Może zaczne od początku.. 2 lata temu, po śmierci taty dostałam załamania nerwowego, wpadłam w depresję, jakoś sobie poradziłam z tym sama. Niestety nie mogłam liczyć na wsparcie bliskich, dla nich wszystko było prostsze (przejdzie Ci, zajmij się czymś, jesteś po prostu leniwa). Od tamtej pory zaczęłam mieć problem z nauką. Studiuje zaocznie, jestem na końcówce, zostały mi 3 egzaminy i obrona. I tu się zaczynają schody.. Na samą myśl o tym wszystkim zaczynam poprostu płakać, dolegliwości są takie same jak przy załamaniu nerwowym. Dołuje się, bo nie potrafię skupić się na nauce, nauczyć się nawet najprostszego tematu. Wmawiam sobie, że nie mam ambicji i skończe jako nieudacznik życiowy. Pracuję, ale to praca przejściowa, typowa dla studentów. Kiedyś miałam plany, ambicje, hobby, teraz jedynie co chciałabym robić, to schować się pod kołdrę i nie wychodzić. Sesja egzaminacyjna trwa, a ja jestem w proszku, powtarzałam już semestr dwa razy (tak można na mojej uczelni zrobić przerwę zamiast dziekanki) i nie wiem co dalej. Mam ochotę to wszystko rzucić, ale czuje straszną presję otoczenia. Chciałabym to skończyć, mimo że nie widze się w danym zawodzie. Mój chłopak zapewne mnie zostawi jak to zrobię, chociaż jesteśmy ze sobą 7 lat. Mama, przyszli teściowie, rodzeństwo, wszyscy zamiast wspierać tylko nieudolnie motywują i napierają na mnie.
Proszę o jakieś rady, czuję że za chwile całkowicie się załamie a długo pracoowałam na to żeby wyjść samej, bez leków z tego wszystkiego.