Skocz do zawartości
Nerwica.com

Marta34

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Marta34

  1. Był w domu. Dzieci spały Zapytałam szczerze co myśli, czy myślał o nas, czy chce być z dziećmi i ze mną. Odpowiedział, że nie myślał, i że nie umie być z dziećmi. Mówię mu, że trzeba po prostu z nimi być, reszta przyjdzie z czasem, nikt rodzicem się od razu nie rodzi, ja też się tego ciągle uczę, też popełniam jeszcze błędy. Nic nie odpowiedział. Zadzwonił jego telefon, odebrał krótko. Pytam czy z kimś się spotyka, odp idiotycznie "Nie, a co, mam się z kimś spotykać? Zmienił potem temat. Zgłodniał. Zrobił sobie kanapkę, zauważył ciasto w lodówce, zaproponowałam mu kawałek. Zjedliśmy razem w milczeniu. Mój tort urodzinowy... Jak zwykle nie pamiętał. Chyba muszę pogodzić się z tym, że to koniec. Brałam to pod uwage.... a teraz siedzę i wycieram łzy. To takie trudne, pogrzbać nagle wszystkie marzenia, plany, o szczęsliwej rodzinie, wspólnym domu, który mieliśmy budować. Jego nie ma. Mieszkam kontem u jego rodzicow z dwójką naszych dzieci.... Najgorsze urodziny w życiu. Nie wiem co dalej robić. Dziękuje Wam, że chcieliście zostawić tu swoje komentarze. To dla mnie wiele znaczy.
  2. Czy aby nie uznał tego za sygnał, że trzymasz z jego rodzicami, tym samym będąc przeciwko niemu? Zawsze na początku takiej rozmowy zaznaczalam jasno ze nie jestem przeciw niemu.
  3. Być może mąż chciałby oswoić się z dzieckiem, poczuć, że jest to jego dziecko, a nie jest to możliwe, kiedy ktoś ( być może) nieustannie kontroluje go, poucza i podważa jego decyzje. TE słowa dały mi do myślenia, moze w tym wlasnie tkwi problem. Zazwyczaj starałam się nie wtrącać w rozmowy męża z jego mama, uważałam ze powinni sami się ze sobą dogadać. Dopiero na osobności w cztery oczy z nim rozmawiałam, chcialam żeby wiedział ze ma we mnie wsparcie i czasem na spokojnie starałam się mu tłumaczyć postawę jego mamy, wkoncu tez jestem mamą wiec potrafiłam ja zrozumieć. Jego coś szybko nerwy braly gdy z nią rozmawiał. Zastanawia mnie tylko, dlaczego dorosły człowiek nie potrafi otwarcie zakomunikować w czym leży problem I to mnie najbardziej martwi. Albo sam nie dokonca wie, albo nie umie tego powiedzieć albo może nie chce z jakiegoś powodu. Bo jakbym wiedziała czy problem jest tylko z rodzicami czy ze mną tez i z dziecmi to może jakoś łatwiej byłoby ten problem rozwiązać. Gdy pytałam odpowiadał ogólnikowo, musze znowu ciągnąć go za język żeby coś się dowiedzieć.
  4. Nikogo na horyzoncie nie mam i nie szukam. Nie chce kłamać tylko po to żeby wzbudzić zazdrość. Nie potrzebuje dodatkowo sobie komplikować. Wole być szczera i mieć czyste sumienie nawet jeśli się to wszystko skończy rozstaniem.. nie chciałabym żeby klamstwo z mojej strony było przyslowiowym gwozdziem do trumny. A sytuacja tak, jest beznadziejna... nie znam powodu jego zachowania. Dzwoni, pisze, pyta co u nas, ale nie przyjeżdża się z nami zobaczyć. Coś go powstrzymuje, zniechęca, tylko nie mówi co. Prosi żebym ja do niego też czasem cos napisała. Ok, tylko ze wtedy, mimo że prosi, zawsze pojawiają się w mojej głowie pytania: czy aby na pewno go to interesuje, czy to nie trochę na sile aby go tylko zachęcić do powrotu? Czuję na niego złość ze nas opuścił ale.nie potrafię się do niego nie odzywać ani tym bardziej wrzeszczec na niego. Niby rozmawiamy spokojnie i wszystko jest wporzadku ale przecież nie jest. Mam czasem wrażenie ze cala ta złość we mnie się zbiera i wkoncu kiedyś eksploduje. I nie wiem jak to się wtedy skończy. ..
  5. Próbuje właśnie w tym wszystkim odnaleźć siebie samą. Szukam sposobów żeby się nie załamać właśnie ze względu na dzieci. Przez ostatnich parę dni trochę w swoim zyciu zmieniłam, staram się zająć sobie czas żeby nie mieć czasu na siedzenie i zamartwianie się. Zapisałam się do szkoły językowej, wybieram się też na Zumbe (wszyscy chwalą i polecają wiec sprobuje), pomyślałam że wykorzystam ten czas by na nowo zająć się sobą, popracuje nad umysłem i nad słaba kondycja, poza tym odkąd mój 3-latek chodzi do przedszkola mam pełno ciekawych zajęć z tym związanych. Mogę się tam angażować w różne wydarzenia, przy okazji poznać inne mamy. Poukladam sonie życie na nowo, na pierwszym miejscu stawiając siebie i dzieci. A partner? Nie wiem jeszcze. Nie chce być sama, nie chce żeby dzieci musialy pytać gdzie tata. Ale czy chce go mieć znowu przy sobie by mieć więcej obowiązków związanych z nim? Nie umiem jeszcze zdecydować, wiec skupie się na sobie i dzieciach i zobaczymy czy on będzie chciał jeszcze być obecny w naszym życiu czy nie. Na razie innych pomysłów mi brak...
  6. Zdaje sobie sprawę ze to ja na początku popełniłam błąd, że nie ustalilam od razu do kogo jakie obowiązki należą. Jak to mówią mądry Polak potrafi szkodzie. Jakoś chyba liczyłam ze sam rozum ma i się domyśli że trzeba coś pomóc. Przeliczyłam się. Tylko co teraz? On uciekł w pracę, czyli bierze nadgodziny żeby być zajetym i i niczym innym poza pracą nie myśleć. Tak mówi przynajmniej. Ale na urodziny kolegi znalazł czas a dla dzieci to już nie... Wkurzylam się. To mam go jeszcze zapraszać, zachęcać, "A może byś dzieci przyjechal zobaczyć? Rosną, zmieniaja się, pytają gdzie tata..." Mówi, że kocha. Co to za miłość jak nie ma potrzeby spotkać się z obiektem swojej miłości, z własnym dzieckiem? Myślałam że wiem czym jest miłość. Takiej nie znam, nie rozumiem. I co tu z takim zrobić? Odpuścić jakoś sobie nie wyobrażam, może bardziej juz ze wzgledu na dzieci, o sobie juz nie myślę. Może on na to liczy, że to ja coś postanowie, że ja zdecyduje co zrobić. Czy czekać aż on się weźmie w garść. Może do niego nie dociera że w ten sposób traci rodzine... Ech... ręce opadają. ..
  7. Jakiś czas temu już do mnie dotarło, że zrobiłam błąd nie angażując go w obowiązki domowe a później te z związane z dziećmi. Może dlatego że chciałam na początku pokazać że świetnie sobie radzę z prowadzeniem domu, wszystko posprzatane i ugotowane. A potem oboje przyzwyczailiśmy się ze wszystko na mojej głowie. Tym bardziej ze z powodu dzieci jestem ciagle w domu (na maciezynskim). Teraz to odkręcić będzie mi ciężko. Juz z charakteru jestem taka ze nie lubię się o coś kogos prosić, wiec w domu malowanie czy szpachlowanie robie sama. Nawet wiertarke do ręki wezmę gdy jest potrzeba. Dziś z nim rozmawiałam, krótko. Mówił ze nas kocha. Ja mu ze nie rozumiem całej tej sytuacji. Bo skoro kocha i mu zależy to czemu go z nami nie ma? Odpowiedział ze sam nie może się w tym odnaleźć... I jak to rozumieć? Chyba dopóki on nie ogarnie się sam z sobą to nie ma co szukac w tym sensu, tak myślę. Tylko czy po prostu czekać i skupić się na.sobie i dzieciach czy jakoś mu pomóc... to jest dla mnie trudne.
  8. Czy ktoś mógłby mi coś powiedzieć jak to wygląda z boku, coś poradzić? Błagam, nie wiem z kim mogłabym o tym porozmawiać...
  9. Nie wiem czy zdystansowalam, wiem ze przybyło mu obowiązków i na tym się musiałam skupić. Partner przy pierwszym dziecku jeszcze się angażował, przynajmniej próbował, przy drugim jakby się poddał, choc bardo się z dziecka cieszył. A konflikt z rodzicami sama staram się zrozumieć. Mysle ze jego rodzice stawiają mu oczekiwania, że będzie przykladnym ojcem a on sobie nie radzi, i na każdą próbę rozmowy z ich strony czy prośbę o coś, on reaguje agresja (słowną). Myślę sobie ze nikt od razu nie umie zajmować się dzieckiem dopóki go nie ma, ja codziennie się od nich uczę, i jak każdy popełniam błędy i uczę się od nowa. A on nawet nie próbuje, poddał się? Nie wiem czy to chwilowe czy juz pogodzic się z rozstaniem. Martwię się o dzieci, jeszcze są małe i niewiele rozumia co się dzieje, ale starsze czasem pyta gdzie tata, wtedy łzy cisną mi się do oczu.
  10. Witam, potrzebuje porozmawiać, i poradzić się jeśli to mozliwe. Mam dwoje wspaniałych, cudownych dzieci (2-letnie i 5-cio-miesieczne) bardzo je kocham i chce dla nich jak najlepiej. Niestety zostałam z wszystkimi obowiązkami niemalże sama, mój partner, z którym jestem od 10 lat w związku, wyprowadził się niedlugo po narodzinach drugiego dziecka. W domu, w którym zostałam mieszkają jeszcze jego rodzice. Oni pomagają mi przy dzieciach. Obie ciąże były chciane i planowane, na tym mi zależało bardzo. Partner również bardzo się z tego cieszył. Niestety obowiązki przy dzieciach, których i tak za wiele nie miał, bo sobie nie radził, przerosly go. Dodatkowo od lat miał konflikt z rodzicami. Myślę że to wszystko spowodowało ze chciał odejść. Nie rozstalismy się, jednak razem nie jesteśmy. Nie wiem już co robić i co myśleć. Najbardziej boli mnie to że dzieci wychowuja się bez ojca, że on nie odczuwa potrzeby zobaczenia się z nimi i spędzania wspólnie czasu. Niby normalnie ze sobą rozmawiamy o bieżących sprawach i przyjeżdża do domu ale tylko na chwilę, pokazać się, zapytać czy wszystko ok i to wszystko. A dzieci? Nie radzę sobie z tym chwilami, czasem złość wyladowuje na dzieciach krzycząc, a to jest dla mnie najgorsze, bo co one biedne winne są? Starsze dziecko zaczęło chodzić do przedszkola i to też dla niego trudny czas żeby się zaaklimatyzowac w nowym otoczeniu, powinnam być silna i go wspierać ale jak gdy sama ze sobą sobie nie radzę. Jak znaleźć w sobie ta siłę? Wyczerpalam juz pomysły co robić, konflikt z rodzicami zniechęca partnera do powrotu (tak ja przynajmniej uważam, mówił ze.tu wykańcza się psychicznie), ja nie wyobrażam sobie się wyprowadzić bo bez pomocy rodziców bedzie mi ciężko, partner nigdy przy dzieciach nie pomagał wiec nawet nie umie się nimi zajmować. .. co robić? Czekać? Mówił ze potrzebuje czasu, ale dzieci tak szybko rosną, zmieniaja się każdego dnia, chyba że tylko dla mnie to takie ważne... Proszę o rady i opinie, chętnie napisze więcej szczegółów jeśli ktoś będzie chętny porozmawiać ze mną, na razie i tak się trochę rozpisalam .
×