Witam, mam 17 lat, dwa dni temu byłam na ostatniej sesji mojej terapii która trwała 2,5 roku.
Z terapeutką od samego początku miałam bardzo dobry kontakt, mimo że bardzo bałam się przywiązania. Wiedziałam że w tej relacji nie mogę być oporna, więc zawsze szczerze oddawałam Jej wszystkie swoje myśli. Więź była ogromna, ale po jakimś czasie zaczęło być mi na sercu trochę luźniej, cieszyło mnie to, myślałam że dam radę odejść jedynie ze łzami szczęścia, wzruszenia... no i oczywiście z poczuciem straty, które po zakończeniu takiej relacji towarzyszy każdemu. Wiem, że nie byłam jeszcze w stu procentach gotowa, ale jako osoba niesamowicie bojąca się odejścia ważnych osób, utraty, odrzucenia itp byłam pewna że nigdy gotowa nie będę. A kiedyś to się przecież musiało skończyć. Rodzice ustalili termin zakończenia z moją psychoterapeutką, o czym wiedziałam już pół roku temu. Miałam wiele czasu by się psychicznie na to przygotować.
Tymczasem mija drugi dzień kiedy nie jem. Brak mi apetytu, w dodatku przez napady płaczu mam tak ściśnięte gardło, że nie dałabym rady niczego przełknąć. Rozpacz doprowadziła mnie nawet do wymiotów, w pewnym momencie nie miałam już siły zaczerpnąć powietrza.
Nigdy nie czułam się tak zdezorientowana. Myśląc o terapii czuję że gdyby nie ona, byłabym zupełnie innym człowiekiem, że wciąż bym sobie nie radziła. Teraz dowiedziałam się wiele o sobie, pozwalam sobie na wszelkie emocje, wiem że jeśli chcę-mogę być szczęśliwa. Po zakończeniu terapii poczułam się oczyszczona z wszelkiego wewnętrznego zła które we mnie siedziało, uwolniłam się od swoich demonów już na zawsze, nie powrócą.
Jednak żal i smutek po stracie nie pozwala mi trzeźwo myśleć. Mam wrażenie że to sen, nocny koszmar, że zaraz nadejdzie kolejny tydzień, wyczekiwana środa, kolejna sesja. A potem przychodzi zwątpienie, że może nigdy żadnej terapii nie było, że jestem wariatką, wymyśliłam sobie kolejną osobę która poświęciłaby mi chwilę uwagi.
Tęsknota za terapeutką, za miejscem terapii, a co najgorsze- wspomnienia naszych cotygodniowych rozmów- to wszystko godzi mnie nożem. Boję się że sobie nie poradzę. Panikuję, że zostałam sama, że nie zobaczę Jej już nigdy, a przecież była dla mnie taka ważna, ja dla Niej ponoć też...
Cóż mam ze sobą zrobić? Potrzebuję Jej, tak bardzo potrzebuję...