Skocz do zawartości
Nerwica.com

Parasol

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Parasol

  1. Nikt nie wie o tym, co dzieje się w mojej głowie.
  2. To „poczucie winy” jest równie nielogiczne, jak i cała reszta targających mną uczuć. Rozum mówi „nie obwiniaj się”, a serce „giń, boś zły”. Wiesz, co mam na myśli? Coś w stylu: wiem że jest A, ale czuję że jest B. Myśl o rodzinie i o sobie w roli sprawcy takiej krzywdy trzyma mnie w ryzach. Z kolei myśl o psychologu przyprawia o dreszcze, bo jak mam z kimś o tym wszystkim gadać, to..chyba nie jestem gotów? Z drugiej strony czuję, że czas działa na mnie destrukcyjnie. Mam mętlik, ale fakt, że jestem tutaj świadczy chyba o jakiejś wewnętrznej potrzebie ratowania siebie samego.
  3. Cześć Wam! Jestem tu nowy. Chcę w końcu wyrzucić z siebie to, co od dłuższego czasu niosę w sercu. Facet po trzydziestce. Żona, córka. I piękne życie. Zawodowo spełniony, z perspektywami na spore sukcesy. Towarzysko doceniany. Otoczony gronem osób, którym jego dobro leży na sercu. Realizujący swoje pasje, spełniający zachcianki. Chyba postrzegany jako typ ”znający swoją wartość”. I wszystko fajnie, gdyby nie to, że..chyba odbierze sobie życie. Jestem DDA, to wiedziałem już od dawna (oczy otworzyła mi ciotka). Przez całe młodzieńcze życie towarzyszyły mi dziwne stany, a dopiero przed trzydziestką odkryłem ich genezę. Ojciec pił, zresztą żaden z niego ojciec- to tylko facet, który mnie wychował. W domu miałem tylko mamę, którą zresztą ojciec poniżał, nie szanował jej. Z nikim o tym nie rozmawiałem- nie potrafię, nie umiem się uzewnętrzniać. Ale jakoś sobie funkcjonowałem. Do dnia, w którym moja Mama odebrała sobie życie. Rozdarła mi serce, złamała umysł. Była mi bliska, kochałem ją bardzo. Obwiniam się o Jej śmierć, i choć od tamtego dnia mijają już dwa lata, wciąż nie mogę zaakceptować Jej wyboru. Chcę jej powiedzieć, jak bardzo ją kocham i że błagam o wybaczenie. Każdego dnia towarzyszy mi myśl, że nie chce mi się żyć. Poczucie bezsensu, poczucie smutku, żalu, zmęczenia. Niesprawiedliwości. To nielogiczne! Moje dziecko jest moim priorytetem, gdyby nie ono, pewnie już by mnie nie było. Ale nie mogę zrobić córce takiej krzywdy. Mam piękną pracę, którą lubię. Daje mi satysfakcje i pozwala na życie na bardzo dobrym poziomie. Kocham ludzi dookoła, wiem, że oni mnie też. Pomimo tego wszystkiego co dobre- ja wciąż jestem smutny, czasem myślę o tym, że najlepsze co byłoby dla mnie, to zginąć w wypadku. Wszyscy myślą, że jestem twardy. Że „dobrze znoszę”. Że sobie radzę. Że jestem taki wesoły, wszystko mi się układa i jest wspaniale. Niektórzy mówią wprost, że zazdroszczą mi życia. I nikt z nich nie wie, że mam już kilka pomysłów na to, jak je zakończyć, bo go już nie chcę. Nie chcę już tego cierpienia i bólu. I do nikogo nie mam żalu- oni nie mają prawa znać prawdy. Tkwię w tym syfie sam. Nie chcę już żyć, ale nie mogę jeszcze umrzeć. Znacie to uczucie? Nie boisz się śmierci, ale myśl o tej krzywdzie, którą wyrządzisz, po prostu nie pozwala ci zrealizować pragnienia. Czy chcę pomocy? Chcę, ale nie wierzę w istnienie leku na moje bolączki.
×