Skocz do zawartości
Nerwica.com

mariawera

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia mariawera

  1. mariawera

    Cześć!

    Dziękuje bardzo za odpowiedź i miłe słowo! To jest tak, ze z jednej strony jestem jakos połowicznie dumna z tego, ze sie dostałam, ale z drugiej strony czuje straszne leki przed nową sytuacją. Że będę musiała non stop udawać zadowoloną i towarzyską, a nie zawsze łatwo mi to przychodzi. Na pewno wielu z Was wie o czym mowię. Jak w swiecie permanentnych, częściowo sztucznych uśmiechów mozna byc melancholikiem?! No i nie daj Boze z nerwicą i depresją... trudne to wszystko, ale staram się byc dobrej myśli. Najgorsze jest to, ze czuje głęboką niesprawiedliwość i ciagle pytam dlaczego to akurat ja musze mieć takie problemy wewnętrzne? Czasam to mysle, ze wolałabym chorować na raka - wtedy wiesz, ze to sie kiedys skończy (dobrze lub źle, ale jednak), ludzie traktują Cie normalnie, dają Ci leki, współczują Ci...
  2. mariawera

    Cześć!

    Cześć, mam dwadziesciapare lat i to moj pierwszy raz na takim forum. Postanowiłam tu napisac z bezsilności, samotności i poczucia beznadziei. Szukam ludzi, którzy podobnie jak ja zmagają się z przewlekłym smutkiem, lękami i niepokojem. Po prostu nie odnajduje wokol siebie ludzi z podobnymi problemami, refleksjami. Wydaje mi się, że wszyscy są szczęśliwsi ode mnie. Nie mogę się pogodzić z tym, że to akurat ja jestem od małego dziecka pogrążona w smutku - wydaje mi sie, ze odziedziczyłam to po ojcu, z którym nie mam kontaktu od 6 lat. Jestem przeraźliwie wrażliwa (chociaz oczywiscie przed niemal wszystkimi gram silna, niezależna itd.) i strasznie łatwo mnie zranić. Nienawidze ludzi, bo czuje zawiść wobec ich beztroski, szczęśliwych wspomnień, normalnych potrzeb, pasji itd. Sama nie mam i nigdy nie miałam pasji, niewiele rzeczy sprawia mi przyjemność (obecnie nic, ale jak sięgnę pamięcią interesowało mnie wszystko i nic - nigdy nie miałam pasji ani marzeń o konkretnym zawodzie). Nienawidze obecnych czasów - wyścigu szczurów, słupków w excelu, korporacji, sztucznych uśmiechów. Najchętniej schowalabym sie w ciepłym, czystym, cichym miejscu i nigdy nie wychodziła - tylko w takich warunkach czuje sie bezpiecznie. Niestety tu następuje konflikt - jestem osoba ambitna, dostałam sie na studia w wielkiej Brytanii, ale w ogole sie z tego nie cieszę - tylko koszmarnie stresuje, ale mnie stresuje właściwie wszystko. Wróciłam na psychoterapię, ale pewnie potrzebuje psychiatry (oczywiscie panicznie boje sie uzależnienia od leków, dlatego nie byłam jeszcze nigdy u lekarza; chodziłam na psychoterapię przez ok. 10 miesięcy, dwa lata temu). Chciałabym zeby ludzie mi zazdrościli szczęścia - ale przeciez jestem nieszczęśliwa i chyba juz zawsze bede. Jestem lesbijka - w tym samym związku od ponad 5 lat. Ale zaczynam nienawidzić mojej dziewczyny za to, ze przez większość czasu jest uśmiechnięta i szczęśliwa. Nienawidze tego, ze ma przyjaciół - sama ich właściwie nie mam, bo w ogole nie interesują mnie ich błahe problemy typu "zakochałam sie w kimś tam" itd. Nigdy nie czułam więzi z rówieśnikami. Najbardziej lubie swoją mame i dziewczyne, ale one tez nie rozumieją mojego permanentnego przygmebienia i poczucia niesprawiedliwości. Wydaje mi sie, ze byłam, jestem i bede takim dziwolągiem, pełnym sprzeczności, którego zycie jest męczarnia. Wydaje mi sie, ze dawno popenilabym samobójstwo gdyby nie fakt, ze boje sie tego co bedzie po śmierci, bo jestem osoba (względnie) wierząca - kolejny paradoks. Czasem nienawidze Boga za to, ze zgotował mi taki los i pytam co ja takiego uczyniłam, ze urodziłam sie smutna? Zycie mnie przerasta, czuje sie jak w klatce i strasznie mi zal samej siebie. Jestem jak małe bezbronne zwierze - taka widzę siebie w lustrze. Mam nadzieje, ze znajda sie na tym forum osoby podobne do mnie - moze rozmowa z kimś z podobnymi problemami trochę mi pomoże - przynajmniej nie bede jedyna na swiecie.
×