Dzięki za odpowiedzi, za pomoc. Jestem strasznie uparty, jest to cecha którą mi zaszczepił ojciec i w końcu nas poróżniła ale może można z tego wykuć coś dobrego.
Nie zostawie jej żeby robiła co chce. Nawet jeśli by mi nie zależało na niej to starałbym się jej pomóc jak mogę. A zależy. Jak cholera. Aczkolwiek powoli czuje w kościach że noszenie na sobie tego w pewnym momencie upomni się o siebie jak złe podnoszenie worków z cementem na kręgosłupie ale... Coż, jeśli sam będę potrzebował pomocy w pewnym momencie to przynajmniej nie mam chyba tej blokady żeby jej szukać.
Na razie postępów nie ma. Rozmawiałem dzisiaj z moim dobrym przyjacielem, człowiekiem którego znam od 2 roku życia i przyjaźnie się odkąd to słowo nabrało sensu w naszym rozumieniu, który sam przechodzi ciężkie chwile... od dawna. On chodzi na terapie, bierze leki i chyba tylko to go trzyma. Chce żeby moja dziewczyna z nim porozmawiała o tym(szczególnie że i ona zna go i bardzo ceni jako przyjaciela)...
Tymczasem przypominają mi się słowa z jednej z książek które przeczytałem. Trzeba wstać i uśmiechać się kolejnego dnia i mieć siłę albo udawać że się ją ma nawet jak jej brak. To się nazywa profesjonalizm (w kontekście życia). I tak zamierzam zrobić.