Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kamilo92

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia Kamilo92

  1. Witam, Piszę ponieważ chciałbym zaczerpnąć jakiejś porady. Od 3 lat chodzę na terapię i leczę swoje zaburzenia osobowości. Mam 26 lat. biorę również leki. Na terapii przerabiamy , że moje lęki i problemy mają źródło w dzieciństwie a bardziej w okresie dojrzewania. Moja samoocena była poniżej zera stąd doznałem wielu zranień od ludzi. Liczne kompromitacje nie pozwalają mi dzisiaj normalnie funkcjonować w grupie. Dodam, że jeszcze do nie dawna jakoś radziłem sobie w rozmowie z jedną osobą. Teraz się to zmieniło. Wyrobiłem sobie takie natręctwo, że gdy ktoś coś do mnie mówi, to ja już myślę jak ja na to zdanie zareaguje. Gdy ktoś opowiada jakąś historię i widzę, że chce powiedzieć coś śmiesznego i widzę, że zaraz będzie punkt kulminacyjny tego zdania czyli jego śmiech i koniec historii, to ja zanim on skończy bardzo się denerwuje, jak ja na to zareaguję ( czy się uśmiechnę, czy będe poważny). Ogromnie skupiam się wtedy na sobie. Kończy się to zawsze tym, że dziwnie reaguje, nieadekwatnie do sytuacji. Widzę, na twarzach ludzi, że widzą ze coś jest nie tak. Mimika twarzy zdradza wszystkie moje objawy. Albo zapada wtedy niezręczna cisza bo ja dziwnie zareagowałem, i wtedy ktoś zazwyczaj kończy ze mną rozmowę. Nie mogę wejść z kimś w rozmowę. Kiedy tylko, słyszę że ktoś ze mnie żartuje to u mnie powoduje to lęk i jestem cały spięty na twarzy. Boję się spojrzeć komuś w oczy. Kiedy rozmawiam z kimś siedząc na ławce, gdzie nie patrzę tej osobie ciągle w oczy to jest trochę lepiej a gdy patrzę w oczy to widzę w kogoś oczach, że ktoś to wszystko widzi, że coś jest nie tak, wtedy nie moge funkcjonować. Jest to niesamowicie męczące bo nie każde zdanie kogoś wymaga mojej odpowiedzi ale ja za każdym razem dziwnie reaguję. Ludzie mnie unikają bo tak jak mówiłem, gdy coś mówią to ja dziwnie odnoszę się do tego co mówią. Terapia mi już nie pomoże, chodzę na nią tylko dlatego, że w jakiś sposób utrzymuje mnie przy życiu ale tam nie dostaje gotowych rozwiązań. 3 lata to sporo czasu a ja czuję, że jestem w tym samym miejscu a nawet gorszym. Czy jest to w ogóle możliwe do wyleczenia? Ja uważam, że nie ponieważ nasz mózg jest tak skonstruowany, że zawsze będzie przypominał nam o naszych zranieniach w podobnych sytuacjach. Bywało, że było u mnie lepiej przez 4 / 5 dni ale poźniej dostawałem jakiś cios, ktoś mi coś dowalił i wszystko wracało, ogromny lęk. Powiedzcie prawdę, bo denerwuje mnie właśnie ta terapia, gdzie terapeutka daje nadzieje, że może nie da sie tego wyleczyć ale nauczyć się z tym żyć. Ja nie potrafię z tym żyć i wolałbym znać prawdę, że do końca życia będę miał takie problemy. Myślę ciągle o samobójstwie., jedyne co mnie od tego powstrzymuje to wiara w piekło i niebo :( Proszę odnieście się do tej konkretnej sytuacji z natręctwami.
×