Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ruciiaa

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Ruciiaa

  1. Ja swoją nerwicę leczę i to nie jest tak, że był na nią skarany. Do tej pory miałam problemy z lekami, na początku pomagały, a potem to samo. Teraz zmieniłam lekarza, leczenie i naprawdę pod tym kątem jest dobrze, bo widzę już duże efekty.
  2. Nie jestem w stanie określić, czy separacja jest z jego strony ostatnim krzykiem do ogarnięcia się, czy realnym krokiem na zakończenie naszego związku. Ciągle się łudzę, że to jakoś się ułoży, co powoduję, że nie potrafię spojrzeć na to realnie. Dlaczego separacja, a nie rozwód? Mój mąż stwierdził, że pewnie od razu rozwodu nie daliby nam, tylko podsunęli takie rozwiązanie. Mąż wciąż powtarza, że nie ufa mi, że nie wierzy w moją poprawę. Jeśli chodzi o to, czy uważam, że sobie poradzę to na chwilę obecną myślę, że jestem w stanie po prostu jakiś czas przewegetować. Mam wspierającą najbliższą rodzinę, więc wiem, że jakoś to będzie. Natomiast sama świadomość tego, że nie będę go widzieć, czy że znajdzie sobie kogoś nowego odbiera mi niemalże tchnienie. Oczywiście wiem, że nie jestem w tym obiektywna, ale to trochę takie uczucie rozdwojenia - z jednej strony myślisz - musisz się z tym nauczyć żyć, a z drugiej - co Ty pierd*lisz. Przepraszam, za wulgaryzmy, ale czasem tylko one potrafią oddać sytuację.
  3. Szukałam w miarę aktualnego wątku, ale bezskutecznie, dlatego zwracam się o pomoc. Poszukuję namiaru na psychologa/psychoterapeutę w Warszawie na NFZ. Nie stać mnie na terapię prywatnie, bo niestety już do psychiatry muszę chodzić odpłatnie. Nie wiecie jak długo się czeka?
  4. Dziękuję za zainteresowanie. Właśnie szukam psychologa/psychoterapii na NFZ w Wawie. Nie orientujecie się ile czeka się na wizytę np. w poradni na ul. Mariańskiej?
  5. Tak w zasadzie jest. Ja mieszkam w jednym pokoju, on w drugim. Prosił mnie o chwile spokoju, więc się nie odzywałam, dałam chwilę wytchnienia. Jednak po paru dniach już nie wytrzymywałam i pytałam, czy do jakiś wniosków dochodził. Jak widać, niestety wnioski są dla mnie jednym słowem miażdżące. Gdzieś w głębi duszy łudzę się, że gdy się wyprowadzi to może dojdzie do wniosku, że jednak poczuję tęsknotę, ale z drugiej strony karmienie się taką nadzieją tylko może pogorszyć moją sytuację. Do problemów natury psychicznej, nakładają się też dolegliwości fizyczne w postaci bólu w klatce piersiowej i w okolicy podbrzusza, gdzie wcześniej przy mojej nerwicy ograniczało się to jedynie do nudności, wymiotów.
  6. Ze szczerej rozmowy to właśnie zadecydował o separacji. Totalny impas.
  7. Teraz nic takiego nie wchodzi w ogóle w rachubę. Mąż nie chce spędzać czasu ze mną w ogóle.
  8. Dziękuję za odzew. Przed związkiem wiele lat się przyjaźniliśmy. Lubiliśmy tą samą muzykę, gry, razem spotykaliśmy się ze znajomymi. Mieliśmy też parę różnic, których wcześniej nie dostrzegałam i mam wrażenie, że występowały w niewielkim stopniu, a nasiliły się po ślubie - mój mąż nie znosi imprez - wesel, koncertów. Z pewnym czasem przestawał chcieć wychodzić. Ja niestety wręcz przeciwnie - poza domem przestawałam myśleć o problemach, mogłam się zrelaksować.
  9. Nie chodzę na terapię, bo samej niestety mnie nie stać na to, a o pieniądze prosić nie chcę. Mój mąż nie chce ze mną spędzać czasu, nie widzi dla nas przyszłości, mówiąc, że chyba nie łączą nas zainteresowania.
  10. Moja historia zaczyna się pewnie jak wiele innych. Od 7 lat jestem w stałym związku z moim partnerem (w tym od 5 lat jesteśmy małżeństwem). Był to mój pierwszy poważny partner. Nasze problemy zaczęły się stosunkowo wcześnie, ponieważ niestety cierpię na nerwicę natręctw, która odciska piętno na każdym aspekcie mojego życia. Dodatkowo doszły problemy łóżkowe, brak libido z mojej strony, również spowodowane nerwicą i lekami. Niestety mąż traktuje to jako znalezienie sobie dobrej wymówki. Przez ostatni czas między nami układało się fatalnie, aż w końcu "podjęliśmy" decyzję o separacji (ja bardzo tego nie chcę, ale nie widać innego wyjścia). Na razie mąż szuka dla siebie mieszkania, więc mieszkamy razem, ale praktycznie osobno. Nie mogę się pogodzić z jego odejściem. Nie potrafiłam namówić go na terapię, uważa, że poprawa będzie tylko czasowa i wszystko wróci do poprzedniego stanu. Ja natomiast jest w kompletnej rozsypce. Sama świadomość, że się wyprowadzi powoduje u mnie panikę. Cały czas płaczę, nie mogę się opanować. Boję się jak to będzie w pracy, gdy nie będę w stanie opanować swoich emocji. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem pierwszą osobą, która rozstaje się, ale teraz dopiero rozumiem co to znaczy, gdy komuś kończy się świat. Po lekach uspakajających, które biorę przy nerwicy czuję się strasznie senna, dlatego w głównej mierze ich nie biorę. Nie chcę obarczać swoimi problemami innych, ale sama nie daję sobie rady, dlatego szukam pomocy tu, bo pewnie nie jedna z Was przeszła tą samą drogę.
×