Nie wiem który już raz zaczynam pisać w tym wątku. Piszę i kasuję.. Tym razem nie zacznę od początku. Bo palce odpadły by mi od klikania.
Jestem 32 letnią kobietą, w dzieciństwie ofiarą przemocy psychologicznej, typ buntowniczki, oparcia dla rodziny. Silna osobowość. Energiczna, pomocna, a w środku.. to siedziało we mnie już od małego.
Jako dziecko bałam się strasznie sama spać, bałam się, że nasz dom ktoś okradnie, jeżdżąc do babci na wieś bałam się, że ktoś nas napadnie i pozabija, w szkole bałam się chłopaka, który mnie przezywał, ciągle bałam się o utratę przyjaciółek,. Potem nastąpił przełom, w moim życiu nastąpiła tragedia.. ale cały czas to ja byłam tą silną, która radziła sobie ze wszystkim!
Pierwsze odrealnienie przyszło znienacka, byłam w łazience, malowałam się, poczułam, że jestem gdzieś indziej. Bałam się. Pojechaliśmy do szpitala, ale kiedy wysiadłam z auta, wszystko odpłyneło- czułam się jednak bardzo senna. Potem, było gorzej, lęk jakby się ze mną droczył- kiedy czułam, że idze.. zaczynałam płakać, albo szłam spać. Potem po prostu zniknął. A ja przeczytałam, że kiedy się pojawia- nie umrę i nie zgłupieję. Wtedy długo miałam spokój. Kolejny napad przyszedł znowu nagle- odrealnienie było bardzo mocne. Położyłam się na łóżku, płakałam, miałam ochotę krzyczeć, niem mogłam wrócić. I potem znowu bardzo długi spokój.
Pracowałam, wychowywałam dzieci, było dobrze- nagle, przestałam radzić sobie w pracy, wszystko mnie przerastało. Nikt nie rozumiał moich obaw, problemów. W końcu nadszedł dzień, że nie poszłam do pracy- napisałam wypowiedzenie i zaczęłam się bać.
To było straszne, bałam się wyjść na miasto, do sklepu. Miałam szukać innej pracy- ale wymyśliłam, ze będę pracować zdalnie. Początki były trudne, ale udało mi się po 1,5 roku odzyskać stabilność finansową. Jednak, nerwica dawała o sobie znać. Raz jechałam samochodem, poczułam, że tracę przytomność. Pomyślałam, że mam raka, potem, że mam stwardnienie, następnie przeszłam wszystkie możliwe choroby, aż wreszcie choroba przyszła do mnie sama. Wypadający dysk unieruchomił mnie na dwa tygodnie- wszyscy koło mnie biegali, toaleta, jedzenie- byłam warzywem.
Rok temu przestałam sobie radzić, zleceń było coraz mniej, problemy rodzinne, kłopoty z pamięcia, zawroty głowy, problemy z koncentracją, każdy nawet najmniejszy problem był dla mnie nie do przeskoczenia. Ciągle płakałam, przestałam widzieć sens mojego życia. Tak jest do teraz. Nie widzę sensu swojego istnienia. Nie widzę dla siebie szansy. Siedzę w domu, boję się jezdzic samochodem, spotkania z ludźmi sa dla mnie stresujące.
Pół roku temu poszłam do neurologa- dostałam pragiolę. Na noc jedna tabletka. Przez dwa miesiące było ok. Nagle lęk znowu powrócił. Zwiększyla mi dawkę - teraz biorę dwie tabletki.
Dodatkowo miałam badanie EEG, ponieważ dwa tygdnie temu dostałam drgawek... cała się trzęsłam.
W niedzielę dostałam kolejnego ataku nerwicy, podczas spaceru zrobiło mi się słabo, wczoraj kolejny atak podczas jazdy samochodem.
Zapisałam się do psychologa- ale sama nie wierzę, że coś mi jeszcze może pomóc.