Skocz do zawartości
Nerwica.com

deMontaigne

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez deMontaigne

  1. Hej, tak się ostatnio zastanawiam nad tym wszystkim... Moje problemy zaczęły się już we wczesnym dzieciństwie, nie wnikając w to co się działo w domu zawsze byłem chłopcem bardzo drobnym i bardzo spokojnym, nawet ładnym, bo dziewczyny mnie często zaczepiały. W każdym razie od pewnego czasu rówieśnicy komunikowali się ze mną za pomocą agresji i przemocy, a ja nie byłem w stanie odpowiedzieć tym samym (przed 6 rokiem życia doświadczałem sporo przemocy w domu, co było przyczyną mojego radykalnego wyciszenia i ogólnej apatii). W każdym razie funkcjonując poza jakimiś bliskimi kręgami czy grupami byłem łatwym obiektem do wyżycia się. Środowisko w jakim się wychowywałem było raczej robotnicze w negatywnym sensie tego słowa (był obecny lumpenploretariat przechodzący miejscami w knajactwo). Dzieciaki w koło zajmowały się sportem, piłką nożną, muzyką, modą, później doszły oczywiście kluby piłkarskie, na marginesie były drobne kradzieże i takie tam. Ja lubiący czytać książki, interesujący się historią czy astronomią - resztę dopiszcie sobie sami. W szkole jeszcze było w miarę, były spokojne dzieciaki podobne do mnie, ale na podwórku czy na koloniach byłem traktowany jako "lokalny przypał". Rzecz w tym, że nawet unikając kontaktów z tymi ludźmi i zajmując się normalnie swoimi sprawami i tak byłem na siłę wciągany w agresję, wyśmiewanie, zupełny brak dobrej woli. Obcy ludzie, z którymi nigdy nie miałem nic w życiu wspólnego poniżali mnie a później uśmiechali się do swoich kolegów. Zapaść zaczęła się około 13 roku życia, wszystko było mi obojętne, z 3 lata jeżeli nie musiałem w ogóle nie wychodziłem z domu, zapuściłem się, schudłem do ok 45 kilo itd. Muszę powiedzieć, że w tamtym okresie gimnazjalnym radykalnie odizolowałem się od ludzi i przynosiło to pewien efekt, już nie było tak źle jak dawniej, ogólnie mi odpuszczono. Ale nerwicę miałem silną, około 15 lat pojawiła się bardzo silna na punkcie mojego wyglądu. Ogólnie to długa historia, w liceum było całkiem dobrze, około 20 lat miałem bardzo ciężką zapaść (chyba trochę oszalałem), kiedy wyprowadziłem się z domu w wieku 21 lat i zacząłem wszystko na własny rachunek, wprost odetchnąłem pełną piersią, opuściłem tę duchotę i zacząłem żyć w miarę normalnie. Nerwicę mam ciągle, nienawidząc swojego wyglądu intelektualisty dosyć się umięśniłem, ale, szczególnie kiedy wracam czasem pomieszkać z rodzicami, znowu nie umiem wyjść z domu jeśli się kilkanaście razy nie obejrzę w lustrze. O ile patrząc z boku funkcjonuję w miarę normalnie to i tak czuję w sobie olbrzymie pokłady gniewu i niechęci, czasem wręcz pożerającej nienawiści i mizantropii. Nie uzewnętrzniam tego i staram się to kontrolować, a myślę że i racjonalizować, ale i tak nie umiem nawiązać jakiejś głębszej więzi z kimkolwiek. Dużo dziewczyn, szczególnie gdy bywam za granicą (takie bardzo, bardzo) jak nie same wprost mnie zaczepiają, to nawiązują kontakt wzrok i zachęcają ale ja szczerze mówiąc nigdy nie skorzystałem, nie żebym się bał, ale zawsze potrafię to sobie jakoś zracjonalizować i uzasadnić że nie chcę ( a potrzeby itd. mam chyba takie jak każdy). I tak kiedy siedząc w domu myślę o kimś z kim mógłbym się podzielić tym, co między nami mogłoby być najintymniejsze i najbliższe, to będąc między ludźmi i widząc, że jakaś dziewczyna próbuje nawiązać za mną kontakt, jestem w stanie znaleźć tysiąc powodów, aby sobie zracjonalizować moje "nie". Tak samo kiedy spotykam jakiegoś dawnego znajomego na ulicy, mogę się uśmiechnąć, podać rękę, "cześć" czy "dzień dobry" i w sumie cieszę się, że go spotkałem, ale nie nawiązuję już rozmowy "co tam słychać" - czuję raczej przemożną chęć by odejść i pokazać, że nic mnie to nie obchodzi. Apatia jest silna, i chociaż coś tam robię, to się przymuszam, a najczęściej nic mi się nie chce, w internecie też się raczej nie udzielam.
×