Witam. Mam na imie Dominik. Mam 20 lat. U psychiatry jeszcze nie byłem, za miesiąc mam wizytę. Jestem jednak pewny, że jest to dysmorfobia. Odkąd zaczęło mnie coś gnębić, czytałem bardzo dużo wpisów na tym forum. Jeszcze miesiąc temu byłem przekonany, że jest to fobia społeczna, lecz gdy trafiłem na pojęcie dysmorfobii i zagłębiłem temat, okazało się, że bardzo dużo objawów u mnie występuje. Dysmorfobia prowadzi także do izolacji od społeczeństwa, więc stąd wcześniejsze przekonanie, iż to fobia społeczna. Moim największym kompleksem jest krzywy zgryz, krzywe zęby i zakola. Od pół roku spotykam się z kimś, kto mówi, że mnie kocha. Ciężko mi w to uwierzyć. Jest to osoba, która w życiu wiele osiągnęła. W tym miesiącu pisałem matury, starałem się dobrze napisać parę rozszerzeń by dostać się na studia i życ z tym kimś w jednym mieście. Jednak myśl, że ta osoba jest kimś a ja nigdy taki nie będę od paru miesięcy mnie zabija. Moje kompleksy uniemożliwiają mi życie, czy to społeczne czy zawodowe. Nie wyobrażam się na jakimkolwiek wystąpieniu publicznym, boje się otwierać ust publicznie, boje się zdjęć, nie mogę się uśmiechać. Boje się iść do pracy, każdy kontakt z ludźmi jest dla mnie wyzwaniem. Jak wiadomo dla pracodawcy ważne jest pierwsze wrażenie, a ja nawet wyraźnie nie potrafię mówić a co dopiero pracować z ludźmi którzy stali by do mnie twarzą w twarz. Często myśle o sobie, że jestem nikim, śmieciem społecznym, wyrzutkiem dla którego nie ma miejsca w życiu. Kiedyś miałem marzenia. Kiedyś, gdy jeszcze byłem młody, gdy nie wiedziałem jak świat funkcjonuje, co w życiu jest najważniejsze - wygląd. A ja wyglądam okropnie. Prawdę mówiąc nawet myśl, że matury poszły mi dobrze już mnie nie cieszy. Nie cieszy mnie od dawna nic. Nigdy się nie uśmiecham, rozmowa ze mną jest nudna i monotonna, nie lubię rozmawiać. Często oglądam się w lustrze, za często, za często też przed nim płyną mi łzy i za często mam myśli o płynącej krwi z moich rozciętych żył lub skoku z mostu. Boje się bycia nikim, boje się, że nie dam rady na studiach, że będę tym wytykanym palcami.
Najbardziej boje się, że ta ważna dla mnie osoba mnie zostawi. Często zastanawiam się po co ktoś chciał by być z takim obrzydliwym typem jak ja, czy ona nie widzi moich krzywych zębów, moich zakoli, nie słyszy mojego okropnego głosu? Nie jestem w stanie wierzyć w komplementy, często mnie one dołują jeszcze bardziej.
Szczerze mówiąc liczę na to, że leki mi pomogą. Moje życie w tym momencie jest do bani. Nie odczuwam szczęścia, nie okazuje żadnych uczuć a jedyne które czuje są bardzo negatywne. Nie rozmawiam na ten temat z rodzicami. Oni się mną nie interesują. Urodzili mnie za wcześnie, w czasie, gdy byli jeszcze młodzi i realizowali tylko swoje zachcianki a mnie zostawiali na całe dnie u babci. Z tatą nie mam kontaktu mimo, ze jest w domu. Nawet się nie witamy gdy wraca z pracy. Z mamą stosunki są kiepskie, rozmowa zawsze jest krótka.