Witam, do rejestracji na forum, skłoniła mnie, kolejna przegrana, ze... własnym snem, bardzo szeroki, jest zakres, moich pytań i problemów, jednakże, zachowam je, dla lekarza, do którego w końcu, planuję się udać, wiadomo, każdy przypadek, jest indywidualny, mam problemy, z zachowaniem spokoju i opanowaniem, w stresujących sytuacjach, staram się nad tym pracować, często zauważam, że mam tzw. przeze mnie "skoki nastroju", tzn. przez jakiś okres, motywuję się, zwiększa się moja pewność siebie itd. nie zawsze jednak, jestem wytrwały i czasami to wszystko ulatuje, jak napompowany balon. Jak się to ma, to tematu? Ano tak, że pracuję na nocnej zmianie, ale wcześniej, pracowałem na różnych zmianach i ten problem, też występował, jednak żyjąc w tzw. nocnym trybie pracy, problem ten, zauważalnie dla mnie, pogłębił się, dzisiaj np. miałem iść do lekarza, w sprawie zatok, zasypiałem z myślą, że zrobię, kolejny, pożyteczny dla siebie krok, spałem z 7 godzin i nie potrafiłem wstać, powtarza się to, bardzo często w tygodniu, a najgorzej, w okresie zimowym (czasem mówię, pół żartem-pół serio, że chciałbym, jak niedźwiadek, znaleźć na zimę, wygodne legowisko i spać aż do wiosny, albo dłużej...), to jest problem, który zaczął, szczególnie mnie niepokoić, zdaję sobie sprawę, że nie jest to, naturalne dla człowieka, pracować w nocy i spać w dzień, jednak, jak zaznaczyłem na początku, pracując kiedyś, na zmianie porannej czy popołudniowej, ten problem także występował. Śpię np. 6,7 czy 8 godzin po czym wstaję i... wyłączam budzik, przestawiam go na później i czasami śpię nawet do 12 albo 14 godzin, a potem, tak jak teraz (dziś np. spałem ok. 10h, od mniej więcej 4:45 do 15:30), finalnie wstaję, wkurzony sam na siebie, że znowu przespałem pół/cały dzień a do tego, nadal jestem zmęczony i mógłbym pójść spać dalej. Nawet, przy czasami, mega-pozytywnemu nastawieniu, przed snem, po kilku przespanych godzinach, przy każdym obudzeniu się, walczę sam ze sobą, żeby wstać, żeby żyć, bo co za życie, gdy śpi się po 10 i więcej godzin... mam po prostu takie uczucie, jakbym wsiadał, do jakiejś kabiny, wygodnej i ciepłej, i odlatywał w świat snów, gdzie nie dolegają mi zmartwienia, życia powszedniego, z tego potem, rodzą się myśli, że najchętniej, zasnąłbym na zawsze i już nigdy się nie budził, co już ociera się o myśli samobójcze.
Czy ktoś jeszcze, miewa/miewał, podobne problemy? Wybaczcie, proszę, że, trochę się rozpisałem, ale i tak, ująłem sprawę, najkrócej, jak się dało.