Witam
Mój chłopak od lat walczy z depresją. Kiedy się poznaliśmy i zaczynaliśmy spotykać, przez jakiś czas było dobrze, ale od prawie początku roku ma bardzo silny nawrót. Starałam się go wspierać, radzić, pocieszać, ale mówi, że nic się nie zmienia. Często się denerwuje, teraz jest już lepiej, ale kiedyś cały czas padałam ofiarą jego nerwów. Jak próbowałam radzić - wyśmiewał mnie. Należy do osób, które lubią się wygadać i bardzo często mi się zwierzał (właściwie codziennie słyszałam, że mu trudno, że bardzo cierpi), a że jestem osobą wrażliwą brałam to do siebie i bardzo się tym przejmowałam. Kiedyś cieszyłam się z wszystkiego w życiu, z najdrobniejszych rzeczy i wszędzie widziałam pozytywy. Miałam tysiące planów, marzeń. Teraz nic mnie nie cieszy, właściwie cały czas płaczę, na każdą przypadkową wzmiankę o depresji albo nerwicy reaguję prawie dosłownie paniką, bo już nie chcę o tym słyszeć. Nie widzę już sensu w życiu, zaczęłam się okaleczać, często myślę o śmierci. Mam koszmarne ataki złości, ciężko mi się kontrolować. Z tygodnia na tydzień jest gorzej. Nie umiem go już w czymkolwiek wspierać, bo dla mnie - szczęśliwe, NORMALNE życie się już skończyło.
Kocham go i zależy mi na nim. Ale chciałabym po prostu zniknąć i nie musieć z tym wszystkim walczyć.
(Chłopak bierze leki, chodzi do psychologa)