On twierdzi, ze dzieki mnie ma wszystko. Cieszyłam sie jego przemiana, myslelismy o wspolnej przyszlosci. Ostatnio czuje,ze wrócilismy do punktu zero. Najgorsze jest to, ze jego słowa sa przeciwstawne z jego zachowaniem.Kiedys tak nie bylo, mialam pewnosc ze gdyby sie walilo palilo on stoi za mna murem. Wydaje mi sie, ze ostatnio zbyt mocno naciskam, narzucam sie, ale tylko dlatego, ze mi cholernie zalezy, ze chce dobrze.Moze czas odpuscic? Martwie sie o niego. Coraz czesciej mysle, ze w momencie gdy on sie dobrze bawi ja poprostu cierpie. Wiele bylo dobrego, widziałam zmiane ale czy to nie było tylko zamaskowane z jego strony? on ma 31 lat, ja 28, chyba najwyzszy czas sie ustabilizowac i zyc razem w zaufaniu, albo rzucic to w cholere, ale ja nie potrafie zyc bez niego.