Witajcie Kochani. Mam na imię Marcel, jestem przed trzydziestką, zabierałem się do rejestracji od dawna, ale w końcu przysiadłem i się tym zająłem.
Mój problem rozpoczął się, od podjęcia pracy, którą polubiłem ale która jest pracą odpowiedzialną. Nigdy nie należałem do osób śmiałych czy z wysoką samooceną (w zasadzie jedno z drugim się tutaj łączy), ale z nerwicą raczej problemów nie miałem. Niestety moja nowa praca zweryfikowała pewne kwestie. Napięcie w pracy praktycznie przez całe 8 godzin to była norma. Ale pamiętam dość przełomowy dzień (po pół roku w nowym zakładzie), kiedy zdałem sobie sprawę, że jestem cały czas w napięciu mimo wolnego dnia od pracy. Niestety z czasem było gorzej. Doszło do tego, że idąc chodnikiem odczuwałem strach przed mijanymi ludźmi, autami (a konkretnie osobach w nich). Z czasem część objawów minęła.
Psycholog u której byłem 3-4 razy, na ostatnim spotkaniu stwierdziła, że jej zdaniem moim problemem jest jedynie niska samoocena, temat nerwicy nie przewinął się.
Niestety pewne problemy pozostały. Żyję cały czas w lekkim napięciu (wiadomo że w pracy jest ono wyższe), ale podczas urlopu, kiedy spędzam czas z ukochaną rodziną i dzieckiem, chyba nie powinno być napięcia...Zwłaszcza, że nie ma ku temu powodów (zdrowie, brak długów, dobre relacje itd.). Objawy które temu często towarzyszą, to również częste przełykanie śliny, lekki ból głowy a w pracy uczucie "gula" w gardle, wyschnięte usta, problemy z nabraniem powietrza czy jakieś kłucia w brzuchu. Dość łatwo wyprowadzić mnie z równowagi, często jestem z góry negatywnie nastawiony do kogoś i gotowy do konfrontacji (pracuję z ludźmi). Podczas takiej konfrontacji słownej (na szczęście rzadko), łamie mi się głos i nie potrafię się kontrolować (chyba jakiś zalew adrenaliną), cały "chodzę". Nie potrafię się w pełni zrelaksować, w pracy stres sobie mogę wybaczyć, ale nie w dni wolne. Jakość życia niestety przez to bardzo spadła, odczuwanie satysfakcji itd. Nadal strach we mnie wywołują inni ludzie, np. mijając ich na chodniku czy kiedy jadę autem (a jeżdżę dość przepisowo), niewytłumaczalny strach wywołują we mnie kierowcy "wiszący" na zderzaku i świadomość że ich w jakiś sposób "hamuję", przeszkadzam. "Czuję" też emocje w stosunku do sytuacji które mnie nie dotyczą, np. "ktoś komuś coś", gdzie ja jestem tylko obserwatorem (np. wymuszenie pierwszeństwa i trąbienie kierowcy), to już wyzwala we mnie emocje. Paradoks polega na tym, że kiedy już dojdzie z kimś do spokojnej rozmowy, potrafię się dość dobrze wyluzować i rozkręcać gadkę (jestem gadułą), choć często po rozmowie analizuję czy na pewno się nie ośmieszyłem, czy mogłem lepiej wypaść itp. (ale to pewnie już kwestia samooceny).
Podpowiedzcie mi proszę, jak ugryźlibyście ten temat, czy to nerwica? Być może z czasem pewne objawy miną. Nie jest tak, że rano nie mam ochoty wstawać, nie mam ochoty się izolować, chcę tylko normalnie żyć bez zbędnego napięcia, jestem optymistą, nigdy nie miałem depresji, nikt z bliskich nie chorował psychicznie.
Pozdrawiam serdecznie
Marcel.