Skocz do zawartości
Nerwica.com

Catgroove

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Catgroove

  1. Cześć Wam :) Nie sądziłam, że w którymś momencie swojego życia trafię na tę stronę, a jednak tak się życie potoczyło... Mam 23 lata, od ~4 miesięcy zmagam się z hipochondrią. Zaczęło się od tego, że któregoś dnia wyczułam w brzuchu naprawdę sporego, twardego guza. Na początku starałam się nim nie przejmować, bo myślałam, że może to po prostu wyczuwalna wątroba, ale nie dawało mi to spokoju. Wyczułam to po raz pierwszy w połowie listopada i tak przez cały grudzień zamartwiałam się, co mi jest. Okres świąteczny był najgorszy - byłam w domu rodzinnym, a później w domu mojego chłopaka i nie miałam siły na nic - zdecydowałam się iść do lekarza, żeby sprawdzić, co mi jest, ale ponieważ musiałam poczekać na powrót do domu jakieś 2 tygodnie, przez cały ten czas okropnie się stresowałam. Nie chciałam jeść, nie mogłam spać, schudłam 3 kilo (w święta, gdzie raczej spodziewałabym się te 3 kilo przybrać....), nie miałam ochoty zupełnie na nic, potrafiłam leżeć w łóżku przez cały tydzień, czytać fora o objawach raka nerki albo jelita i płakać. Po powrocie do domu poszłam do internisty, która badając mnie sama się przestraszyła i nie miała pojęcia, co mi jest. Dostałam skierowanie na USG brzucha. Przed wejściem na USG myślałam, że umrę i już żegnałam się z życiem, Na wizycie okazało się, że guz, który u siebie wyczuwałam, to po prostu moja nerka - bez żadnych nieprawidłowości, po prostu mam tzw. "nerkę wędrującą", którą można wyczuć przez brzuch i nie jest to nic groźnego. Myślałam, że to po tej diagnozie wszystko wróci do normy - nic bardziej mylnego... Od tego czasu zaliczyłam już USG węzłów chłonnych, dermatologa, okulistę, USG piersi i nieustannie myślę o swoim zdrowiu. W pracy nie mogę się skupić, doświadczam derealizacji i totalnego rozbicia, każdy najmniejszy objaw w moim ciele interpretuję jako nowotwór. Nic mnie nie cieszy, nie mam na nic siły, a ponieważ mieszkam sama, zdarza mi się przesiedzieć cały dzień nie robiąc nic, leżąc w łóżku i nie mogąc zmusić się do absolutnie niczego. Starałam się wrócić do podróży (uwielbiałam je i bardzo często gdzieś wyjeżdżałam), ale każdy mój wyjazd przepełniony był lękiem o zdrowie (np. na ostatnim wyjeździe obsesyjnie oglądałam swoje źrenice i ich reakcję na światło, bo pan optometrysta stwierdził, że są dość duże. Oczywiście ja od razu przypisałam to do guza mózgu i oglądałam je przy każdej możliwej okazji, robiłam sobie zdjęcia przy świetle i oceniałam ich wielkość i symetrię itd... Uspokoiłam się trochę dopiero w momencie, kiedy znalazłam swoje zdjęcia z 2010 roku, na których moje źrenice są tak samo duże - więc chyba już po prostu tak mam). Swoje objawy sprawdzam po kilkadziesiąt razy dziennie (mierzenie temperatury, sprawdzanie reakcji źrenic na światło, sprawdzanie odruchów itd), także w pracy i podczas spotkań z innymi. Dostaję ataków paniki, kiedy wokół jest za głośno, albo kiedy jestem w sytuacji, kiedy danej rzeczy nie mogę skontrolować. Obecnie chodzę na psychoterapię, podczas której pani psychoterapeuta zdiagnozowała u mnie lęk o zdrowie i depresję. Czuję, że to mi pomaga, ale przede mną jeszcze tak daleka droga... Każda wizyta wypełniona jest płaczem, nie mogę się uspokoić, strasznie mi smutno. W dodatku mieszkam sama i podczas samotnych wieczorów nie daję już rady - wszystko mi obojętne, nie mogę się zmusić do najprostszych czynności, lodówka świeci pustkami, a ja odżywiam się jakimiś śmieciami na dowóz albo słodyczami... Nikt w mojej rodzinie nie chorował, wszystkie wyniki mam jak dotąd idealne, ale natrętne myśli cały czas zostają w mojej głowie i nie dają żyć, coraz bardziej przeszkadzają w pracy i w normalnym funkcjonowaniu. Nie wiem już, co robić, każda próba ustalenia sobie planu dnia i aktywności, które mają mi pomóc wydostać się z tego stanu, graniczy z cudem
×