Witam,
Skoro już tu jestem to znaczy, że doszłam do momentu mojej walki z nerwicą lękową gdzie jestem u kresu...
Brak mi już sił... Największą walkę jaka w życiu stoczyłam to walka z samą sobą a raczej ze strachem który opanował moje ciało i duszę...
Lecze się już od jakiś 15 lat na depresję i nerwice lękowe, do tej pory tylko lękami.
Afobam, fluoxetyna, hydroxyzyna...
Ostatni mój nawrót choroby pojawił się po ciężkich życiowych przeżyciach (operacja ratująca życie i śmierć taty).
Myślałam, że tym razem będę silna i wylecze się psychoterapia i hydroxyzyna,to już 3 miesiąc walki, terapię mam raz w tygodniu a hydroxyzyne biorę max 3 razy na dzień po 20mg.Conajmniej raz w tygodniu mam silny atak paniki po którym ciężko mi dojść do siebie (totalna załamka i płacz). Coraz bardziej skłaniam się ku temu by zacząć brać leki, na które mój organizm również reaguje niezbyt dobrze. Ogólnie boję się brać nowe leki a strach potęguje jego skutki uboczne...
Czy jest tu jakaś duszyczka, która pokonała swój paniczny lęk i w końcu może swobodnie żyć?
Pozdrawiam Was serdecznie.