Skocz do zawartości
Nerwica.com

łamaga

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez łamaga

  1. Dziękuję wszystkim za pomoc. Czasem dobrze jest zobaczyć jak jakaś sytuacja wygląda z dystansu. Pozdrawiam serdecznie
  2. Mam 31 lat. Nic mi się nie udaje - nie wiem czy to przez lenistwo, czy po prostu wszystko za co się biorę jest nie dla mnie. Kilka miesięcy temu zdiagnozowano u mnie chorobę dwubiegunową i nerwicę. Lekarz zlecił dodatkowe badania ogólnego stanu zdrowia i wizytę diagnostyczną u psychologa oraz przepisał Depakine Chrono - lekarstwo wykupiłam, ale postanowiłam, że wezmę po konsultacji z psychologiem (nie byłam pewna czy rzeczywiście leczenie farmakologiczne jest mi na tym etapie potrzebne, czy nie przesadzam i wystarczy coś w rodzaju psychoterapii). Niestety psycholog w trakcie dwóch wizyt nie zdążyła zrobić wszystkich testów diagnostycznych, uzgodniłyśmy, że zapiszę się w poradni na kolejną wizytę (NFZ), później okazało się jednak, że nie mogę już się zapisać, bo w danym momencie zapisów do psychologa nie było (w rejestracji nie wyjaśniono mi dlaczego i kiedy ewentualnie mogę się dowiadywać, po prostu "zapisów do psychologa nie ma") Zrezygnowałam z leczenia. Zresztą, czułam, że sobie poradzę, wystarczy tylko bardziej się ogarnąć. Widzę jednak, że nie ogarniam niczego. Najprostszych rzeczy - może dlatego, że doprowadziłam do takiego nawarstwienia problemów, że ruszenie z miejsca graniczy z cudem. Pracuję fizycznie, wykonując najprostsze czynności manualne - nie mam nawet umowy o pracę, tylko umowę zlecenie. To miało być tymczasowe rozwiązanie, a trwa już 6 lat. W międzyczasie trwała szopka polegająca na samooszukiwaniu się, że przecież nadal studiuję (próbuję się ratować), stąd praca na umowę zlecenie w elastycznym wymiarze godzin jest dla mnie idealna - zarabiałam dokładnie tyle, by starczyło mi na jedzenie czynsz i opłacenie studiów. Innych wydatków nie mam, bo z nikim się nie spotykam (nie mam żadnych znajomych, o facecie nie wspominając), nigdzie nie wychodzę, nigdy nie byłam na żadnych wakacjach, od kilku lat chodzę w tych samych ubraniach. Studia - katastrofa. Kilka razy zmieniałam kierunki, zaczynałam od nowa, dając sobie jeszcze jedną szansę. Zawsze jednak powtarzał się schemat niechodzenia na egzaminy z poczucia zażenowania, odwlekanie obowiązków; przedłużanie sesji (wówczas często praktykowałam naukę na ostatnią chwilę, a kiedy uzyskiwałam odwleczenie terminu tygodniami ślęczałam nad książkami próbując się czegoś nauczyć: bezskutecznie, zupełne rozkojarzenie, brak zapamiętywania - więc później też opuszczałam zaliczenia, bo wstyd mi było tak iść) Najgorsze były pisemne prace zaliczeniowe na studiach humanistycznych. Gromadziłam bibliografię, mając wizję nie wiadomo jakiego elaboratu. Pisałam, skreślałam, zaczynałam od nowa, na końcu czułam mdłości czytając te zawiłe konstrukcje, które mnie samej nie przekonywały. Prac nie składałam, szłam na inne studia. Teraz mam świadomość tego, jaka jest moja sytuacja na rynku pracy. Mam zerowe doświadczenie. Jeszcze gdybym miała jakąś siłę przebicia, byłabym przebojowa... Ale ja się tak bardzo wstydzę tych zmarnowanych lat, że chyba do końca życia pozostanę w pracy na produkcji dla dorabiających emerytów. Czasem sobie tłumaczę jeszcze, że nie od razu Kraków zbudowano... Że potrzebuję czasu na zdobycie jakiejś sensownej umiejętności. Tyle, że w mojej głowie jest tylko jedna myśl: zegar tyka, już nie zdążysz, nie dasz rady. Moje zdolności umysłowe oceniam teraz jako bardzo nikłe. nie mam w sobie spokoju, żeby normalnie usiąść i coś przeczytać. Nie oglądam filmów, nie słucham muzyki, nie wiem co się dzieje na świecie - wszystko mnie straszliwie nuży. Już nie dogonię rówieśników. Prawdopodobnie do końca życia zostanę sama, bo wstydzę się komukolwiek przyznać co się ze mną dzieje. W mojej rodzinie jestem postrzegana jako nieudacznik, wszyscy się albo ze mnie śmieją albo nade mną litują. Chcę sobie pomóc, ale nie wiem, od czego zacząć.
×