Skocz do zawartości
Nerwica.com

ŁukaszM

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ŁukaszM

  1. Witajcie, z góry dziękuje osobom, które zainteresowały się moim tematem i poświęciły swój czas na przeczytanie tego tekstu. Mam 31 lat i nigdy bym się nie spodziewał, że będę musiał toczyć wojnę z samym sobą. Od trzech lat zmagam się ze swoją psychiką, odczuwam, że dąży ona do samounicestwienia mnie, robi wszystko na przekór Towarzyszy mi nieustanny lęk i ciągła kotłownia myśli. Prześcigam się w wymyślaniu coraz to nowych toksycznych myśli - do tego bardzo niska samoocena. Trzy lata temu byłem w środku innym człowiekiem, wszystko mi się układało, byłem szczęśliwy. Obecnie też mam wszystko co potrzeba do szczęśliwego życia wszelkie dobra materialne na wysokim poziomie, szczęśliwa (na razie) rodzina, dobrze płatna praca itd. Nie mam w sumie powodów aby źle się ze mną działo, ale wiem też, że za chwilę mogę to wszystko utracić. Prowadzę też zespół muzyczny - jestem wokalistą. Podam Wam kilka przykładów najgorszych myśli, które mnie trapią. Kiedy np. śpiewam - blokuje się, mylę tekst, wytracam się z rytmu - nie dlatego, że śpiewać nie potrafię i nie czuje tego. Przeciwnie jestem bardzo dobrym wokalistą, ale moja psychika podpowiada mi aby tak nie było, abym robił właśnie takie rzeczy, działał przeciwko sobie ( to jest okropne - wszystko jest wtedy wymęczone) Kiedyś czułem się wspaniale, śpiewałem z dużą swobodą, luzem, wszyscy podziwiali, świetnie się bawili itd. - to było moje szczęście. Drugi przykład. Na co dzień zarabiam przy wykonywaniu precyzyjnych prac manualnych - wręcz zegarmistrzowskich - tu też problem - psychika podpowiada - rób tak aby ci nie wyszło, abyś nie wykonał powierzonego zadania, a jak ci już wyjdzie to rób to jak najdłużej i przy okazji, aby wszyscy mogli cię skrytykować. I to się właśnie dzieje - brak fachu z przed paru lat. Sprawy związane z problemem wysławiania i świadomego - nieudolnego kontrolowania ruchów własnego ciała też u mnie występują, ale to nie jest najgorsze, w zasadzie można z tym żyć. Jest jeszcze jedna rzecz - najgorsza z wymienionych, pewna myśl - uczucie - dziwna percepcja. To jest to, że myślę i zdaje sobie sprawę, że jesteś tu i teraz, ogarnia mnie wtedy dziwne (bardzo nieprzyjemne) uczucie, a jak już mam to myśl w głowie to zastanawiam się gdzie jest moje "JA" (w którym miejscu się znajduje). Czy "JA" to twoje ciało, czy jeszcze inny byt. Czuje się wtedy fatalnie, tracę punkt zaczepienia z rzeczywistością, dlatego też mam wrażenie, że tracę też kontakt ze swoim ciałem, a przede wszystkim ze światem rzeczywistym, nie mogę czuć się jego częścią i być nim pochłonięty. Normalny człowiek nie zastanawia się nad tym. Normalnie jedziesz na autopilocie, a wszystko się dzieje automatycznie - wiem jak to jest bo w końcu czułem się tak przez 28 lat. Chciałbym powrócić do stanu przed, a nie analizowania tego czy np. to co powiedziałem wypływa rzeczywiście ode mnie. Bycie normalnym to jest w tej chwili wyznacznik mojego szczęścia. Oczywiście stany te powodują u mnie ciągłe lęki, nerwowość i dokuczliwy brak koncentracji. Próbowałem sobie pomóc - wizyty u różnych psychiatrów - leki antydepresyjne, na schizofrenie, benzodiazepiny i co? Nic, zupełnie nic nie pomogło. Tak naprawdę to nie odczułem żadnej poprawy na podawane leki, no może oprócz lorafenu - jakieś minimalne działanie uspokajające - odniosłem wtedy wrażenie, że jestem jakiś lekooporny, chociaż kuracje był długie - w ostateczności dałem sobie z tym świństwem spokój. Jedynie co może mi na chwile realnie pomóc to najstarszy środek uspokajający - czyli alkohol i oczywiście tylko w dużych ilościach, normalnie jak mało zażyje to czuje się jeszcze gorzej. Rzecz jasna - zdaje se z tego sprawę, że to żadna pomoc i jestem świadomy tego do czego prowadzi (jestem też dzieckiem DDA - rodzina obciążona problemem alkoholowym), ale to co na chwilę poczuje to jakaś pseudo-normalność, mogę spojrzeć na swój problem z innej perspektywy - jestem wtedy świadomy tych problemów, ale czuje się z nimi normalnie - tak jakbym je zaakceptował. Oczywiście nie chcę tego, nie rozumiem też tego jak normalny człowiek może zażywać w ogóle tak ciężki narkotyk jakim jest alkohol, w jakim celu? Myślę, że podłożem moich problemów jest nie tylko DDA, ale też uwarunkowania charakteru - nadmierna wrażliwość, empatyczność. Do tego doszła przez ostatnie 10 lat bardzo intensywna praca - odpowiedzialna i stresująca, często w obecności toksycznych ludzi z którymi miałem i mam styczność. Potem rodzina, wymagająca żona, obowiązki wobec dzieci - częsty ich płacz wieczorem i rano - to nie pomagało. Wieczne oczekiwania wobec mojej osoby, jako od cudotwórcy - wielu ludzi obdarzyło mnie zaufaniem co do mojej profesjonalności, perfekcyjności w tym co robię. Wydaje mi się, że to musiał mieć swoje granice i oto teraz mam - czuję się jak aktor, który musi grać role normalnego, żeby nie zostać zdemaskowanym. Wojna w głowie trwa, ale ja nie zamierzam się poddawać, bo wiem, że mam potencjał, aby móc jeszcze "góry przenosić".... tymczasem szukam pomocy.
×