Witam wszystkich serdecznie. Może to trudne do uwierzenia, ale w ostatnich tygodniach udało mi się przeczytać praktycznie cały ten wątek... Mam sporo wolnego czasu.
Aktualnie 2,5 miesiąca żyję w cieniu choroby. Jakiej - nie wiem, moje diagnozy zmieniają się kilkanaście razy dziennie i oscylują w klasyce lęku o zdrowie: białaczka, chłoniak, ziarnica, nowotwór trzustki/jelita, SM/SLA, guz mózgu. Objawy: przeczulica skóry, bóle mięśni/stawów/kości/już nie wiem czego, ból pleców, uderzenia gorąca bez gorączki, kołatanie i pobolewanie serca, płytki oddech i konieczność westchnienia co jakiś czas, drżenie rąk, dziwne uczucie w gardle, wzdęcia, zwiększona potliwość - niestety zdarza się też nocą, co doprowadza mnie na skraj wytrzymałości psychicznej - stałe uczucie niepokoju i napięcia, myśli natury katastroficznej, koszmary. Z diagnoz lekarskich (interniści, okulista, ginekolog, neurolog), po kilkunastu badaniach laboratoryjnych (kilka razy morfologia i mocz, TSH, cholesterol, żelazo, OB, CRP, cytologia) i kilku obrazowych (USG jamy brzusznej, ginekologiczne, układu moczowego, RTG klatki piersiowej, MRI kręgosłupa szyjnego), na razie tylko niewielka kamica nerkowa - leczenie przyniosło efekt w postaci ustąpienia objawów od pęcherza, wcześniej mylnie uznanych za zapalenie. Przede mną kolejny tydzień maratonu po lekarzach w poszukiwaniu pełnej odpowiedzi.
Być może jest nią nerwica lękowa. Napady hipochondrii już się zdarzały w moim 27-letnim życiu, ale nigdy nie trwały tak długo i nie były tak silne. Stąd obawa, że tym razem to już naprawdę to.
Trzymajcie się przy niedzieli. Życzę wszystkim jak najmniej obmacywania węzłów, mierzenia temperatury i czytania o objawach.