Witamy, to my - ja i moja nerwica (?). Ponieważ dziś znów mi dokopała i pokazała, gdzie moje miejsce postanowiłam przeszukać internet i znaleźć kogoś, kto ma podobnie. Kto, może nawet dostać troszkę wsparcia. Ha, może nawet udzielić odrobiny wsparcia komuś?
Jestem przed 30, prawie zamężna, po długiej przerwie zawodowej - praca jak marzenie. I jestem przerażona, że nie daję/nie dam rady, rozczaruję wszystkich, którzy trzymają za mnie kciuki. Na zewnątrz super pewna siebie maska, w środku przerażona byle czym do granic możliwości. Bardzo, bardzo chcę i próbuje, by się udało. Perspektywa porażki sprawia, że dostaję paraliżu ze strachu, wstydu i generalnie wywołuje wizję mnie-bezużytecznej, godnej pogardy, pożałowania, co w konsekwencji skutkuje histerycznym płaczem. Prawie-mąż sam obarczony dużą odpowiedzialnością pomaga jak umie, ale sam ma sporo na głowie. Ja spadam sobie w otchłań i rozpaczam, a on tego nie rozumie, czasem go to wkurza - trudno się dziwić.
Wydaje mi się też, że mocno zależę od aprobaty innych, nie wiem, czy to nie niska samoocena. Generalnie ocena społeczna mojej osoby mnie przeraża i chyba stąd antycypacyjna reakcja "twardzielki".
Generalnie poruszyłam temat u lekarza (duszności, uciski, palpitacje, rozregulowane jelita, szereg badań etc), miła pani doktor stwierdziła nerwicę i na histeryczne reakcje przepisała hydroksyzynę. Dziś musiałam wziąć pierwszą tabletkę (mam pudełko od ok. miesiąca), bo nie mogłam się uspokoić, wszystko wydawało się mnie przytłaczać i być "za trudne", żebym sobie poradziła. Po tabletce jest całkiem ok - jak widać mogę nawet napisać sensownie kilka zdań.
Wybaczcie jeśli rozpisałam się za bardzo.
Witam raz jeszcze.