Skocz do zawartości
Nerwica.com

masywny

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez masywny

  1. Nie wiem jak działa, ale stawiam pytania, czytam, interesuję się tym. Co do odurzania mózgu to raczej staram się unikać wszelkiego rodzaju używek, czasem piję bardzo mocny napar z damiany, tak 3-4 łyżeczki na szklankę, natomiast rzeczy takie jak zmęczenie czy wczesne stawanie tylko kumulują mi te myśli. Chyba, że wstanę na tyle wcześnie, że np. na ulicach nikogo nie ma, ale to wtedy nie zmęczenie mi daje radość, tylko fakt, że jestem sam. Nie próbowałem tłumić tych myśli, nie chcę się ich wyzbywać, bo czuję, że są częścią mnie, chcę się tylko dowiedzieć więcej na ten temat, czy to jakiś znany problem, jak sobie radzą ludzie w podobnych sytuacjach itd.
  2. superb, odpowiadając na twoje pytania, jestem pewny siebie jak mam coś załatwić, bo wiem, że będąc pewnym siebie i pewnym tego, co chcę osiągnąć załatwię sprawę szybciej, co w przypadku np. urzędów, ZUSu i innych tego typu instytucji skraca czas przebywania z ludźmi. Poza tym to nie jest tak, że np. pani w okienku na poczcie mi przeszkadza, ona tam musi być, bo tam jest mi potrzebna do załatwienia sprawy. Przeszkadzać mi będzie gość stojący przy sąsiednim okienku załatwiający swoją sprawę. Nic nie ćwiczę, kiedyś dużo spacerowałem, ale teraz mnie to za bardzo męczy, za dużo ludzi mijam. Czy widać, że jestem większy? No tak, jestem dość masywny, ale nie mam z tym problemu, zawsze taki byłem, w zamierzchłych czasach w szkole parę osób uznało to za dobry powód do żartów, udowodniłem im, że duża masa to też duża siła, jeden przypłacił to utratą przytomności i się skończyły docinki. I tym bardziej nabrałem pewności siebie. A czym karmię swój umysł? Oglądam dużo kreskówek, oglądam wykłady naukowe na youtube, takie rzeczy jak zaawansowana geometria, przestrzenie czterowymiarowe, fizyka kwantowa, teorie wieloświatów, podróże w czasie, takie rzeczy z pogranicza fizyki teoretycznej i filozofii, dużo też medytuję i jak jestem sam to słucham muzyki. Staram się unikać informacji z masowych mediów, bo oni tylko manipulują ludźmi, pokazują zamachy, powodzie, kryzysy gospodarcze i potem ulgę ma przynosić wypacykowana aktoreczka reklamująca pastę do zębów, nie mój klimat. I nie mówcie mi bajek o Jezusie, religia to tylko mechanizm, pozwalający mądrym ludziom manipulować tymi, którzy są zbyt głupi, żeby wytłumaczyć im jak działa świat.
  3. superb, raczej nie. Jest raczej odwrotnie niż to, co napisałeś, ja nie uważam, że coś jest ze mną nie tak i dlatego mnie drażnią, raczej widzę siebie ponad nimi, ja idę tą ulicą i ja życzę sobie być tu sam, i każę wam znikać, ale wy podrzędne robaki nie znikacie, bo pewnie jesteście za głupie, żeby pojąć, że macie zniknąć, prędzej takie jest moje rozumowanie. mswm, na co dzień siedzę w domu, rzuciłem pracę, bo musiałem do niej dojeżdżać, a pociągi w porach roboczych to paranoja. Z rodziną mam dobry kontakt, dopóki dają mi swobodę i nie zabierają mi czasu i przestrzeni, przyjaciół mam kilku, i jak jestem z nimi to mi nie przeszkadza, ale już np. bycie w towarzystwie przyjaciół w zatłoczonym miejscu nie zmienia nic, w porównaniu do tego, jakbym był tam sam. W związki nie wchodzę, próbowałem kilka razy, ale kobiety to wredne suki, które chcą tylko kasy albo się zabawić i odejść. Kiedyś czułem potrzebę bycia w związku i zakładałem, że gdybym miał 100% pewności, że ten związek się nie rozpadnie i że się ułoży, to bym w niego wszedł, ale już się wyzbyłem całkowicie potrzeby bliskości. A zaczęło się to w sumie nie wiem kiedy, ale jakoś myślę na początku studiów, bo dojeżdżałem do liceum i takiego problemu nie pamiętam, żebym wtedy miał. A mówię, od paru lat jest coraz gorzej, a od kilku miesięcy na tyle źle, że rzuciłem pracę tylko po to, żeby do niej nie jeździć zawalonymi bydłem pociągami.
  4. Jak jest mała ilość osób, to moje myśli są raczej z gatunku "idź stąd człowieku, zniknij", generalnie bez agresywnego podłoża przynajmniej na początku, z czasem moja złość narasta, kiedy ja każę ludziom znikać, a oni dalej są, to mnie dobija. Chodzenie nocą raczej niczego nie zmienia, powiem wręcz, że nocą jest lepiej, po pierwsze chodzi mniej ludzi, po drugie wolę jak jest ciemno ale to jest akurat uzasadnione uszkodzeniem siatkówki, moje oczy nie tolerują za dobrze światła więc to zrozumiałe. Nie słucham muzyki w komunikacji miejskiej, sporadycznie się zdarza, ale to niczego nie zmienia w kwestii niechęci do ludzi. A długie przebywanie z ludźmi powoduje zmęczenie, chociaż nie widzę w tym podobieństwa do kaca, raczej po prostu jest to zmęczenie ciągłym napływem negatywnych myśli, drastycznych wyobrażeń o rozładowywaniu na nich agresji i bezradność, bo przecież nie mogę ich tak po prostu zabić. A jak już się od nich uwolnię i jestem sam po takim długim byciu z ludźmi to potem mam myśli samobójcze, że skoro nie mogę zabić wszystkich, to może prościej siebie, na jedno wyjdzie. Tyle dobrze, że moja wiara nie pozwala mi na samobójstwo i muszę się męczyć.
  5. Nie oczekuję osądu tylko wskazówek co to jest i co można z tym zrobić, żeby było lepiej. Generalnie jak w tytule, przeszkadzają mi ludzie, a mówiąc ściślej ludzie spoza bardzo waskiego grona kilku osób, które znam i z którymi trzymam kontakt. Jak idę do sklepu, to w sklepie mam być tylko ja i kasjer, który oczywiście musi tam być, obecność kogokolwiek innego to już problem. Jak jadę autobusem, to w autobusie mam być ja i kierowca, jak idę ulicą, to w zasięgu mojego wzroku nie ma nikogo być. Jeżeli jednak w danym miejscu jest ktoś, kogo bym tam nie chciał, to zależnie od ilości osób i ich zagęszczenia albo po prostu czuję silny dyskomfort psychiczny i nie mogę się na niczym skupić, jeśli ktoś silnie naruszy moją przestrzeń osobistą np. usiądzie obok mnie w autobusie, to automatycznie w głowie mam myśl "obyś zdechł w męczarniach psie" a w przypadku dużego bądź gęstego tłumu dochodzą objawy fizyczne takie jak duszności, drgawki, rozrywający ból w klatce piersiowej i głowie. Bardzo rzadko zdarza się, że frustracja przekracza moją cierpliwość i np. ostatnio po dwugodzinnej podróży zatłoczonym autobusem szedłem przez miasto i jakaś baba zatrzymała się na środku chodnika przede mną i doszło do tego, że bez zastanowienia popchnąłem ją mówiąc "zejdź mi z drogi kobieto", ściera jeszcze miała czelność nazwać mnie świnią... Gardzę ludźmi, którzy nie mogą mi zrobić tej minimalnej przysługi i być gdziekolwiek indziej niż ja i sprawia mi przyjemność wyobrażanie sobie jak biję ich głowami o beton albo jak podpalam ich żywcem. Co to może być? Dodam tylko, że to się dzieje już od wielu lat, ale widzę, że coraz szybciej się nasila.
×