Skocz do zawartości
Nerwica.com

Grażyna84

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Grażyna84

  1. Witam. Długo się zastanawiałam czy napisać na forum i czy faktycznie to co mnie dopadło to nerwica. Od kiedy sięgam pamięcią miałam lęk przed nowotworem. Wydaje mi się, ze po raz pierwszy takie myśli pojawiły sie w mojej głowie z 25 lat temu kiedy dowiedziałam się o chorej na raka dziewczynie z mojej miejscowości. Od tego momentu czułam ból pod pachami i wyobrażałam sobie raka. Myśli jakie mi towarzyszyły to głównie strach przed tym, ze umrę i zostawię rodziców samych sobie ( chyba byłam trochę rodzicem dla własnych rodziców). Poszłam do lekarza i powiedziałam, ze wydaje mi się ze mam raka. Lekarz po zbadaniu powiedział, ze jest ok i ból minął. Przez długi czas było ok a lęki związane ze śmiercią ustąpiły. Po latach jak przeprowadziłam się do Wrocławia na studia miałam kilka incydentów z atakami paniki ale takimi drobnymi. Jadąc tramwajem do szkoły musiałam wysiąść bo wydawało mi się ze nie mam tlenu do oddychania. Często bolała mnie głowa. Zrobiłam podstawowe badania i wszystko wróciło do normy. W trakcie studiów poznałam przyjaciółkę która chorowała na wirusowe zapalenie wątroby typu c, oczywiście w mojej głowie i ja się zaraziłam. Nie poszłam do lekarza zweryfikować sprawy i ze świadomością choroby żyłam do teraz czyli jakieś 14 lat. Dodatkowo nigdy nie przyjmowałam leków antykoncepcyjnych bo sądziłam ze nie mogę narażać wątroby ale oczywiście nigdy nie chciałam potwierdzić tego badaniami z lęku przed diagnozą. Dodatkowo do tego doszedł strach przed HIV- w głowie miałam go na bank ale bałam się zrobić testy. Bałam się również zrobić cytologię, żeby się nie dowiedzieć o raku szyjki macicy Wiec pierwsza w swoim życiu miałam zrobiona w wieku 33 lat. Wizyta u lekarza przysparzała mi zawsze bardzo strachu i lęku przed diagnozami, które miałam w głowie. Pomimo tego co wypisałam wyżej zylo mi się całkiem spokojnie. Strach przed ewentualnymi chorobami potęgował mi się np w momencie kaca bądź samotności. W życiu prywatnym było różnie, przez lata miałam partnera z którym kilka razy się rozstawałam. Zawodowo się realizowałam. Całkiem normalnie funkcjonowałam i życie przynosiło mi dość dużo radości z wyjątkiem oczywiście tych dni kiedy myśli o chorobach wjeżdżały jak podane na tacy. Wredy wystarczyło ze ktoś do mnie przyjechał i pogłaskał po głowie. Wszystko tak się toczyło do teraz. Zaszłam w ciąże i jak wiadomo musiałam siła rzeczy zrobić wszystkie badania- HIV, weneryczne, cytologia, morfologia etc. Oczywiście umierałam ze strachu ale nie posiadałam żadnej z chorób, które myślałam ze mam. Testu na HIV bałam się odebrać czekając aż zadzwonią bo taka jest procedura. Po dwóch tygodniach patrzenia na ekran pojechałam by odebrać wyniki. Sytuacja się na chwile uspokoiła i w spokoju czekałam na poród. W między czasie zaczęłam się kłócić z partnerem i doszłam do wniosku, ze nie możemy żyć razem. Po porodzie córki awantury dalej trwały a ja w jej ojcu dopatrywałabym się tyrańskich cech. Sparaliżowała mnie myśl o tym, ze może mi się coś stać i to, ze wtedy tyran będzie wychowywał moje dziecko. Rozstaliśmy się. Ja aktualnie jestem jeszcze na macierzyńskim Wiec miałam odkładać pieniądze i czekać do powrotu do pracy. Jak emocje związane z przeprowadzka opady zaczęłam skanować swoje ciało i wychować zaległe bóle sprzed ciąży. Była to Np sytuacja ze znamieniem, którego nie usunęłam, z tarczyca której nie sprawdziłam a miałam wskazanie. Zaczęła bolec mnie głowa, gardło, ucho, pachy, pachwiny, kości skóra. W przeciągu miesiąca miałam już kilka nowotworów. Zaczęłam chodzić po lekarzach. Codziennie budzę się z jakimś bólem i codziennie wynajduje coś innego. Strach o dziecko jest gigantyczny i widzę ze tym razem nie do końca sobie z nim poradzę sama. W trakcie ciąży chodziłam do psychoterapeuty bo mam skłonności do katastrofizacji i nie radziłam sobie sama ze sobą. W wieku dziecięcym byłam opiekunem rodziców, jako 10 latka czekałam w napięciu na wyniki biopsji mamy, która miała astmę i wiele innych chorób. Na początku studiów tato zachorował na raka prostaty. Mama w trakcie ciąży poważnie zachorowała. A w wakacje dowiedziałam się ze na raka umiera ciocia o to chyba był początek mojej chorobowej podróży bo bardzo mnie zestresowała jej sytuacja. Ciężko mi było przyjąć ze dzisiaj ktoś żyje a jutro już nie. Na dzień dzisiejszy mało mnie cieszy i odkładam nawet zakup ciuchów bo przecież niewiadoma co będzie. Mecze się strasznie.
×