Witajcie. Właściwie nie wiem po co to piszę chyba potrzebuję jakiegoś wsparcia albo nie wiem… jestem po ataku paniki chyba najgorszym jaki miałam w swojej 7 letniej karierze walki z chorobą. Zaczął się podobnie jak inne, od objawów fizycznych, ale wszystko poszło błyskawicznie i to co najgorsze to to, że pierwszy raz poczułam że chyba zwariuje. W dodatku wpadła mi do głowy myśl że chyba lepiej byłoby jakbym umarła (nie wiem skąd to się wzięło) i ta myśl wyeskalowała. Strumień myśli dookoła tego, że właściwie to tak, wszystko byłoby mi jedno gdybym teraz umarła. To nakręciło spiralę tego po co ja właściwie żyję i tym podobne.
Po tym obłędzie położyłam się i zaczęłam płakać, fizycznie zrobiło się lepiej ale nie mogę dojść do siebie. Jestem przerażona, bezbronna, mam ochotę wycofać się ze wszystkiego, boję się nie wiem czego. Studiuję ciekawy i wymagający kierunek, mam przyjaciół, wieloletni związek.
Od dziecka byłam nadwrażliwa, melancholijna, dużo rozmyślałam. Przez 6 lat byłam na sertralinie, było bardzo dobrze, pod koniec probowalam terapii ale nie pykło. Odstawiłam leki, było przez chwile dobrze a teraz coś takiego. Tak strasznie boję się jutra…