Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sedlex

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Sedlex

  1. Sedlex

    Szukam pomocy, porady :(

    Witam Was, dziękuję za odzew i przepraszam, że trochę mnie nie było - dopadł mnie wirus i miałam kilka dni wyjęte z życiorysu. Nie spodziewałam się tylu odpowiedzi, naprawdę poczułam, że nie jestem z tym co mnie gryzie sama. I idąc od początku - ta cała sytuacja jest dla mnie cholernie ciężka. Istnieje taki termin jak parentyfikacja emocjonalna i parentyfikacja fizyczna. To trochę dotyczy mnie! A nawet bardzo. Ciężko znaleźć z niej wyjście. Faktycznie wiele osób mówi o terapiach i przepracowaniu tego. Ja nie bardzo ufam terapeutom...chyba bardziej psychiatrom :) może dlatego, że mam koleżankę, która także skończyła psychologię, założyła gabinet, ma jedynego kursanta ale jej wiedza o życiu, wiedza terapeutyczna jest mówiąc w skrócie - niewielka. A teoria, którą przedkłada jest dokładnie taka sama, jaką ja też mam (książki i programy akademickie), więc może dlatego mam uraz Sandra, hmmm - dziękuję Ci za szczerą i brutalną odpowiedź. Tylko że faktycznie to "weź się w garść" takie trochę...to nie jest kaprys, tylko coś o wiele poważniejszego. Czasem muszę się poużalać żeby wiedzieć, że nie jestem z tym sama. No chyba każdy z nas tak ma! Po usłyszeniu "weź się w garść" wcale nie biorę się w garść tylko jeszcze bardziej zamykam w sobie, wstydzę się mówić o problemie bo wydaje mi się, że każdy to traktuje w ten sposób. Wykształcenie - przecież ja też je mam. Tyle że to jest nieszczęsny pierwszy stopień. Fakt, tu w Anglii to docenili, w kraju niektórzy z tego kpią Wiecie, kilka dni temu mama mi powiedziała, że mówiła siostrze o tym, jak źle się czuje, że nie daje rady - siostra coś takiego odpowiedziała, że skoro nie daje sobie rady to ja mam przyjechać do Polski i się mamą zająć a pracę to na pewno sobie jakąś znajdę. Patrzcie, jakie rozmowy o mnie beze mnie. Nikt nie myśli o moim mężu, naszym życiu, o nas jako małżeństwie - siostra jest sama to dlaczego ja też mam nie być? A mój mąż zostanie tu i będzie zarabiał, przecież się nie rozwodzimy, raz na jakiś czas będziemy się spotykać. A jeśli nie, to (tak mówiła siostra do mamy) oddamy cię do domu opieki. Bo przecież ona nie ma czasu, pracuje (kurator zawodowy), ma kredyty, nie ma pieniędzy, jest zmęczona i ma psa! Mama z kolei do mnie: wiedziałaś, że będę stara...no tak, wiedziałam. Chociaż wmawiam sobie, że 74 lata to jeszcze nie starość, raczej tu chodzi o schorowane ciało mamy i ból a także pewną nieporadność przez to wszystko. I jak się nie czuć winną? Oddelegowaną w życiu do chyba faktycznie jednej roli. Boję się, co będzie jak będziemy chcieli wyjechać z mężem na wakacje - zabukowaliśmy 2 tygodnie na sierpień, jeszcze nie wiemy gdzie, jeden plan jest taki, żeby wziąć mamę do Zakopanego. Ale mama może nie chcieć jechać z różnych powodów. Wtedy postanowiliśmy, że pojedziemy sami, dla siebie, bo zwariujemy bez odpoczynku. Tylko się boję, jak to wszystko pójdzie, jaka będzie reakcja Mieszkanie...wynajem pokoju studentce nie wchodzi w grę, mama by w to nie weszła - mieszkanie jest takim zamkiem, bastionem, dumą, mama jest u siebie - nie dałaby rady, gdyby ktoś obcy się kręcił po domu koła seniorów, grupy wsparcia też odpadają - pierwsze , bo mama nie jest sprawna, często przez ból nie jest w stanie chodzić, boi się jeździć do miasta sama (też ma nerwicę lękową) a drugie, bo ma od tego córki. A raczej córkę...Czechy i operacja tam - myślę o tym, to jest fajny pomysł! Pozdrawiam Was cieplutko i dziękuję, że jesteście :) dobrze tak pogadać o tym, co nas trapi z fajnymi ludźmi
  2. Sedlex

    Szukam pomocy, porady :(

    Dzięki, Gosia, za odpowiedź. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że na to co nawypisywałam można odpowiedzieć. Sama jak siebie czytam to się dziwię, że wytrzymuję. Masz rację. I potrzebowałam takich słów. Moja siostra jest kompletnie inna niż ja. Skończyła psychologię, ja - bibliotekoznawstwo. Tylko że czasem wydaje mi się, że to mogłabym skończyć kierunek siostry. Siostra nie bardzo ma empatię w stosunku do własnej rodziny. Ma empatię jeżeli chodzi o innych, o kolegów, znajomych - spoza rodziny. Na nich jej zależy, bo mogą się odwrócić, zawsze zamknąć drzwi - rodzina tego nie zrobi, zwłaszcza ta najbliższa, więc wszystko jest dozwolone, nawet to najgorsze. To jest przykre, bo czasami czuję się jak jedynaczka. Wiesz, mieliśmy plan z mężem, aby mama przyjechała tu do nas na jakiś czas. My jeszcze byśmy popracowali, mama by tu była, ja miałabym wszystko "pod kontrolą" :) i była spokojna...ale mama się boi. Rozumiem. Ale może da się przekonać. Teraz przekonuję mamę do zabiegu usunięcia zaćmy. Bardzo się boi. Ale już prawie nie widzi. Będę musiała wziąć dłuższy urlop w pracy (mam nadzieję, że mi dadzą. Poprzednim razem w innej pracy, jak mama miała operację na przepuklinę i w ogóle źle się czuła wzięłam urlop na żądanie i...musiałam zrezygnować. Tyle tego, że po powrocie dostałam nieco lepszą pracę - też w służbie zdrowia :)) i przyjechać, żeby pomóc. Siostra prawdopodobnie w tym czasie poleci na wakacje do Tunezji. My z mężem dawno już nie byliśmy na wakacjach. Nie to, że się żalę, ale...nieprawda, skłamałam. Żalę się. Też bym tak chciała. Tylko nie umiem tego tak postawić na jedną kartę i licytować się, co kto zrobi i kiedy. To byłby taki ping-pong. Czemu życie jest takie ciężkie???
  3. Witajcie, właśnie przed chwilą się zarejestrowałam. To był impuls, znalazłam to miejsce w sieci i mam nadzieję, że trafiłam w punkt. Z góry przepraszam, że post może będzie trochę długi i możliwe, że chaotyczny, ale to przez to, że tyle się we mnie kłębi. Przedstawię się - mam na imię Basia, mam 40 lat i piszę do Was z Wielkiej Brytanii. Przebywamy tu z mężem na emigracji zarobkowej. Oboje pracujemy, nie mamy dzieci (tzn mąż ma córkę z poprzedniego małżeństwa, ale ona jest osobnym tematem, którym jeszcze poruszę w innym poście). Wyjechaliśmy 9 lat temu - z postanowieniem zarobienia, odłożenia i powrotu. I jak to często bywa - plany swoje a życie swoje. Odkąd zaczęliśmy tu pracować wszystko co zarabialiśmy wysyłaliśmy do kraju - mąż płacił córce alimenty, kupował różne rzeczy, wspomagał finansowo (córka już jest teraz dorosła, więc alimentów nie pobiera mając doskonałą pracę) a ja praktycznie całą pensję od początku przelewam do domu, dla mamy. Od początku wspomagam mamę finansowo (jest emerytowanym nauczycielem), płacę w całości czynsz za mieszkanie, kupuję różne rzeczy, załatwiam i opłacam lekarzy itp. Nie było z czego odłożyć. Sprawa wygląda tak, że moja pensja idzie do Polski a żyjemy z pensji męża...tak w skrócie. I nie chodzi o pieniądze - bo od ust bym sobie odjęła, żeby tylko moja Mama miała, żeby nie brakło na nic, żeby się czuła bezpiecznie. Wjechaliśmy za granicę 9 lat temu. Moja mama była już wdową, została w 4 pokojowym mieszkaniu, w tym samym mieście została też moja starsza 0 10 lat siostra, która obiecała, że będzie mamie pomagać, że chociaż tak udzieli mi wsparcia. Trzeba wiedzieć, że od dziecka zawsze byłam bardzo mocno związana z mamą. Gdy miałam 10 lat ciężko zachorowałam, wtedy pamiętam jak bardzo rodzice martwili się o mnie, jak mama nie spała po nocach. Wiadomo. Siostra była od zawsze bardziej niezależna, pyskata - a ja delikatna, lękliwa. Myślę, że wtedy mama mogła się przyzwyczajać, że ja na zawsze zostanę w domu, że na pewno nie wyjdę za mąż, bo może sobie nie poradzę, bo nie będę chciała - i że po prostu zostanę. Jednakże z biegiem czasu ja robiłam się coraz bardziej niezależna - owszem, wciąż grzeczna i delikatna ale rzuciłam się w wir ucieczki od "nadopiekuńczości". Bardzo chciałam "robić to co chcę", jak np moje koleżanki ze studiów. Nawet udało mi się na drugim roku wynająć pokój w tzw półsanatorium akademickim i tam zamieszkać. Udało się, bo byłam akurat po operacji nogi - bo bliżej na uczelnię (a to było moje rodzinne miasto!!). No ale miałam swobodę... Potem poznałam chłopaka i zamieszkaliśmy razem...to była moja głupota, bardzo chciałabym cofnąć czas. Gdyby tylko się dało, tyle rzeczy zrobiłabym inaczej. Nie wyprowadziłabym się z domu. Nie zamieszkałabym z tym koszmarnym typem w koszmarnym domu. Nie miałabym tych wyrzutów sumienia, które z dnia na dzień są coraz większe. Mama mi to wypomina co jakiś czas, że tyle przez mnie przeżyli z tatą - a ja kulę się w sobie ze wstydu i tak cholernie mi przykro, że taka byłam. Mama marzyła, żebym skończyła drugi stopień szkoły muzycznej. A ja byłam wtedy uparta i powiedziałam, że nie będę dalej grać. Skończyłam stopień pierwszy, obroniłam dyplom, dyrektor szkoły chciała mi dać urlop roczny, żebym odpoczęła i wróciła - a ja nie. I to też było pogrzebanie marzeń. Wielkich marzeń i moich (co ja bym oddała, żeby to odwrócić) i mojej mamy, którą tak bardzo kocham. Poszłam na studia - i zrobiłam pierwszym stopień, obroniłam się, mam dyplom. Moja siostra skończyła psychologię. Z jednej strony jestem z siebie dumna ale z drugiej nie - bo co jakiś czas słyszę i od mamy i od siostry, że ja NIC nie mam, że nie mam studiów, że ich nie ukończyłam, że to jest tak jak technikum..a jak chcę się bronić, że przecież mam pierwszy stopień na UJ , dyplom, to rozmowa jest ucinana a ja się czuję podle, jak histeryczka, gorsza od siostry (z którą zawsze rywalizowałyśmy i czułam się "niżej". Kiedyś siostra mi powiedziała, że czuje się lepsza ode mnie - w przypływie szczerości, jak jej w czymś pomogłam. I ona wtedy, mając wyrzuty sumienia mi to powiedziała i przeprosiła za to, co czuje), wiem, że zawiodłam mamę, siebie. Zła jestem na siebie, mam bardzo niskie poczucie własnej wartości i olbrzymie poczucie winy. Od lat mierzę się z poczuciem winy, bo gdyby nie moja upartość czy takie a nie inne wybory, które wcale mi szczęście nie dały - to byłoby inaczej. W ogóle zastanawiam się, czy powinnam była wychodzić za mąż. Mimo swoich 40 lat czuję się dziecko. Fakt, mam niskie poczucie własnej wartości, poczucie winy, żyję przeszłością - i bardzo chciałabym cofnąć czas. Znowu chciałabym być dzieckiem, przy rodzicach, przy mamie, która tak bardzo mnie potrzebuje. Może to śmieszne ale tak jest. Wracam do "spowiadania się". Po rozstaniu z tamtym facetem (tato mój już nie żył) wynajęłam sobie 1 pokój w kawalerce należącej do szwagra (teraz byłego). Mieszkałam sobie osobno ale do domu miałam z 15 min autobusem, do drugiej dzielnicy. Mogłam wrócić do domu, ale fajnie mi było mieć poczucie, że "mieszkam sobie na swoim". I było super! Poznałam swojego obecnego męża :). Było super do czasu, gdy siostra i szwagier powiedzieli mi któregoś dnia, że mam się wyprowadzić, bo oni sprzedają mieszkanie i mają już kupca. Wtedy podjęliśmy z wtedy jeszcze narzeczonym decyzję o wyjeździe, zarobieniu na swoje mieszkanie i powrocie. Wyjechaliśmy i od 9 lat tu jesteśmy. Pracujemy, wysyłamy pieniądze. Ja jestem jedyną osobą, z którą mama ma tak dobry i bliski kontakt - bo tak było od zawsze. Dzwonię do domu codziennie, tak szczerze to nie dałabym rady nie dzwonić. Nie mamy już rodziny - wszyscy poodchodzili. Mama jest samotna - ma tylko pieska, którego jej kupiłam. A siostra? Stosunki mamy i siostry nie są dobre. Siostra nie pomaga mamie (tak jak mi obiecała), która ma coraz większe problemy ze zdrowiem, cierpi fizycznie oraz ma bardzo silną nerwicę lękową. Codziennie rano (no, prawie codziennie) mama płacze mi do telefonu z bólu albo z lęku. Poranki są najgorsze u mamy po przebudzeniu, potem jakoś się to wyrównuje. Ale to ja słyszę, to tylko ja wiem - bo mama z tym do siostry nie zadzwoni, gdyż już wiele razy słyszała "a daj mi spokój", "nie histeryzuj", "inne koleżanki mają normalne matki", "mnie też nikt nie pomaga" (siostra jest po rozwodzie z jednym mężem, w separacji z drugim, bezdzietna), "nie mam pieniędzy", "muszę wyjechać, bo jestem zmęczona", "Baśka powinna wrócić i zająć się tobą", "zadzwoń sobie do sąsiadki, to ci pomoże" itp. Proszę sobie wyobrazić, co ja czuję gdy mama mi to opowiada, co czuję, gdy mama płacze, gdy się boi, gdy cierpi, gdy mówi o swojej samotności i o tym, co czuje jak widzi wokół szczęśliwe rodziny. Nie jest tak, że siostra W OGÓLE nie pomaga - czasem zawiezie mamę do lekarza, czasem coś kupi. Ale trzeba się naprosić. Finansowo też mamy nie wspomaga - płaci tylko "swoją" część czynszu, to wszystko. Jest źle, bo ja widzę jak mama coraz gorzej sobie radzi (ma 74 lata). Rozmawialiśmy z mężem i podjęliśmy decyzję o powrocie. Może pod koniec tego roku. Czekamy tylko na uprawomocnienie się jego kontraktu. Wiem, że to wszystko przez co mama przechodzi, to moja wina. Bo to ja zostawiłam mamę samą. Mimo tych pieniędzy, które mamie przysyłam - ale SAMĄ. Ostatnio mama coraz częściej powtarza, że powinnam wrócić a mój mąż powinien tam zostać i pracować na swoją emeryturę i nasze mieszkanie. I tak powinniśmy żyć - przez kilka lat, bo kiedyś mój tato pracował Austrii prze dwa lata a mama była sama w Polsce z dziećmi i musiała dać radę - więc my powinniśmy tak samo zrobić. Z jednej strony mama ma rację - ale z drugiej nie bardzo umiem wyobrazić sobie życie osobno. Nie wiem, co robić, nie wiem jak sobie poradzić. Nie wiem, jak rozmawiać z mamą, żeby potem nie mieć poczucia winy. W ogóle już nic nie wiem. Całe moje życie to ciąg nieudanych wyborów. Czy mam depresję? Chyba tak. Ostatnio się przeraziłam, bo zaczęłam szukać odprężenia w lekach - w silnych przeciwbólowych, w benzodiazepinach, odkryłam tabletki nasenne. Przeraziłam się i trzymam się od nich z dala, bo nie chcę jeszcze i tu narobić sobie kłopotów. Często płaczę a poczucie winy i nieumiejętność radzenia sobie z rzeczywistością mnie przerastają. Odpiszcie, jeśli doczytaliście do końca...
  4. Sedlex

    Witajcie :)

    Przycisnęło...tak naprawdę sama z siebie nie wyjechałabym. Opisałam swój problem (jeden z wielu) w dziale Depresja i jakoś nie umiem go znaleźć. A tyle było pisania
  5. Sedlex

    Witajcie :)

    Witajcie :) Jestem nowa, właśnie się zarejestrowałam i mam nadzieję, że znajdę tu pomoc jakiej potrzebuję. Piszę do Was z Anglii, jest dziś strasznie zimno a ja siedzę w domu na ostatnim dniu "chorobowego". Mam nadzieję, że trafiłam idealnie. Pozdrawiam serdecznie! Basia
×