Znaliśmy się z pracy i to od dłuższego czasu. Związek trwał krótko bo 3 miesiące. Gdy jej powiedziałem, że coś do niej czuję to była wesoła. Zaczęły się wspólne wypady, kina. Potem zaprosiła mnie pod namioty na kajaki. Super. Jeszcze mniej więcej na początku naszej znajomości rzuciła tekstem "MASZ KOCHAĆ ASIĘ". Pytałem się czy będzie to odzwajemnione. Odpowiedź była wymijająca. Oczywiście był alkohol i to temat nr 1. Potem zaczęły się spotkania, raz u niej, raz u mnie. U niej było zawsze pięknie ale zawsze był alkohol. U mnie podobnie ale też był alkohol oczywiście jakoś zorganizowany/kupiony przez nią. Na pytanie czy coś do mnie czuje to odpowiadała "że świruję", to temat nr 2. Poruszając temat wspólnego życia też mniej więcej w podobnym tonie to kwitowała (choć raz stwierdziła, że skoro mnie zaprasza do siebie co jakiś czas to po co te pytania). Pomimo drobnych różnic zdań związek się rozwijał. Czasami powiedziała taki tekst, że może nie wie co do mnie czuje ale czuje się przy mnie dobrze. Generalnie szło ku dobremu. Wziąłem ją raz w góry, potem stwierdziłem, że zorganizuję jakieś tanie wczasy w Grecji dla nas. Ucieszyła się. Choć zastanawiało mnie to, że skoro nic do mnie nie czuje, to po co ze mną chce lecieć. W Grecji też było super choć także alkoholowo. Generalnie ona należy do osób, które lubią wypić. Po pracy do baru na 1, 2 szybkie piwa, weekendowe spotkania także zakrapiane alkoholem. Wiedziała, że mnie to denerwuje. Wiedziała też, że denerwuje mnie jej podejście do alkoholu, że nie chce porozmawiać o wspólnym życiu, o uczuciach itp. Dni mijały względnie spokojnie. Coraz bardziej wkurzało mnie to, że wolny czas lubi spędzać w barze. Miała też inne zainteresowania (ogródek, rzadko kiedy rower). Ostatni weekend przed ostatecznym rozstaniem przebiegał tak, że najpierw w barze jakaś popijawa z tytułu urodzin koleżanki, potem wspólna noc, poranek na kacu gdzie nie szło ją nigdzie wyciągnąć (ok kac, trudno). Wieczorem jakimś cudem wyciagnąłem ją na basen i kolację gdzieś na mieście. Przy okazji zastanowiło mnie jedno. Wspomniała przez chwilę o pewnej koleżance z osiedla, która lubi sobie zmieniać facetów. Jak stwierdziła "tak to jest jak się bzyka bez miłości". To mnie zastanowiło bo przecież ona też nic do mnie nie czuje (choć tłumaczyła to, że ona w ogóle nic nie czuje, a na pogrzebie ojca nie płakała). Po basenie i kolacji mieliśmy się udać każdy do siebie. No ale ona stwierdziła, że idzie do baru (no to jak ja chciałem ją gdzieś wyciągnąć to źle, a do baru to z wielką ochotą). Problemy związane z alkoholem, brakiem uczuć z jej strony i unikaniem rozmów o wspólnym życiu narastały. Choć jej zachowanie wobec mnie (przedstawiła mnie swoim znajomym, matce, i to w krótkim czasie, zaproszenie do domu gdzie mieszka wraz z matką). Przez to wszystko pokłóciliśmy się i związek się rozpadł choć dzień wcześniej zapewniała mnie o tym, że mnie nie zostawi. Powiedzcie mi jak odbierać to, że ona co jakiś czas mi mówiła "ja w ogóle nic nie czuję, taka jestem"? Czy ja coś spieprzyłem? Inna sprawa to jej podejście do alkoholu. Picie prawie codziennie jest dla mnie czymś dziwnym. Każde nasze intymne sytuacje były zakrapiane sporą ilością alkoholu. Normalnie to jej nie szło za bardzo nawet pocałować. Koniec końców stwierdziła, że "bzykanie bez miłości" jest bez sensu. Czuję się jak ostatni frajer. Mam 34 lata, ona 37 lat, a dałem się omotać jak dziecko i jak dziecko piszę na tym forum. Mówiłem jej co tydzień, że skoro nic nie czuje to się wycofamy i tyle, z tej Grecji też (sama z resztą zapraszała mnie do Kołobrzegu ale nie wypaliło, więc wyszła Grecja). Powtarzała mi, że czuje się przy mnie dobrze, że potrzebuje mnie, że nie muszę jej imponować ale nigdy nie usłyszałem od niej słów "kocham". Co najwyżej "kochany" itp. Kocham ją i nie chcę z nią być. Takie kuriozum z powodu jej chlania. Poza tym nie raz jej gadałem, żeby się zastanowiła czy chce ze mną być. Dopiero w ostatnim dniu naszego związku dało się wyczuć, że coś nie tak. Na moje ostatnie pytanie czy chce odejść? Powiedziała, że musi się zastanowić. Postanowiłem iść "za ciosem" i powiedziałem, kończymy to bo chlejesz i oszukujesz mnie.