Skocz do zawartości
Nerwica.com

Niezapominajka100

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Niezapominajka100

  1. Twoje słowa są mi bardzo bliskie. Łączy nas wspólny mianownik-lęk przed śmiercią i zdziwienie, że kres nie nadszedł mimo negatywnych przeświadczeń w głowie. Też często mam wrażenie, że to koniec, że umieram. Miałam także okres remisji objawów, jednak ciągle z tym ''guzikiem nerwica'', o którym wspomniałeś. Odczuwam jeden objaw somatyczny od czasu zjedzenia kotletów grzybowych (14 września). Mam do dziś wrażenie, że się nimi zatrułam i przez to czuję dziwne uczucie w żołądku, jakby mrowienie i drętwienie, lecz nie ból. To jest to samo, tylko że każdy z nas obawia się różnych rzeczy. Niedawno byłam na wizycie u psychiatry. Od trzech dni przyjmuję fluanxol , ale nie czuję jeszcze jego działania. Jedynie, że mam mniej przerażających myśli o zatruciu grzybami i śmierci w męczarniach. Ciężko mi.
  2. Nefretis, czy mogłabyś opowiedzieć więcej o podłym uczuciu porannego lęku? Sądzę, że mam coś podobnego. Czuję wtedy wszechogarniający lęk bez powodu, poczucie winy, ciężar na klatce piersiowej oraz poczucie niższości. Poza tym, trwa to kilka minut po przebudzeniu, tak jakbym jeszcze spała, zazwyczaj wtedy nie wiem, jaki jest dzień, co robiłam wczoraj i czy powinnam to lub tamto robić, wyrzuty sumienia. Miał ktoś tak jeszcze?
  3. Rozumiem Cię i Twój lęk. Prawdopodobieństwo wystąpienia wścieklizny jest zerowe. Po prostu obawiasz się i różne myśli przychodzą Ci do głowy. Zakażenie jest możliwe przy bezpośrednim kontakcie, gdy pies ugryzie Cię i pozostawi ogromną ranę. Takiego przypadku nie da się przeoczyć. Natomiast problem, o którym mówisz, wynika z lęku i obaw. Myślę, że nie masz się czym martwić, bo psy często złoszczą się i szczekają na siebie, taka jest ich natura. Na moim osiedlu też jest dużo psów, które szczekają na siebie wzajemnie, gryzą, przedrzeźniają się. Tak samo jest z kotami, nie martw się. Odnośnie OBAW (podkreślam) o wściekliznę, nie czytaj informacji o niej w Internecie. To tylko pogłębi obawy i nakręci spiralę lęku. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę spokoju.
  4. Myślę że to nic poważnego , np. Zab mądrości, bo miałam kiedyś podobnie. Odnośnie użytkowników forum, którzy mi odpisali, iż mieli lęk przed zatruciem grzybami, chcialabym się dowiedzieć, jak u Was wyglądał ten przebieg i jakie mieliście myśli, ile to trwało, co czuliście i czy panikowaliscie lub internet służył Wam za źródło informacji. Pozdrawiam :)
  5. Miałam kiedyś podobny problem, że nie mogłam skręcić szyi, okazało się że po prostu źle spałam. Pamiętam, że poszłam do lekarza, ale okazało się, że to nic poważnego. Z doświadczenia wiem, że lepiej, byś nie czytała o objawach w Internecie, bardziej się wtedy nastraszysz i powtarzasz w myślach jak formułkę. To szkodliwe, bo napędza to nerwicowe błędne koło. Wtedy człowiek boi się jeszcze bardziej. Internista nas nie zrozumie, bo dla niego albo ''boli'' albo ''nie boli''. Nie znają oni formułki ''boję się, że będzie mnie bolało'' lub ''boję się że umieram''. To nasila nieporozumienia między pacjentem z lękiem a lekarzem rodzinnym lub jakimkolwiek, pomijając psychologow i psychiatrów, którzy nam mogą pomóc.
  6. Witaj, miło że spotkałam się na forum z odpowiedzią kogoś, kto ma podobnie i obawia się podobnych rzeczy. Też jadłam grzyby od zaufanej osoby, a mimo to boję się. Sosu grzybowego nigdy nie probowałam i już nie skosztuję grzybów Najdziwniejsze w tym całym lęku jest to, że uczucie ''przemieszcza się'' po brzuchu. Raz czuję to w okolicy żołądka, zaś drugim razem obok pępka. Mam ciągle takie myśli, że to jest już ten moment, że właśnie teraz umieram. Przyjmuję Kalms na uspokojenie, działa przez jakiś czas, lecz później znów nachodzą mnie straszne myśli. Moi bliscy patrzą na mnie pobłażliwie, że znów coś sobie wymyśliłam. Mówią mi, że po dwóch dniach od zjedzenia trującego grzyba, miałabym inne objawy i to ostre. Mnie to nie przekonuje i skupiam się na tym żołądku, bo mam wrażenie że tam jest jakaś trucizna, która zagraża mojemu życiu. Zastanawiam się, czy w kolejnym ataku paniki, pobiegnę do lekarza rodzinnego po skierowanie na krew i mocz, ale to chyba nie ma sensu. Lekarz mnie nastraszy, ja nastraszę siebie. W czwartek mam umówioną wizytę u psychiatry. Mam ciągle myśli, że czegoś ''nie dożyję'', że ''nie przeżyję'' dzisiejszej nocy i że jest już po mnie. Jedyne zdanie, które wypowiadam, to : boję się. Ciągle myślę o swojej śmierci. Nie wiedziałam, że może być coś gorszego w nerwicy niż strach o zrobienie komuś krzywdy ( 3 lata temu miałam okropne myśli, że zabiję swoją rodzinę i mnie to przerażało). Nie wiem, co jest gorsze. Pozdrawiam wszystkich
  7. Witam wszystkich, jestem nowa na forum. przypisywane przeze mnie sobie choroby to - borelioza - posocznica (sepsa) - zapalenie wyrostka robaczkowego - rak - śmiertelne zatrucie grzybami Ciężko mi o tym pisać, bo sama nie wierzę w to, że nerwica jeszcze mnie dotyczy i że znowu mnie dopadła. Jeszcze rok temu cieszyłam się spokojem i cudownością życia. Niestety, w grudniu ubiegłego roku doświadczyłam traumatycznego wydarzenia. Pojechałam niespodziewanie do rodziny, której nie widziałam dziesięć lat. Okazało się, że wszyscy w niej byli do mnie wrogo nastawieni, obwiniając mnie o alkoholizm ojca i rozwód rodziców. Po tym wydarzeniu na złość obcięłam swoje długie włosy, pozostawiając marną na głowie marną czuprynę. W sierpniu 2017 roku zaczęłam mieć obsesyjne myśli na temat wyrostka robaczkowego. Spanikowana pobiegłam do lekarza, który nie zrozumiał uczucia kłucia i lekkiego ''pobolewania'', kierując mnie od razu na SOR. W szpitalu wszystkie badania wyszły w normie, jednakże nie dało mi to spokoju. Przez jeszcze długi czas panikowałam, że umrę na wyrostek i że lekarze coś przeoczyli. Zdecydowałam się więc na wykonanie ponownego USG jamy brzusznej, które również nic nie wykazało. Nie uspokoiło mnie to, dalej bałam się śmierci poprzez rozlanie wyrostka do otrzewnej. Kilka dni temu zjadłam na obiad kotlety grzybowe. Moja matka zawsze mnie straszyła, że grzybów lepiej nie jeść, bo można umrzeć. Już przy pierwszym kęsie kotleta, poczułam swój żołądek i mrowienie w nim. Od razu zaczęłam czytać w Internecie o objawach zatrucia grzybami. Spanikowałam i od razu wszystko przypisywałam sobie. Liczyłam godziny, w których ewentualne objawy mogłyby mnie dopaść. Minęły dwa dni, a ja nadal ''czuję'' swój żołądek, jakby obręcz oplatającą moje plecy i cały brzuch. Gdy o tym zapominam, dziwne uczucie mija. Tłumaczę sobie, że gdybym się zatruła, reszta rodziny także miałaby objawy, bo były to kotlety, czyli zmieszana masa ewentualnie trującego grzyba. Czy powinnam się martwić? Nie czuję nic poza mrowieniem i obręczą na żołądku. Nie mam apetytu z nerwów. Sprawa wyrostka odeszła w zapomnienie, teraz martwię się rzekomym zatruciem grzybami, że umrę od tego, będę miała przeszczep wątroby, a na końcu zostawię moją rodzinę samotną po mojej śmierci i mojego partnera, który znajdzie sobie inną dziewczynę, nie chcę umierać
×