniach krwi przechodzi mnie przeraźliwy strach że to faktycznie coś poważnego. Wyniki będę miał w czwartek rano. Jak sądzicie, czy po tak długim czasie jak 6 lat, możliwy jest nawrót choroby? Z góry dzieki za odpowiedzi!
×