Skocz do zawartości
Nerwica.com

niewiemzielonewiadro

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez niewiemzielonewiadro

  1. No powiem szczerze, że czegoś takiego się nie spodziewałem na forum o nazwie "nerwica" w sekcji "depresja", serio. Przepraszam jeśli ktoś zmarnował czas na czytanie w takim razie.
  2. No hej. Dawid, 21 lat. Oklepany tytuł - nie miałem pomysłu. No to zanim opowiem historię swojego życia, może powiem o co tak w ogóle chodzi (streszczenie). Myślę o śmierci, całkiem sporo. Nie o tym, że mi smutno i chcę zrobić ludziom na złość. Zastanawiałem się nad sposobem odebrania sobie życia (i w zasadzie mam już jeden w razie jakby co), myślałem o tym ile będzie kosztować zorganizowanie pogrzebu, gdzie to zrobić (kto mnie znajdzie, jak szybko) i innych tego typu rzeczach. O ewentualnych reakcjach też oczywiście, ale chodzi o to, że w przeszłości zdawały mi się "doły", ale nigdy nie były "aż tak poważne/realne". To nie jest kwestia ostatniego tygodnia, czy miesiąca. Tzn. w przeciągu powiedzmy ostatnich 2 tygodni wszystko się trochę nasiliło, ale "nie widzę innego rozwiązania" od niecałego roku (mniej więcej). Nie stało się nic konkretnego (żaden wypadek, śmierć jakiegoś członka rodziny, choroba) - nic z tych rzeczy. W zasadzie mam poczucie, że po prostu odkładam to w czasie. Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłem? Dwa/trzy powody. Pierwszy to moja siostra, a drugi to moja mama (jest też tata, ale on raczej dałby sobie z tym radę). Po prostu nie chcę zrobić im przykrości, a mimo że zdaje sobie sprawę, że w dłuższej mierze beze mnie żyłoby im się łatwiej/przyjemniej, wiem że "pierwsza faza" byłaby dla nich bolesna. Wiem też że mają mnóstwo własnych problemów i nie chcę im dokładać zmartwień. To w zasadzie tyle. Niżej wypiszę szczegóły, mimo że sam wstęp był i tak szczegółowy. No, ale dlaczego? No tu powodów jest trochę więcej. 1) Praca/kariera/pieniążki Zawaliłem sprawę kompletnie jeszcze w liceum. Poszedłem w biol/chem bo nie wiedziałem w ogóle, co chcę robić w przyszłości (zresztą ciągle nie wiem, ale teraz to już bez znaczenia). Nie celowałem nawet w medycynę, ale zabrakło mi 1 punktu, żeby dostać się na farmację (trudna i nudna, ale chociaż są po tym jakieś pieniądze). Jestem na Analityce Medycznej, uczymy się praktycznie tego samego, co farmacja z kilkoma wyjątkami. Studia przynajmniej dla mnie są dość trudne, w ogóle mnie nie interesują, ale najgorsze jest to, że po tych (5-letnich) studiach mam szansę znaleźć pracę za którą dostanę mniej, niż kolega, który dorabia sobie w McDonaldzie w trakcie studiów zaocznych. Jestem na 3 roku (tj. będę po wakacjach). Dlaczego nie zmieniłem kierunku? Mógłbym pójść na farmację (progi spadły niesamowicie - byłem 13pkt ponad progiem), ale zmarnowałem rok studiów i mnóstwo pieniędzy rodziców na mieszkanie/bilety/jedzenie i całą resztę. Farmacja też trwa 5 lat, więc miałbym poczucie, że marnuję czas. Ja rozumiem, że trzeba myśleć przyszłościowo i inne tego typu frazesy, ale zwyczajnie tego nie potrafię. No więc nawet nie mogę sobie założyć, że będę "żył dla przyjemności". Będę żył drżąc co miesiąc, żeby tylko mieć co jeść i jak zapłacić rachunki. Wypadałoby dodać, że nie pochodzę ze zbyt zamożnej rodziny. W zasadzie, to jest dość źle jeśli mogę tak powiedzieć, ale tak naprawdę nie wiem nawet na czym stoimy, bo zwyczajnie nikt nie chce mi o niczym powiedzieć. Ba, mam nawet pożyczkę na koncie, która poszła na spłacanie innych pożyczek, o których nawet nie wiedziałem (dużo by się rozdrabniać). Tak więc nic dobrego, a perspektywy jeszcze gorsze. 2) rodzina/związki To w zasadzie już mi nawet nie przeszkadza. Piszę o tym, bo słyszy się o ludziach, którzy "spełniają się albo w pracy, albo w miłości". Jestem gejem niestety i to już w zasadzie mnie usadza w tym temacie. Nie, nie wmawiam sobie, nie wymyślam. Nigdy nie podobała mi się żadna dziewczyna. No mniejsza. Jeśli ktoś jest choć trochę zaznajomiony z tematem, wie jak wygląda przyszła rodzina takiej osoby. A w zasadzie jej brak. Jeśli chodzi o "szukanie partnera", wybór jest bardzo mały (wybór metody). Albo ma się niewiarygodne szczęście i pozna się kogoś osobiście, albo zostaje internet. Na internecie właśnie poznałem tego kolegę od McDonalda. Miałem kiedyś konto na pewnej stronie (f..., mniejsza z nią) i wówczas przekonałem się, jaki mam problem. W tym środowisku ma się wybór - albo zależy Ci tylko i wyłącznie na seksie z kim popadnie (bardzo popularna opcja), albo musisz być niewiarygodnie przystojny/zadbany/śliczny (nie dla mnie), albo niesamowicie wygadany/odważny (też nie dla mnie niestety). Może tego nie widać, ale ja jestem z tych nudnych milczków, którzy "boją się obcych ludzi". Niedawno ten sam kolega zachęcał mnie do innej, "zupełnie innej" strony (k..., znów, mniejsza z nazwą) ale to w zasadzie jedno i to samo, nawet kojarzyłem niektórych ludzi z f. Już w zasadzie pogodziłem się z tą myślą, ale kilka dni temu ten właśnie kolega zaczął mi wypisywać, że "obudzę się kiedy będzie za późno" i inne tego typu "motywujące gadki". Zupełnie jakbym odpuścił bez próbowania. Odpuściłem, bo nic to nie dawało. Warto jeszcze wspomnieć, że w tym "środowisku" związki zaczynają się dość wcześnie. Ten właśnie kolega jest w związku z chłopakiem od 3 lat. Ma 20 lat (jest o rok młodszy). Ja mam 21 lat i w życiu nawet z nikim nie trzymałem się za ręce (o związku nie wspominając). W "środowisku" to już jest klasyfikowane jako żałosne, z tego co zdążyłem zauważyć. Dlatego zwyczajnie chcę się z tym pogodzić. Czy rodzina wie? Nie. Tzn. siostra chyba się domyśla, ale tak naprawdę, co to za różnica? Skoro i tak daję sobie spokój z "chłopakami", to po co im zawracać głowę czymś takim? Nie wiem, jak by zareagowali. Wydaje mi się, że raczej w porządku (tj. nie wyrzuciliby mnie z domu), ale po co sprawdzać? Już wolę, żeby myśleli, że mają syna "ofiarę losu", niż "ofiarę losu i jeszcze na dodatek geja". Jak rodzina, to i dzieci. Dzieci z reguły raczej mnie lubią, z tego co zauważyłem. Ja też lubię się bawić/opiekować dziećmi, ale wszyscy w rodzinie myślą, że ich nie znoszę. Mówię to przy każdej okazji, bo wiem, że nigdy nie będę miał swojego i chyba sam siebie próbuję przekonać. Zresztą i tak czytając ten akapit jakiś procent z osób, które to czytają wziął mnie pewnie za jakiegoś pedofila (dla wielu osób w Polsce to jedno i to samo). Co do tego "środowiska", jak chyba każdy kto dotarł do tego miejsca zauważył, nie jestem jego fanem. Nie chodzę w przyciasnych spodniach, różowych koszulkach z dekoltem i wkurzają mnie parady równości. Głównie dlatego, że przez to słucham później wszędzie, że "te pedały to nic by nie robiły tylko paradowały w skórach i z pawimi piórami w tyłku po ulicy". No nie dosłownie, ale wiecie o co chodzi. Gwarantuję wam, że gdybyście zobaczyli mnie i 4 innych chłopaków, nie zgadlibyście, który to ja tylko po tym opisie. Środowisko "oczekuje" ode mnie takiego zachowania, a społeczeństwo je potępia. I bądź tu człowieku mądry. 3. znajomości/życie codzienne Nie znoszę mieć wolnego czasu. Kiedy muszę coś robić, nie mam czasu na myślenie i jest trochę lepiej. Problemy zaczynają się w weekendy, a piekło zaczyna się w wakacje. Nie robię nic poza siedzeniem i użalaniem się nad sobą. Nie mam żadnych przyjaciół. Nie mam nawet kolegów (poza tym jednym, wspomnianym). Nie wychodzę z domu (z pokoju). Zwyczajnie nie mam siły/ochoty, żeby się ruszyć. Zdarza się, że przez cały dzień nie wypowiadam ani jednego słowa. Nie mam z kim gdzieś wyjść, ani do kogo zadzwonić. SMSy dostaję tylko od operatora, dzwoni do mnie tylko mama, a na fb rozmawiam tylko z siostrą i tym kolegą, który raczej ma mnie już dość swoją drogą (raz-dwa na tydzień wyśle jakiś link, napisze 2-3 rzeczy i znika; kiedy ja do niego piszę - znika; pojawia się tylko kiedy ma jakiś problem albo chce się czymś pochwalić tak naprawdę, ale nie mogę wydziwiać). Nie umiem utrzymywać znajomości. Nie mam kontaktu z nikim z podstawówki/gimnazjum/liceum. Nie utrzymuję kontaktu z nikim ze studiów (poza sprawami związanymi ze studiami). Nie chcę nikomu zawracać głowy/marnować czasu, więc zwyczajnie boję się/nie chcę pisać, jeśli nie muszę, a oni nie mają powodu, żeby to zrobić. Tu w zasadzie nie ma czego opowiadać (w poprzednim punkcie rozpisałem się trochę, bo temat był nieco bardziej "egzotyczny"). Po przeczytaniu tego widzę, że w ogóle nie obrazuje tego, jak się czuję. To wygląda bardziej, jakby mała dziewczynka siedziała w koncie i narzekała na wszystko co ją otacza (nie zachowuję się tak normalnie, jeśli ktoś odniósł takie wrażenie, to przepraszam). No, ale gdzie ta śmierć i inne takie? Nie chodzi o to, że chcę się zabić, a o to, że nie chcę żyć, a zabicie się to raczej jedyna znana metoda, żeby to osiągnąć. Nie mam żadnych szans na założenie jakiejkolwiek rodziny, perspektywy pod kontem finansowym są żadne, nie mam żadnych marzeń, już praktycznie nic nie sprawia mi przyjemności, wszystko mnie męczy. No więc po co? Zwyczajnie nie chcę zrobić przykrości tym dwóm osobom. Inaczej już dawno byłoby po sprawie. Iść do psychologa/psychiatry? No ok, ale co rozmowa mi da? Da mi pracę? Zmieni mi orientację? Możemy sobie pogadać, jasne, ale zmiana tego jest zwyczajnie poza moim i jej/jego zasięgiem. No i nie mam pracy - nie stać mnie na to, a rodziców nie chcę naciągać na coś takiego. Nauczyć się z tym żyć? No przecież żyję, ale po co się ciągle męczyć? Nie zrozumcie mnie źle, jeśli ktoś ma jakąś odpowiedź, to z chęcią ją usłyszę. Po to właściwie założyłem ten temat. Może jest coś, czego nie widzę. Myślałem o tym już naprawdę długo i nic nie wymyśliłem. Ma ktoś jakiś pomysł?
  3. niewiemzielonewiadro

    Ahoj.

    Dawid, 21 lat. Planuję rozpisać się bardziej w innym temacie i w zasadzie tylko/głównie po to założyłem to konto. Nie wiem za bardzo, co powinienem tu jeszcze napisać. Piszę to głównie dlatego, że przeczytałem w jakimś przypiętym wątku, że tak wypada. No to chyba tyle, witam i pozdrawiam. #depresja #myśli_samobójcze
×