Witajcie:)
Z racji zachowania maksymalnej anonimowości, będę posługiwał się fałszywymi danymi, jedynie wiek i sprawy mające znaczenie podam prawdziwe. Mam skończone niedawno 23 lata, i moim życiem rządzą niepowodzenia oraz problemy. Postaram się pisać jak najbardziej skrótowo, a konkretne kwestie chętnie rozwinę w toku dalszej rozmowy, jeśli oczywiście zjawi się chętny:) Moimi głównymi problemami są niemożność kontynuowania jakiegokolwiek postanowienia, utrzymania jakiejkolwiek pracy, ukończenia szkoły, osiągnięcia zdrowej relacji z kobietami. Na dzisiejszym etapie jestem w drugiej klasie liceum dla dorosłych, nie pracuję, żyję w długach i mam dość poharataną opinię wśród ludzi, spowodowaną znacznym nadużywaniem alkoholu i plotkami, które się na mój temat niosą- przez fakt bycia dość szumną osobowością, w moim niedużym mieście bardzo ciężko jest zachować anonimowość, zwłaszcza po tej ciemnej stronie. W każdej pracy po maksymalnie paru miesiącach zaczyna przytłaczać mnie nerwowo atmosfera, sam fakt obowiązku stawienia się w pracy- w każdym z zawodów szło mi bardzo dobrze, z początku miałem rewelacyjne starty (mimo braku średniego udawało mi się wbijać w naprawdę fajne, biurowe stanowiska), a potem tylko picie po pracy dla odprężenia, przychodzenie na kacu, satysfakcja z zadań zaczynała zamieniać się w potworne obciążenie, że bez jakiejkolwiek dyskusji oznajmiałem, że nie przyjdę do pracy, i koniec, ale nie z lenistwa, tylko z racji potwornych lęków i bycia totalnym wrakiem z powodu nadużywania. Kolejny temat to sport- uwielbiam go uprawiać, lecz nie potrafię w żadnym pójść o krok dalej- od kilku lat wszystko zaniecham i non stop jest to jedynie żenujące wracanie do podstaw i kolejno olewanie. Następna rzecz- cholernie, panicznie wręcz stresuje się o życie swoich rodziców- ojciec ma swoje lata niestety, matka ma stresujący zawód i widzę, jak się na niej odbija- gdy np. ojciec nie odbiera telefonu przez pół dnia, krew mi spływa do stóp i potrafi mnie sparaliżować myśl o najgorszym- mimo, iż jest to naturalne, nie potrafię sobie tego po prostu wyobrazić, chyba wolałbym sam umrzeć, niż to przeżyć. A jestem osobą z ogromnymi ambicjami, ponieważ wiem, że mogę- tylko codzienność mnie zbija jak psa. Nawet nie potrafię swobodnie kupić sobie ubrań w sklepie, bo jest mi wstyd, że tam jestem- a na siłowni czuję się malutki jak mysz. To mnie dobija, bo z jednej strony czuję się pełnym możliwości, udanym facetem, który ma wszystko w zasięgu ręki i może być na topie, a z drugiej z kolei- czuję się nieudacznikiem. Słabym na używki, zakompleksionym na amen śmieciem, który do niczego się nie nadaje. Całe moje życie jest zerojedynkowe- co mam w końcu zrobić, żeby żyć normalnie? Żyć na dostatnim poziomie i wyzbyć się tych cholernych, paraliżujących lęków o śmierć moich bliskich, by wyzbyć się tych paskudnych kompleksów? Nie raz słyszałem od dziewczyn, że jestem bardzo przystojny, ale wystarczy, że jakaś gdzieś dała mi kosza, widziała mnie pijanego w nie najlepszym stanie i odniosła się negatywnie do mojego wyglądu- czuję się paskudny i najgorszy. Jak widać, jestem słaby jak małe drzewko na wietrze. Błagam kochani, doradźcie mi, co mam ze sobą zrobić..nie chcę dłużej tej marnej wegetacji.