Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lena70

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Lena70

  1. Lena70

    Mój syn ma NN

    Niestety nie znam wszystkich jego natręctw, nie chce o tym mówić. Rozumiem, że mogą go krępować. Przekazuje nam informacje o leczeniu, lekach, które bierze. I jak pisałam na razie nie ma efektów. Leki jak na razie nie pomogły, Chodzi też na terapię psychodynamiczną, ale też nie ma efektów. Nie wiem czy w przypadku tej choroby trudno jest dobrać leki i ich dawki, żeby zaczęły przynosić efekt? Dodatkowo ma duże problemy z gospodarką hormonalną i gruczolaka na przysadce. Jest w trakcie diagnozowania go, nie wiem czy on może mieć wpływ na chorobę.
  2. Lena70

    Mój syn ma NN

    Witam. Odważyłam się napisać na forum, bo może ktoś mi pomoże. Mój 20-letni syn ma NN. Chorobę zdiagnozowano u niego prawie 1,5 roku temu, ale on twierdzi, że ma ją od dzieciństwa. A ja nic nie zauważyłam To wspaniały chłopak-dobry, mądry, oczytany. Nigdy nie sprawiał żadnych problemów, uczył się dobrze przez podstawówkę i gimnazjum, mieliśmy zawsze dobry kontakt. Owszem był wrażliwy, raczej skryty, typ bardziej samotnika, indywidualisty, nie miał przyjaciół. I bardzo ambitny, ciągle szukał w sobie przyczyn swojej niedoskonałości (wg niego oczywiście), bo uważał, że skoro nauka nie idzie mu tak jak chce (a uczył się naprawdę dobrze, nie na 6, ale dobrze), to znaczy, że jest z nim coś nie tak. Nie pomagały tłumaczenia, że jest super, że nie musi być doskonały, wybitny, że wszystko z nim ok. W gimnazjum i liceum był w sumie na trzech diagnozach w poradni pedagogicznej, żeby stwierdzili czy jest z nim coś nie tak (to jego słowa). Wszystkie diagnozy stwierdziły poziom inteligencji ponadprzeciętny, ale jednocześnie stawianie sobie za wysokich wymagań w stosunku do swoich możliwości, co powodowało, że jest zestresowany, sfrustrowany i nie wierzy w siebie. Gdybym wtedy posłała go na terapię to może wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale ja uwierzyłam mu, że jest ok. A nie było. Pierwszą klasę liceum jeszcze przeszedł w porządku, ale od drugiej posypało się. Zaczęliśmy tracić z nim kontakt, zamknął się w sobie, odsunął od nas, traktował wrogo. Boże ile było próśb o rozmowę, pytań co się dzieje. Nic nie mówił o swoich problemach, a ja się już gubiłam czy to normalne, rozwojowe-jak u nastolatka czy jednak nie, co jest jeszcze normą, a co nie . Chodziłam po psychologach, pytałam co robić-słyszałam w kółko, że to ja jestem rodzicem, że to ja ustalam zasady i on ma je respektować póki z nami mieszka, że mam rozmawiać itp. Przecież chciałam rozmawiać, ale jak można zmusić kogoś do rozmowy, jakie zasady - porozmawiaj z nami, nie odsuwaj się, nie traktuj nas wrogo, chodź do szkoły ???? Jak do tego zmusić ?? Budziłam, prosiłam żeby wstał i poszedł do szkoły, ale siłą go tam zaciągnąć nie mogłam. Widziałam, że jest coraz gorzej i nie mogłam do niego dotrzeć. Klasę II ledwo skończył. Zaczął trzecią ale już się nie udało. Jeszcze w II klasie poszedł do psychologa, ale on mu nie za wiele pomógł-słyszałam w tym czasie, że może ma schizofrenię, może afektywną dwubiegunową i że w sumie jest trudny do zdiagnozowania. Znalazłam innego lekarza i w końcu znalazł się w szpitalu. To był straszny czas-całkiem zniknął mój syn, to był obcy, wrogi nam człowiek, którego nie znałam. Nie pozwolił kontaktować się z lekarzami, zabronił udzielania nam informacji, było mu obojętne czy go odwiedzamy. Tylko raz pozwolił na spotkanie z lekarzami, kiedy go zdiagnozowano, że ma NN i depresję. To było rok temu. Od tego czasu leczy się u psychiatry, chodzi na terapię, ale niestety nic nie pomaga. To znaczy nie ma już depresji (tak mówi) ale nerwica męczy go bardzo, nie jest w stanie chodzić do szkoły-drugi raz zaczął trzecią klasę liceum, ale wiemy, że nie uda się jej skończyć. Nie wychodzi z domu. Polepszyło się o tyle, że wobec nas zmienił się-zaczął z nami rozmawiać, potrafi się już do nas znów uśmiechnąć, zażartować, już nie jest tak wrogi. Nie wiem co będzie dalej. Nie wiem czy znajdą się w końcu leki, które mu pomogą. Ciągle mu je zmieniają, ustalają nowe dawki-ale nie ma poprawy. Znów jest mowa o szpitalu. Czy on ma szansę na normalne życie, szkołę, pracę ? Jak mu pomóc ? Ciągle się zastanawiam co przegapiłam, czego nie zauważyłam, nie zrobiłam lub zrobiłam nie tak. Czuję się taka bezsilna, nie wiem co robić. Boję się o niego. Rozpisałam się, ale tak trudno jest krótko opisać to co się wydarzyło, ten strach, rozpacz, bezradność.
×