Witam serdecznie. Mam 21 lat. Skończyłam technikum. I do tej pory nie sprawidziłam czy zdałam egzamin zawodowy, gdyż wiem że go nie, dlatego to nie ma sensu. Pracwoałam jakiś czas. Praca w porządku, bezstresowa, trochę cieżka ale dobre pieniądze. Jedank myślałam że gdy wyrwę sie z domu z tych wszystkich kłótni i z nerwów szkolnych, które funkcojonowały na przemian, wraz z innymi wypadkami losu. Pomyliłam się. Stałam sie niezależna, niby dobrze. Odpoczęłam. Jednak wystarczy ze zakreci mi sie w głowie z powodu zwykłego nie wyspania, dostaję bólów brzucha, mam biegunkę, serce mi wali i kuje w klatce. tylko dlatego że nie mogę przestać myśleć że cos mi się dzieje i zaraz umrę. Gdy na parę dni wyjechał mój narzeczony i zostałam sama dostalam takiego ataku że klękałam na podłodze i wstrzymywałam wymioty.
Pomogly mi dopiero 2 tabletki Validolu, herbata Nervosan i krople uspokajające. Ciągle boje sie ze zemdleję, ze mam raka. boję sie śmierci. Nie byłoby dnia w kótrym choć przez sekundę nie myślałabym o śmierci. Gdy były kłótnie w domu to oczywiście sie ciełam. Byłam pewna że kriwą uplynie ten ból... Mam 2 blizny na ramieniu, wtedy pociełam sie żyletką. Narzeczony przywrocił mnie do życia. Tak bardzo go kocham i z każdym dniem martwie sie o niego. Tyle mam marzeń... Gdy wiedziałam że na rano mam do pracy to nie mogłam spać w nocy, bo ciągle sie bałam że się nie wyspie i nie przyjde to co będzie...I tak w kółko. Straciłam pracę ale z innych powodow. I teraz nie jestem w stanie znów jej podjąć. Boję się, tych powrotnych niewsypanych nocy, walenia serca itd. A tak chcę pracować, chcę mieć dzieci, mogę tyle zrobić! Pewnie i tak z tego nic nie wyjdzie. Siedze w domu, troche sie uczę jak się zmuszę i wryję sobie że to coś da. Boję sie śmierci, ale czasem myśle że lepiej byłoby nie żyć, miałabym to za sobą- ten strach. Narzeczony mowil do mnie że mam talent- piszę wiersze. Ale i tak z tego nic nie bede miała bo juz sie przekonałam. Ciągle powracam do przeszłości i spoglądam w przyszłość widząc to czego nie mam. Każdy dzień jest taki sam, na przemian szczęśliwy i beznadziejny. Jestem nikim nie potrafie się przemóc, nie mogę umrzeć żyje bo kocham, miłośc przezwycieza te wszytkie lęki, ale czasem nie wiem nic nie robie i cały dzień płaczę.