Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bubson

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Bubson

  1. Postanowiłem wrócić do wątku. Od początku listopada, czyli momentu rozpoczęcia moich zmagań z nerwicą, mijają kolejne miesiące. W sumie 6 za mną, rozpoczyna się 7. Czas szybko leci, a moje samopoczucie nadal walczy o lepsze jutro. Jestem dość niecierpliwy w tej walce, ale się nie poddaję. Co się zmieniło? Udało mi się zapanować nad osłabionym organizmem łapiącym każdą infekcję - już nie choruję. Pomogły leki na odporność na receptę i pewnie lepsza pogoda. O wiele mniej boli mnie też ciało. Jestem silniejszy, prawie nie mam skurczy, udaje mi się zapanować na bólem głowy. Niestety nie wszystko jest kolorowo. Codziennie towarzyszy mi olbrzymie napięcie, ścisk w klatce i niepokój. Momentami jest to tak silne, że mam ochotę wyć z bólu. Derealizacja przeplata się z realnym widzeniem, ale nie ma dnia, żebym nie widział jak przez zaszronione okulary. Nie mam przyjemności z życia. Zaczynam rozumieć, co to ból i strach, które tak paraliżują, że odechciewa się żyć. Niesamowicie uprzykrza mi to codzienność, a tak bardzo chciałbym cieszyć się wszystkim, tym bardziej, że lada moment rodzi mi się syn. Chodzę do lekarza psychiatry, uczęszczam na wizyty do psychologa, które doraźnie mi pomagają, ale już następnego dnia po spotkaniu euforia z wygadania się znika. Dostałem nowe leki. Do sulpirydu w dawce 100 mg dziennie lekarka dorzuciła mi seroxat. Na razie paro 10 mg rano i dwa razy sulpiryd. Potem (od około 22 maja) mam brać 20 mg rano paro i 50 mg sulpirydu. Dziś trzeci dzień na połówce seroxatu i na razie objawy pierwszych dwóch tygodni na paro mocno dają mi się we znaki. Psycholog powiedziała, że mam przestać planować i skupiać się nad tym "kiedy mi przejdzie", "czy mi przejdzie", "jak ja odstawię te leki", a zacząć cieszyć się z życia i żyć tu i teraz. Dniem dzisiejszym. Wiśta wio, łatwo powiedzieć :) Jak wy radzicie sobie z nerwicą na co dzień? Jak chorobę godzicie z pracą? Ja np. nie mogę pracować nawet na 20% wydajności, którą miałem. Jak to pogodzić z tymi rzeczami, które wcześniej tak mocno lubiliście, a teraz nie sprawiają Wam żadnej przyjemności? Pozdrowienia
  2. Leczę się i leczę i... stany odrealnienia już jako tako opanowałem, ataku paniki nie mam od kilku tygodni, ale ciągle nawraca przeziębienie jak przed grypą. Zawalone gardło bóle głowy, osłabienie, ciągły katar i kaszel. Robiłem bolerioze, ale wyszło mi tylko p41 dodatnie, pozostałe ujemne. W piątek idę do lekarza chorób zakaźnych. Wyniki podstawowych badań mam dobre. Czy nerwica (mam teraz powody) może objawiać się ciągłą chorobą?
  3. Sulpiryd 2x50 mg, jak dla świeżaka. Trochę mi derelka zeszła, ale zaczął się ból głowy jak od kręgosłupa i znowu łamanie w kościach jak do grypy - zacząłem nowy tydzień pracy I tak ciągle.
  4. Hej, tak, Tukaszwili i wszyscy macie rację. Na 99% mam nerwicę. Za dużo na raz się skumulowało, do tego zawsze byłem podatny na stany emocjonalne. Badania przerobiłem. Krew i mocz dwa razy, dwa razy neurolog, poradnia bólu kręgosłupa, trzech lekarzy rodzinnych, badania na bakterie i wirusy różne, w tym Bolerioza. Na tę ostatnią czekam, bo mam dopiero połowiczne badania. Wygląda, że jestem zdrowy na ciele... Byłem u psychiatry. Męczę się strasznie, więc chyba i na terapię pójdę. Dostałem lekki lek na uspokojenie. I było lepiej. Dużo lepiej. Ale od wczoraj wszystko we mnie lata, serce wali i znowu derealizacja, tyle że silniejsza niż zwykle. Wariuję. Idę chodnikiem i boję się, że jestem za słaby, żeby iść. Że upadnę. Jadę metrem to samo. Prowadzę samochód to boję się, że w kogoś wjadę. Jakbym nawalony jechał, a alkoholu w ogóle nie tykam od 3 miesięcy. Masakra. Tego nie da się normalnie znieść. A przecież praca, życie, żona, pies, problemy - to wszystko nie poczeka. Czasami myślę, że jakbym mógł zamknąć się na tydzień sam w pokoju to by mi przeszło. Jeden plus - chyba poradziłem sobie z syfem w gardle i uchem. Już mnie nie bolą. Przeszły też ostre objawy kręgosłupowe.
  5. Piszesz, że Twój ojciec miewał takie stany. Ja nie miewałem. U mnie wszystko od listopada. Nie boję się zostać sam w domu. Po prostu od dwóch miesięcy czuję się chory. Jakbym miał grypę. Do tego ból od kręgosłupa. Do tego stan odrealnienia. Nie wiem czy to dziwne, że skoro człowiek czuł się zajebiście a nagle mdleje i jest wciąż chory jakby miał notoryczną grypę, to zaczyna się bać. To nowe doświadczenie. Nigdy nie chorowałem dłużej niż kilka dni. Biorę witaminy, chodzę na długie spacery z psem, a katar i kaszel jak były tak są. Syf jakiś mi się leje po ściance gardła.
  6. Na początek - hej wszystkim. Wiem, że jest dział powitań, ale pozwólcie, że tu dokonam autoprezentacji Po ostatniej wizycie u lekarza rodzinnego, który zna mnie od wielu lat i badaniach krwi, moczu, na okoliczność bakterii oraz niepełnych wciąż na Boleriozę dostałem lek na wyciszenie z informacją, że muszę uspokoić myśli. Dać sobie czas na relaks. A zaczęło się: (tak myślę, że od tego) od myśli na temat egzystencji pewnie gdzieś w połowie zeszłego roku. Umarł kolega kolegi, a jego śmierć obserwowałem codziennie na facebooku, gdzie toczyła się walka o jego życie. Znak naszych czasów. Ustawia się kampanie na serwisie pomagam.pl i udostępnia ją na portalu społecznościowym. Jakoś dużo na początku o tym nie myślałem, ale z czasem coraz więcej. Chłopak miał 25 lat. Ja dziś 33. Ciągle myślałem, jakie to straszne, że w sumie 2 miesiące i ze zdrowego człowieka robi się wrak. Chwilę potem już go nie było. Coraz częściej zacząłem myśleć o śmierci, o bezsensie życia jako takiego, skoro żyjemy na tykającej bombie i wiadomo, że w końcu wybuchnie. Nigdy tak wcześniej nie miałem, tzn. jako dziecko zastanawiałem się co to znaczy umrzeć, ale w pewnym momencie po prostu zawładnęło to mną. Dodam, że nie jestem wierzący, więc jedyne, co sobie byłem w stanie wyobrazić to czarna dziura. Minęło kilka miesięcy. Względnie wszystko poukładało mi się w głowie. Poza natrętnymi myślami nie miałem żadnych innych niepokojących objawów. Dodam, że mam dobrą pracę, kochającą żonę, żadnych w sumie problemów. Jestem kontaktowy, lubię ludzi, życie, mam pasję, która daje mi mnóstwo satysfakcji... Pod koniec października dowiedziałem się, że będę ojcem. Strasznie się ucieszyłem, ale myśli, że umrę wróciły. Nie wiem, tak jakbym wbił sobie do głowy, że mogę nie zobaczyć tego dziecka. Że mogę go nie wychować. Stres. Mniej więcej 5-6 listopada 2017 jechałem właśnie samochodem na weekend i zaczęła drętwieć mi noga, drętwieć tak, że nie mogłem siedzieć. Musiałem stawać i ją rozprostowywać. Przespacerowany weekend i trochę przeszło. Potem w zasadzie już to nie wróciło. Kilka dni po powrocie dostałem strasznego kataru, kaszlu i bólu każdego mięśnia. Bez temperatury, bez typowych objawów grypowych. Dopiero po dwóch tygodniach udało się lekarzowi postawić diagnozę, że jakaś maź spływa mi z zatok i odkłada się w gardle. Dostałem leki, poprawiło się. Ale niestety zostały bóle mięśni-kości (trudno mi to opisać). Boli mnie prawa ręka, bark, czasami jedna stopa. Odczuwam ból w górnej części kręgosłupa, czasami szyi. Boli mnie głowa po stronie prawej i lewej, jak od ucisków. Do tego zacząłem słabnąć. Nagle zasłabłem rano w połowie listopada, tuż przed wizytą w warsztacie samochodowym - żadnego stresu z tego powodu. Nic. Nie mogłem się ruszyć, zaczęło brakować mi oddechu, serce waliło jak złe. Położyłem się z nogami do góry, poleżałem trochę i przeszło. Pozostało poczucie odrealnienia, ale to też przeszło po 2-3 dniach. Niestety wraz z odejściem poczucia, że jestem słaby, w dodatku w bańce, wróciła choroba - tym razem ze zdwojoną siłą. Mniej więcej dwa tygodnie po zasłabnięciu w domu, przytrafiło mi się to w pracy. Do tego doszła temperatura, stan zapalny. Tym razem grypa na całego. Wylądowałem w szpitalu. Lekarz odesłał mnie z lekami na przeziębienie i zwolnieniem od pracy. Przez większość grudnia borykałem się z przeziębieniem, bólami ręki, głowy, stawów. Co jakiś czas dochodził skaczący puls, poczucie, że zemdleję i strach o to, co mi jest. W święta zaatakowało mnie ciśnienie i puls. Całe przeleżałem w łóżku z pulsem 100 i ciśnieniem 160 na 100. Potem doszły jeszcze: ból oczu i światłowstręt. Wstyd się przyznać, ale puls był chyba powodem strachu o to, że wyjeżdżam do rodziny żony do małego miasta i będą święta i w razie czego nie będzie komu mi pomóc... Mamy styczeń. Znowu boli mnie gardło, a od 10 mniej więcej dni nie odchodzi ode mnie poczucie odrealnienia. Cały czas widzę jak przez bańkę mydlaną. Wiem co się dzieje, wiem gdzie jestem, ale w jedną chwilę potrafię się zapaść w sobie i czuję puls, uderzenia serca, którym czasami towarzyszy ból w mostku. Zrobiłem EKG - w normie, RTG szyjnej części kręgosłupa, pełne badania x2, byłem dwa razy u neurologa - nikt nic u mnie nie widzi. Lekkie przewężenia między kregami C5 i C6, ale to wszystko. Byłem w poradni bólu pleców. Pani powiedziała, że nie widziała już dawno nikogo tak spiętego. Kazała mi zrobić badania na Boleriozę. Miałem kontakt z kleszczem (mam psa), ale nie zdążył jeszcze we mnie wejść. Wyniki pierwszego badania zgubili, z drugiego wychodzi że - z części pierwszej Boleriozy nie mam, a druga część jest do powtórzenia. Zakładam więc, że to raczej nie to. Byłem u rehabilitanta. Rozmasował mnie trochę, ale powiedział, że długa praca przede mną. Przechodząc do meritum. Mam życie w rozsypce. Wykańczam mieszkanie, dziecko w drodze, pracy od diabła, nastawienie pozytywne, depresji raczej nie mam, wstawać mi się chce, tyle że jak wstaję to zaczynam widzieć jak przez okulary do pływania. Boli mnie ciało jak przed przeziębieniem, bolą kości, głowa, zatyka mi się czasami ucho, mam szumy. Co jakiś czas atak paniki - pikawa, uczucie jakbym miał umierać. Jednym słowem masakra. Dostałem Atarax, ale nie mogę go brać, bo muszę jeździć autem - kolejny problem, wiem, ale inaczej nie dam rady obecnie pracować, a urlopu/zwolnienia też wziąć nie mogę, bo czekam właśnie na nową umowę, do tego zastępują kolegę w pracy. Czasami mam wrażenie, że umiem to przezwyciężyć. Kilka oddechów i odchodzi pikanie. Jestem sprawny jak idę. Silny, jeśli muszę coś podnieść - nie zauważyłem, żebym tracił na wadze. Apetyt mam normalny. Dobrze trafiłem ?
×