Skocz do zawartości
Nerwica.com

Flawless

Użytkownik
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Flawless

  1. Cześć. Wracam do Was w przedświątecznym okresie. Trochę się zmieniło. Z dziennego zarządzania przerzuciłem się na zaoczną pedagogikę. Nie dość, że w końcu mogłem pracować to nie są aż takie trudne studia. Cóż, możecie powiedzieć, że mam dwie lewe ręce i będzie to gówno warty papierek - możliwe. Że mam dwie lewe ręce to na pewno, po prostu jestem już zmęczony ciągłym edukowaniem się. Pragnę żyć tak, abym to ja sam siebie oceniał a nie stary piernik który jest moim wykładowcą. Udało mi się również znaleźć z moim chłopakiem mieszkanie. Już praktycznie skończyliśmy je remontować. Problem tylko w tym, że do mieszkania dołożyłem tylko 1200zł mojej wypłaty... pozostałe pięć koła włożył on oraz jego rodzice. Ciągle mi to wypomina. Nie dziwie mu się, w końcu jest bogaty i dla jego rodziców wyłożenie kilku tysięcy nie było problemem. A ja na te 1200 zapierdalałem przez cały miesiąc. Apropos, pracuje w słynnej sieci sprzedającej książki/muzykę z przecinkiem w logo. Co prawda już niedługo tam popracuje, umowy mi raczej nie przedłuża ze względu na mierne wyniki słynnej umbrelli. Awaryjnie wysłałem już kilkadziesiąt CV - niestety, każde bez odzewu. Pasji i hobby jak nie było tak nie ma. Jedynie co to nie mam na tyle czasu, by o tym myśleć. W pracy jestem między 12-21, potem jem kolacje, idę do wanny i kładę się spać. Zrobiłem mały progres, jednak czuję że to wszystko się posypie jak domek z kart. Mam ochotę umrzeć. Przeraża mnie wizja człowieka, któremu ledwo starcza na czynsz, jedzenie i media, musi się o wszystko prosić swojego partnera a ja sam jestem nic niewartym człowiekiem, który po prostu urodził się w złej rodzinie, w nieodpowiednim miejscu i czasie. Tak, jak wspomniałem już kilka razy - biednym się urodzę i biednym zdechnę. Dysfunkcja rodziny niszczy istnienia i perspektywy.
  2. Cześć. Właśnie zacząłem studia na tym głupim zarządzaniu. Teraz mam czego żałować. Nie dość, że jest matematyka której tak bardzo chciałem uniknąć a uczelnia bardzo sprytnie ukryła fakt jej pojawienia się w siatce przedmiotów to jeszcze przedmioty są trudne i nudne. W dodatku studiuje dziennie, więc na pracę nie ma opcji. Napisałem podanie o przeniesienie na zaoczną pedagogikę, czekam na decyzje dziekana. Pasji jak nie było tak nie ma, choć zacząłem się bawić w renowację i czyszczenie butów. Pracy jak nie było tak nie ma, pieniędzy dalej brak, a są mi potrzebne coraz bardziej - chcę już uciec z tego zoo, które nazywa się moim rodzinnym domem. Z matką i ojczymem mam coraz gorszy kontakt, mają myślenie jak za komuny. Powiedzieli mi, że skoro uczę się zamiast pracować to w takim razie nie mam prawa do niczego w tym domu. Myje się u babci, bo oni mają problem z tym, że się myję w domu - bo pieniądze trzeba oszczędzać. Mówi to matka, po czym idzie do sklepu i kupuje flaszkę/dwa czteropaki. Jak mogę jeszcze bardziej spierdolić sobie życie?
  3. Chyba najgorszym uczuciem teraz jest poszukiwanie zemsty. Szkoda, że nie miałem wtedy żadnego dyktafonu, żeby nagrać te wszystkie wyzwiska w moją stronę i jeszcze fakt, że próbowały mnie wrobić w kradzież metkownicy. A co do poszukiwań - zaoszczędziłem trochę pieniędzy i kupiłem już składniki do wyrobu domowego, zapachowego mydła, w drodze są jeszcze składniki do domowych świec, muszę się tylko jeszcze umówić z przyjaciółką i będziemy próbować... ja będę próbować. Będę tutaj regularnie dawał znać, jak mi idzie. Próbuję też znaleźć jakąś nową pracę, zobaczymy.
  4. Cześć! Chcieliście, żebym się odezwał po okresie próbnym w pracy. Właśnie dzisiaj po dwóch tygodniach pracę rzuciłem ze względu na panujący tam mobbing. Byłem sam na dziewięć lasek, które zrobiły sobie w swoim sklepie kółeczko wzajemnej adoracji, spychając mnie do poziomu psa. Jakoś po tygodniu zaczęły mnie notorycznie besztać i wyzywać przy klientach. Zgłosiłem to dzisiaj do centrali w Warszawie, po czym kierowniczka po raz ostatni podniosła na mnie głos, rzuciła mi kartkę i długopis i kazała mi napisać sobie wypowiedzenie. Wróciłem do punktu wyjścia. Znowu jestem i bez pracy i bez hobby.
  5. superb, przykro mi to mówić, ale niestety, sposób z linkami nie zadziałał. Przerobiłem kursy z Photoshopa, które mi podesłałeś, ale niestety okazało się, że zdecydowaną większość rzeczy tam opisanych już wiem, już z nich korzystałem, jedynie co to dowiedziałem się o skrótach klawiszowych, których z reguły nie używam, a są wygodniejsze. Ale chyba najgorsze jest w tym wszystkim to, że w dalszym ciągu mnie to nie porywa. A co do decoupage, koleżanka mi obiecała pomoc, jednak muszę najpierw kupić sobie materiały typu baza glicerynowa, na które teraz po prostu nie mam pieniędzy. Po wypłacie na pewno się za to wezmę, teraz muszę przeżyć. Chyba nie ma nic takiego, co by mnie porywało i hipnotyzowało. Przynajmniej na razie. Gdybyś mógł mi na PW podrzucić jeszcze kilka ewentualnych pomysłów, już niekoniecznie związanych z grafiką czy informatyką, byłbym wdzięczny. Szukam ciągle strategii, jak zrobić pierwszy krok.
  6. Oczywiście, na Photoshopa na pewno coś ruszę, może jeżeli będę miał więcej chęci z programowania to też coś zacznę. Problem jednak w tym, że kiedy przestałem wykonywać grafiki i próbowałem wrócić do tego teraz, nie dawało to już takiej frajdy jak kiedyś. Chciałbym spróbować czegoś nowego, co jednocześnie by mnie trochę przygotowało na start w dorosłe życie. Coś, żeby się oderwać od komputera i gier zabijających czas. Właśnie coś jak DIY. Coś, żeby popracować nad systematycznością i planowaniem, bo krucho jest u mnie z tym. No i przede wszystkim żeby wzmocnić motywację. Czegoś nowego, nietuzinkowego. Wiem, że za dużo od siebie na teraz wymagam.
  7. Właśnie teraz zobaczyłem linki, które podesłałeś. Photoshopa na pewno przerobię, a co do blendera i tych innych to zobaczymy, bo kiedy z PS kazano mi przesiąść się na chociażby Gimpa to nie ogarniałem nic Co do zajawki DIY, przyjaciółka która się tym zajmuje obiecała mi pomoc przy robieniu mydełek, zawsze jakiś start. Miałem jeszcze jedną zajawkę, na którą już niestety nie mam środków. Kiedy dostawałem kieszonkowe i trochę mi się uzbierało, zacząłem kolekcjonować płyty kompaktowe i winyle. Niby mam już całkiem spoko kolekcję, jednak to jest pasja zabierająca pieniądze, a nie mnożąca, a winyle dzisiejsze niemało kosztują niestety.
  8. Kiedyś owszem, ale to było w przerwie między skończeniem terapii a moim obecnym stanem, w którym zwątpiłem we wszystko co wcześniej robiłem. Zastanawiałem się przede wszystkim nad jakimś decoupage. Wiesz, robienie biżuterii, odnawianie mebli, jakieś pierdółki do domu. Byłaby to dla mnie ogromna szansa na przeszkolenie i wyhartowanie własnych nerwów i trochę podciągnięcia umiejętności manualnych, których u mnie w zasadzie brak. Wiązać buty nauczyłem się dopiero jak miałem 16 lat, nauczył mnie mój chłopak. Mama, tata czy ojczym nigdy nie odczuwali potrzeby, żeby mnie czegokolwiek nauczyć, sądzili, że problemy rozwiążą się same i wszystkiego nauczę się sam. Kiedy byłem mały i mama próbowała mnie nauczyć wiązania, zawsze mi nie wychodziło, po dwóch-trzech próbach poddawała się i wyśmiewała się ze mnie, że jestem niedorajdą. Kiedy byłem młodszy miałem zajawkę na grafikę i dziennikarstwo, uwielbiałem pisać i bawić się w Photoshopie, co do dziennikarstwa to właśnie próbowałem teraz załatwić sobie jakiś staż w gazecie, jednak redakcje milczą, nie chcą mnie zatrudnić. Chciałem się w tym podszkolić, jednak nauczyciel polskiego w liceum wpoił mi, że dziennikarstwa nie opłaca się studiować, że wystarczy lekkie pióro aby odnieść sukces, do którego tak chciałbym dotrzeć, ale brak mi motywacji i nawet nie wiem jak miałbym gdzieś się wybić. A co do grafiki, to kiedyś mocno się szkoliłem w tej dziedzinie, jednak od kilku lat (może dlatego, że przestałem być grafikiem na forum z gier komputerowych, zacząłem wtedy terapię i nie miałem siły dosłownie na nic), kiedy przestałem robić sygnatury, od tamtego czasu moje umiejętności stoją w miejscu. Nie są też jakoś specjalnie wysokie, ponieważ nie ogarniam kodowania czy grafiki wektorowej. Na kodowanie jestem za głupi najwidoczniej, a na grafikę wektorową to zawsze, kiedy próbowałem i nie wychodziło, pojawiały się nerwy i właśnie rzucanie przekleństwami dookoła. Nie wiem co mi się stało, ale jakoś w tym czasie strasznie przetasował mi się system wartości, te zainteresowania które miałem kiedyś przestały mieć dla mnie znaczenie, bo przecież ani nie jestem w tym jakoś szczególnie dobry, ani nie będę znanym dziennikarzem czy cenionym grafikiem a już tym bardziej nie będę mógł zarabiać w ten sposób.
  9. Mi już nawet nie chodzi o zaplanowanie przyszłości na teraz. Z tym sobie poradzę. Chodzi mi bardziej o to, że moje życie jest bezcelowe. Siedzę prawie całymi dniami w domu, jedynie mój chłopak czasami mnie gdzieś wyciąga. Na umowę z pracy dalej czekam. Nie mam co ze sobą zrobić, mam już dość siedzenia przed komputerem, bo powoli dochodzi do tego, co było ze mną kilka lat temu - uzależnienia. Chciałbym mieć jakąś pasję, taką, która mnie pochłonie do reszty. Zacząłem jej szukać na siłę za pomocą jakiś spisów czy propozycji, ale nie wiem jak zacząć, jak spróbować.
  10. Nie, nie lubię sobie od tak pogadać. Już Ci odpisałem na wiadomość. Wiesz, zarzucił mi to, ale po części ma rację. Za swoje niepowodzenia próbuję obwiniać wszystkich dookoła, dopiero ostatnio zacząłem też siebie, ale strasznie się o to ostatnio kłócimy. On mi mówi 'rozwijaj się, rób coś' a ja sam nie wiem co.
  11. Tutaj akurat przychodzi kwestia lęku. Kiedy byłem mały i zdarzyło mi się coś zepsuć, zazwyczaj ojczym podnosił na mnie rękę, dlatego boję się teraz czegokolwiek sam naprawić. A co do samego majsterkowania, nie mam w domu żadnych tego typu sprzętów, które można by było ulepszyć, coś w nich zmienić. Będzie mi naprawdę ciężko - może i Agniecha miała rację, ale ja po prostu tak boję się porażki, że czasami wolę siedzieć w miejscu. Mój chłopak zarzucił mi również, że narodziła się we mnie wyuczona bezradność.
  12. Byłbym zapomniał, przekleję tutaj posta z innego forum, ponieważ to, co tam napisałem przyda się tutaj i jest ogromnie ważne: Od października będę studiował, co prawda na zarządzaniu, ale generalnie czuję się, jakbym miał dwie lewe ręce do wszystkiego. Niewiele potrafię, niczym się nie interesuję, jak już wspomniałem. Bardzo bym chciał znaleźć w życiu jakąś pasję, jednak nie mam zielonego pojęcia jak się za to zabrać, mam ogromnie słomiany zapał i nienawidzę porażek. Zrażam się, kiedy coś mi nie wychodzi - co więcej, kiedy bardzo czegoś chcę i coś nie idzie po mojej myśli, to w zaciszu domowym zaczynam krzyczeć, rzucać przedmiotami, targać sobie włosy.
  13. Agnieszka, gdyby mi się nic nie chciało, skończyłbym jak dwie moje siostry - ćpunki z dziećmi żyjące tylko na socjalu jak pączki w maśle, bo i tak przecież oczekują, że wszystko dostaną. Moja mama funduje im dosłownie wszystko. Co do mojej osoby to stwierdziła, że poradzę sobie bez niej. Bardzo bym chciał już pracować, mogę nawet brać nadgodziny, jeżeli miałbym więcej siły, więc proszę Cię, nie oceniaj wszystkich swoją miarą.
  14. Nie, nie mam skierowania z UP, pracy poszukiwałem na własną rękę, jednak to będzie umowa o pracę na trzy miesiące, której raczej nie będę mógł zerwać. A nawet jeśli, to skąd brać te okazje? Nie mam żadnych kontaktów ani dostępu do ofert za większą kasę ze względu na brak doświadczenia. Niestety, ale nie mogę sobie zrobić roku przerwy. Ciocia, która będzie mi częściowo płacić za te studia bardzo na to naciska. Wiem, że to nie jest odpowiedni kierunek, ale dla mnie nie ma bardziej odpowiedniego. Czuję się, jakbym do wszystkiego miał dwie lewe ręce.
  15. Przez niedojadanie ważę zaledwie 60kg przy 179cm wzrostu, czy serio zdołam przy ciężkich pracach fizycznych? A nawet jeśli, to już odrobinę za późno, czekam teraz aż szanowna centrala przyśle dla mnie umowę o pracę. Od października będę szedł na studia, które będzie opłacać ciocia - to kolejna ujma na honorze dla mnie. Oczywiście, że nie pozwolę jej zapłacić całości. Niestety, będę wybierał się na zarządzanie. Wiem, że to kiepskie, jednak do niczego innego się chyba nie nadaję. Nie mam w ręku żadnej specjalistycznej wiedzy, nawet o głupim hotelarstwie. Chciałem iść na grafikę komputerową, jednak musiałbym to połączyć z informatyką, a przez całe gimnazjum i liceum z fizyki i matematyki leciałem na dwójkach, więc wiesz. Mówisz mi tylko o tym, co zrobić, jak już będę stabilny finansowo. Jednak jak tą stabilność w ogóle zdobyć? Jak już wspomniałem, nie mam nawet fundamentów.
  16. Jest zaledwie rok starszy ode mnie. Będę po prostu sprzedawcą w sklepie. Niby nic, niby jakiś start, ale jednak nie chciałbym siedzieć w tym przez kilka lat.
  17. Cześć! Jestem B. Właśnie jestem po maturze. Wchodzę w dorosłe życie, jednak nie takie, jakie bym chciał. Chciałbym Wam nieco przybliżyć moją historię i prosić o obiektywną pomoc, ponieważ mam już dość słuchania dennych i mało skutecznych truzimów. Moja mama urodziła się w wiosce dosłownie zabitej dechami. Nie miała również możliwości dalszego edukowania się, dlatego ma zaledwie podstawowe wykształcenie. Urodziła mnie kiedy miała 22 lata i sama już była samotną matką z jednym dzieckiem. Ponadto, razem ze mną przyszła na świat moja siostra bliźniaczka i przez jakiś czas mój ojciec, który zostawił nas kiedy mieliśmy po cztery albo pięć lat. Jego wykształcenie również było podstawowe, ponieważ rzucił szkołę średnią dla jakiejś miłości pod sam jej koniec. Oboje od zawsze lubili sobie popić. Ponadto, mój ojciec był nałogowym hazardzistą, więc każdy grosz przegrywał na maszynach. Na szczęście już się z tego wyleczył, jednak trochę za późno. Moja mama jest alkoholiczką do dzisiaj, jednak nie da sobie tego wmówić, pomimo tego, iż pije codziennie i codziennie z tym samym skutkiem. Przechodząc jednak do sedna: W moim domu przez nałogi rodziców nigdy się nie przelewało. Brakowało na rachunki, na pieluchy, nierzadko też na jedzenie dla wszystkich. Był co prawda zasiłek, ale większość z tego szła na rachunki i alkohol. Ja i moje dwie siostry musieliśmy się żywić u babci, często też prosić ją o pieniądze na pieluchy, lekarza czy książki do szkoły. Zostało tak w zasadzie do dzisiaj, babcia nam bardzo pomaga, lecz do czego zmierzam? Moje dwie siostry nie żyją. One wegetują. Jedna z nich żyje sama w ciasnym mieszkaniu za nędzną wypłatę, sama się zadłużając i niedługo też urodzi bliźniaki - powtarza los własnej matki. Druga z kolei jakoś w gimnazjum poznała miejskiego dresiarza, który wprowadził ją w świat narkotyków, dlatego zaczęła kraść, aby mieć na kolejnego dopalacza, którym truła również dziecko, które nosiła pod sercem. Obecnie włóczy się gdzieś, sam nie wiem gdzie. A ja? Właśnie skończyłem liceum, mieszkam jeszcze z ojczymem, ponieważ mama zaczęła jeździć do Niemiec jako opiekunka, żeby nieco wyjść z długów. Mój kontakt z ojczymem i mamą jest znikomy. Ojczym kupuje jedzenie dla siebie, a ja dla siebie. Ponadto, jeszcze ode mnie wymagają, żebym dokładał się do czynszu. Owszem, mogę to robić, obecnie jestem na etapie poszukiwania pracy. Przedłużyło się, ponieważ kilka firm chciało mnie oszukać. Dalej jestem bez pracy, ale mam nadzieję, że to niedługo się zmieni, na cokolwiek. Jednak w zasadzie dalej jestem na utrzymaniu babek, ciotek i mojego chłopaka. Tak, jestem gejem - to dodatkowo pogarsza mój kontakt z matką. Problem w tym, że mój chłopak urodził się w naprawdę szczęśliwej rodzinie, niczego nigdy mu nie brakowało, co więcej - jest po prostu bogaty. Nie, nie kocham jego pieniędzy, ale wstyd mi, kiedy musi gdzieś za mnie zapłacić. Wszyscy we mnie naprawdę wierzą, jednak chciałbym w końcu się usamodzielnić. Wiem, że jestem młody, jednak tak bardzo chciałbym już znaleźć własny kąt i zarabiać tyle, aby móc spokojnie utrzymać mieszkanie, kupić jedzenie i przede wszystkim ŻYĆ. Pójść do restauracji, do kina, gdzieś pojechać. A za 1300 złotych - a tyle będę zarabiał - nie można mieć tego wszystkiego, o czym piszę. Chciałbym móc zasmakować innego, lepszego życia. W którym nie będę musiał się o nic martwić. Ani dla siebie, ani dla chłopaka i ewentualnie przyszłego pokolenia, jeżeli coś by się miało z moją seksualnością zmienić. Problem jest również w tym, że ja nie do końca wiem, co chcę robić, a mianowicie - nie mam żadnych zainteresowań, żadnej pasji. To dodatkowo mnie dołuje. Zazdroszczę bogatym dzieciom lub nawet moim kolegom z rodzin, które nie są dysfunkcyjne, które mają dobry start w przyszłość, dobrą pracę i zapewnioną pomoc. Cóż, mają pracę głównie dzięki koneksjom. A ja niestety nie mam niczego, mogę o dostatnim życiu tylko pomarzyć. Z tego wszystkiego czasami myślę, czy by nie wrócić na terapię, jednak to by dość mocno kolidowało z moją pracą. Kiedyś chodziłem do psychologa, ponieważ miałem problemy z akceptacją w szkolę, miałem też ataki paniki i stany lękowe. Przez to, że nie jestem w stanie samemu stanąć na nogi to wszystko wraca. Tak bardzo chciałbym żyć szczęśliwie i bez trosk finansowych, jednak ostatnimi czasy dochodzę do wniosku, że skoro biednym się urodziłem, to biednym zdechnę. Nie ma dla mnie przyszłości, po prostu. Przynajmniej teraz jej nie widzę. Bardzo proszę Was, użytkowników o pomoc i nie rzucanie mi haseł typu: "chcieć to móc", "będzie dobrze, tylko daj sobie czas". Ja nie mam tego czasu. Bardzo chcę się w końcu uwolnić, jednak sam wiem, że od samego chcenia się nic nie zmieni. Kiedy mówię to komuś, zazwyczaj ktoś na mnie krzyczy: rozwijaj się! Ale, do cholery jasnej, jak ja mam to zrobić? Jak się rozwijać? Co ja mam konkretnie wykonywać? Nawet mój psycholog mi to zarzucił, że zawsze oczekuję od kogoś instrukcji, jak postępować, by sobie pomóc. Wiem, że to niemożliwe, ale ja naprawdę nie wiem, co ja mam konkretnie zrobić. Proszę również o to, żeby nikt mi nie zarzucał kupowanie książek typu "Bogaty ojciec, biedny ojciec". Owszem, człowiek prawi naprawdę mądre rzeczy, jednak by móc wykonać cokolwiek zalecanego w tej książce, potrzebny jest kapitał, którego po prostu nie posiadam. Żeby nie było - post ten będę umieszczać na kilku forach, żeby móc mieć wiele opinii i spojrzeń na ten temat. Już nie proszę, ja błagam.
×