Skocz do zawartości
Nerwica.com

7654321

Użytkownik
  • Postów

    39
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez 7654321

  1. Do mnie docierają kombinacje z rytmem i nastrój nostalgii, jakiejś nieokreślonej tęsknoty która mnie drąży od urodzenia i wpędza w alkohol i onanizm. Czuje dużą przyjemność słuchawszy muzy mimo że mnie dołuje i zaspokojenie klimatem powoduje poprawę też nastroju ze stanu powiedzmy -10 do -5 :] . Wesołe klimaty mi nie sprawiają przyjemności a radości nie odczuwałem z muzyki nigdy. A w życiu chwilową radość odczuwam tylko na skutek ulgi że nie muszę nic robić i że coś nieprzyjemnego minęło, albo że zaspokoiłem cielesne potrzeby. Słuchanie muzy to też u mnie potrzeba cielesna jak jedzenie itd. Duszy nie czuję w sobie, czuję się kawałkiem mechanicznie animowanego mięcha. Tego basistę lubię, koleś gra w kółko to samo ale jakoś tak organicznie.
  2. Z tego co czytałem w schizie uważa chory że to świat się zmienia a nie jego psychika. To pewnie miała na myśli ta ordynatorka. A Ty cały czas mówisz o swoim wnętrzu i zachowujesz rozsądek, czuje jakiś racjonalizm i trzeźwość spojrzenia na siebie.
  3. Może jakąś pociechą być dla uczestników wątku łącznie ze mną że jesteśmy świadkami jakiegoś ogólnego piekła. Przecież szczęście wybranej przez los grupy rodzi się z bólu i cierpienia istot po przeciwnej stronie które się na to wcale nie godziły . Zjadanie w wyrafinowany sposób i eksperymentowanie na kimś po to by ktoś inny mógł istnieć w szczęściu . Może żyjemy po to by być świadkami tego całego gówna. Całe te teorie głupie , Bóg i Jezus katolickie czy jakieś hinduskie islamskie kukły , są ok ale dla kogoś kto w sumie odbiera świat emocjonalnie pozytywnie (dla pechowców teoretycy wymyślili grzech pierworodny hehe). Ale ilu musiało cierpieć by to szczęście innych powstało, jako ofiary, testy, buble genetyczne, króliki doświadczalne ( dosłownie by ktoś chory na raka miał istnieć to mysz musi konać w bólach ,czy to oczywiście prawidłowe ?). Ja się chyba poddałem i przechodzę na stronę szarą. Bliższy mi jest szczur w klatce eksperymentatora, mysz pożerana przez węza, niż piepszony Jezus co zamienia wodę w wino i ma to zrobić na kimś wrażenie ? Czemu nie zamienił gówno w chleb, podziękowałbym.
  4. Dzięki. Horny ? Czy chodzi o Karen Horney http://en.wikipedia.org/wiki/Karen_Horney
  5. Odczuwam brak radości z bycia pożytecznym dla innych ale mam silną tęsnotę żeby było inaczej. Jest to chyba jedyny element który mi brakuje do bycia człowiekiem. Jestem nerwicowcem i od zawsze byłem w stanie dekoncentracji, chaosu i negatywnych uczuć, lękow. Ostatnimi czasy jednak uspokoiłem sie i nauczyłem sie odczuwać radość z tego co dostaje, zyskałem w końcu energię do życia, jednak brakuje mi tego elementu najważniejszego, czyli jak pisałem radości z dawania. Nie potrafie też z radością fantazjować o dawaniu. W ten sposób czuje żal z niepełnego człowieczestwa bo myśle na zasadzie - coś za coś. Mam teraz wrażenie że ten jakby organiczny egoizm to było cos co wprowadziło mnie w nerwicę od początku, różne inne napiecia to była tego konsekwencja. Czy to nie dziwne czuć wstęt do egoizmu a nie czuć radości z dawania ? Co można zrobić z tym , jak przemówić do swojego mózgu bym mógł sie cieszyć z bycia wartościowym dla innych.
  6. Skoro brałeś wellbrutin na produkcję dopaminy to może masz podobnie jak ja wielką pustkę, brak radości do tego branie na poważnie solipsyzmu niestety z powodu wielkiej samotnosci, poczucie że to nie mój świat , pożądanie jedynie nicości ! Ja mam 35 , też mam wyższe ale nie pracuje nie daje rady skupic się na niczym. Pomagaja mi rodzice bez nich bym gdzieś pod płotem zdechł. Ja też miałem przez chyba 30 lat niezdolność mówienia o sobie, cały byłem chaosem, nerwicą, nie potrafiłem sobą konsekwentnie kierować, czasem dziwnie sie zachowywałem. Generalnie jednak nikt nie pytał co mi jest nikt mimo że siedziałem i nic nie robiłem nikt sie mną nie interesował a w środku zdychałem. Ratował mnie tylko na tym świecie strach przed samobójem . Raz byłem kilka miechów na psychoterapii ale mówiłem o czyms zupełnie innym niż mi dolegało.
  7. Basior, dzięki za nazwy leków. A co Wam sprawia radość ?
  8. Odbieram rózne rzeczy dyskomfortem też ale gdybym zlikwidował te odczucia, pozostała by pustka, jakaś płaska przyjemność ale nie radość. Czemu brak cierpienia ma powodować radość ? Tylko moze na moment. Później jest już nicość, właśnie pustka Np. włos się jeży na głowie jak sie słyszy o chorych dzieciach a czy jak się widzi je zdrowe to jest wesoło ? Przez moment że wyzdrowiały ale później ich zdrowie już nie jest wesołe. Tzn radość jest dla mnie dlatego ze nie ma cierpienia ale tak tylko nie powinno być. Radość ma być cechą samego zjawiska. Biorąc pod uwagę psychę dziecka, zdrowe psychicznie sie cieszy naturalnie ze stanu ale nie dlatego że myśli co by było gdyby tego stanu nie było albo gdyby było źle, jaka ulga. Życie samo w sobie powinno byc radością. A w moim dzieciństwie było inaczej, zawsze czułem nicość w którą sie tylko gapiłem, nie moglem określić i chciałem odegnać. Mogłem leżeć w łóźku cały dzień. Nie miałem pragnień czyli napędu , motywacji do wysiłku bo nie było zapłaty w postaci jakiejś satysfakcji. Problem tych rzeczy można teraz zdławic lekami którę dadzą kopa. Ale tego kwilenia w środku za pięknem, miłością nie wiem jak zniszczyć. Podstawowa rzecz, nawet nie mogę powiedzieć czy żyje bo chcę czy dlatego że boję się śmierci dzięki naszej wspaniałej religii. Straszy ona karą za samobójstwo kiedy sami sie o życie nie prosiliśmy. Gdybym nie bał się innego świata to wiedziałbym że żyje bo chcę bo sam wybieram, a nie że żyję być może tylko ze strachu. Z tej ewentualnej świadomości że żyje bo chcę może by sie nawet szczęscie wykluło. Ale może żyję ze strachu tylko przed jakimś samozwańczym Bogiem czyli właściewie w tym wypadku jestem trupem bo wybrałbym śmierć gybym nie miał tego milczącego bossa wbitego młotkiem w mózg .
  9. Naprawdę chciałbym by lek zlikwidował barierę przez którą mało widzę. Tak jak po wyczyszczeniu uszu lepiej sie słyszy. Po to by zlikwidować tęsknotę która mnie gniecie i ciągle przeszkadza skupić się na każdej czynności.
  10. Hmmm, ja chciałbym zobaczyć coś tam gdzie zdrowi widzą więc nie chcę zmieniac świata tylko siebie. Nie potrafiłbym przekształcić świata też w coś takiego. Z żadną ideą nie wiąże piękna. Zresztą to słowo jest dla mnie odzwierciedleniem tylko głodu, nie wiem co sie za nim kryje. A może leki ten głód zlikwidują i będę się śmiał jak głupi do sera.
  11. Nie chodzi mi o to że cały czas mam być szczęśliwy tylko szczęścliwy z powodu piękna świata a nie z powodu tego że coś mnie pcha do przodu aż do wyjścia. Można być zadowolonym że ma się energię a jednocześnie wiedzieć że wszystko co super mija koło nosa. Np nie mam energii do pracy po wzięciu leków będę miał ale obowiażki wykonam jak robot, odczuje szczęście drugiej kategorii ze juz mam z głowy. Potem do domu i z przyjemnością popatrzę sobie w TV czy poczytam książkę ale tylko z przyjemnością a nie z pewną radością wynikającą z piękna. Dla mnie coś co najwyżej może być łądne a to mnie zupełnie nie zaspokaja. Radość z rzeczy samych w sobie tego potrzebuje mój organizm, nie przez cały czas ale z odpowiednia jakąś częstotliwością. Kobiety są ładne, przyroda ładna ale nie jest piękna, świat jest nudny a powinien być tajemniczy. Chociaż troche z takiego szczęścia mi potrzeba. Nie wiem czy leki mi to umożliwią czy tylko mnie kopną w tyłek . Piękno=radość z obiektów, zdarzeń, niewiadomych tego chce, Przyjemność=ładność to za mało żeby żyć.
  12. Podobno mam dystymię. Mam zapytanie, czy polepszenie sampoczucia wynikające z brania leków przecidepresyjnych wynika jedynie ze wzrostu napędu i ulgi że odbija sie od dna, walczy się, unika cierpienia czy również otwierają na możliwość doznawania jakiegoś piękna rzeczywistosci czy szczęścia ( ) zawartych w samej rzeczywistości. Jedyne szczęście jakiego ja doznaje powstaje tylko przez moment po ustaniu sytuacji stresowej. Zastanawiam się czy jeśli bral bym leki to poprostu szczęście moje byłoby rozciągniętym w czasie uczuciem tej samej natury z tego powodu że coś mnie stale niesie czy też zaczął bym doznawać poczucia piekna przyrody, ludzi, sytuacji, idei, satysfakcji z działania, tajemniczości, oczywiście chociaż cos z tego nie wszystko naraz. Mój mózg odczuwa głód takich silnych pozytywnych emocji wychodzących wprost ze świata. Brak miłości brak piękna mnie dobija. Czy leki mogą to zmienić ?
  13. ja też nie mam motywacji do niczego bo nie lubię ludzi i nic mnie nie interesuje, boję się że skończę żyjąc na czyiś koszt, co będzie taką koszmarną wiochą, czuję wstręt do brania leków, dodatkowo mam problem alkoholowy, zaraz wylecę ze studiów....
  14. I ja mam podobnie....wypełnia mnie czysta nuda, świat jest dla mnie zbiorem łamigłówek których rozwiązania nie jestem ciekawy , zero poczucia jakiejść tajemnicy...co do codziennych problemów których kontrolowanie jest w moim interesie, muszę się strasznie zmuszać by o nich myśleć, zwykle robię to na ostatnią chwilę jak jest już za późno... mam tak od dziecka, brak motywacji do myślenia i działania z powodu braku ciekawości i poczucia piękna świata...dodatkowo tak bez powodu nie czuję sympatii do ludzi...Kiedy rano wstaję automatycznie szukam punktu oparcia dla działań w uczuciach a po sekundzie dopiero schodzę na ziemię, a potem jest tak jeszcze wiele razy w ciagu dnia, taka szamotanina, dzień upływa mi na myśleniu skąd wziąć powód do wysiłku ale bezskutecznie, z kolei bycie jak bezczynny klocek to też ciepienie ....
×