Skocz do zawartości
Nerwica.com

dwajedenzero

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia dwajedenzero

  1. Jak pisałem. Będąc na studiach zarabiałem tyle, żeby starczyło mi na ich opłatę, mieszkania i codziennego życia. Kokosów nie zarabiałem. Żeby wyjechać, gdzieś indziej trzeba mieć jednak jakiś kapitał choćby na początek. Poza tym wtedy nie czułem, że czegoś mi w życiu brakuje. Byli znajomi, było do kogo się odezwać, gdzie wyjść. Niedługo po zakończeniu studii znalazłem obecną pracę w której zarabiam całkiem nieźle jak na Polskę Wschodnią, dlatego szkoda było to też później rzucić i tak zostało do dzisiaj. Zastanawiałem się czy nie wyjechać, gdzieś indziej. Ale boję się, że w obecnym stanie nie będę umiał poradzić sobie z codziennością życia, tym bardziej jeśli już w ogóle nie będę miał nikogo bliskiego obok siebie.
  2. Jak w temacie. Ostatnie kilka miesięcy to dla mnie jakikolwiek brak radości z życia. Nie widzę sensu ani celu we wszystkim co tak naprawdę robię. Czuję, że przegrywam życie, a w zasadzie to już przegrałem - że tak naprawdę w życiu niczego nie osiągnąłem. A wręcz przeciwnie - że je sobie na własne życzenie rozwaliłem. 32 lata, mieszkam z rodzicami. Do tego w małym mieście, gdzie nie ma żadnych perspektyw na przyszłość, a codzienna samotność staję się coraz bardziej nieznośna i dobijająca. Wszyscy znajomi są już po ślubach, mają dzieci, własne rodziny więc za wiele czasu dla mnie nie znajdują przez co bardzo często wieczory, a w szczególności weekendy jeśli mam wolne są dla mnie cholernie ciężkie z racji tego, że spędzam je samotnie. Kiedy inni studiowali, ja w tym czasie pracowałem i studiowałem zaocznie przez co nie miałem czasu na imprezy i poznawanie ludzi, a i milionów się nie dorobiłem bo wszystko szło na opłaty na studia oraz mieszkanie. Inna sprawa, że po pierwszym dłuższym rocznym związku kiedy dziewczyna zostawiła mnie dla innego, generalnie z dnia na dzień nie miałem ochoty się z nikim wiązać. Zresztą wszyscy ciągle mówili - tego kwiatu jest pół światu i na pewno kogoś znajdziesz. Nie szukałem na siłę, ale od tamtej pory minęło 13 lat, a ja dalej sam. Owszem - kilka kobiet przez ten czas się przewinęło, ale zawsze było coś - a to wyjechała za granice, a to spotykała się z kilkoma naraz albo była tak kompletnie pusta i bezwartościowa, że szkoda było marnować mojego czasu. Na dodatek jest jedna kobieta z którą być nie będę z różnych powodów mniejszych i większych , a cholernie mi na niej zależy. Co gorsza, nawet spotykając się z innymi tak naprawdę ciągle przewija mi się w głowie syndrom "tej jedynej". Nie jest piękna, ale strasznie mi na niej zależy i nie potrafię zapomnieć bo się z nią świetnie dogadywałem, chyba jak z nikim innym. Oczywiście na portalach randkowych też próbowałem, ale tak naprawdę to była kompletna porażka. Większość kobiety sama nie wie czego, a jak ja się komuś spodobałem to ta osoba jest kompletnie nie w moim typie albo ma dzieci z poprzednich związków. Do tego jest jeszcze kolejna grupa, która uważa że samotny facet po 30 musi być niezłym odpadem skoro przez tyle lat nikogo nie znalazł. Tak naprawdę nie mam z kim nawet o tym wszystkim porozmawiać, a nawet jak już się taki temat porusza to tak naprawdę inni mówią, że wszystko będzie dobrze i że przesadzam. Generalnie odczuwam straszną pustkę w moim życiu, brak poczucia wartości (niedocenienia), brak sensu i celu dla wszystkiego co tak naprawdę robię. Owszem - takie stany objawiały się u mnie już wcześniej, ale było to z reguły kilka dni i wszystko wracało do normy. Teraz jest inaczej... Najchętniej to po pracy spałbym cały czas, żeby tylko nie myśleć o tym wszystkim, nie odczuwać tego "bólu", tych uczuć i lęków.
×