Hej,
nie radzę sobie w kontaktach międzyludzkich a to sprawia że moje życie jest cholernie trudne, przynajmniej ja je tak odczuwam. Mam wrażenie że głównie chodzi o brak zaufania do kogokolwiek. Bo jak tu ufać ludziom skoro nie ufało się nigdy własnej rodzinę. A "przyjaciele" potrafili odejść praktycznie z dnia na dzień bez podania jakichkolwiek powodów. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że to ja jestem problemem, jestem dziwna, nie potrafię żyć w społeczeństwie i dostosować się.
Pracuje nad sobą. Miedzy tym jak było parę lat temu a jak jest teraz, jest różnica ale mimo wszystko mam wrażenie że za 30 lat będzie podobnie i będę borykać się z tymi samymi problemami. Pewnie tak będzie a to mnie przeraża.
Ostatnio doszłam do tego ,że nie potrafię przyjmować do siebie dobrych słów i chyba nie reaguje jak normalny człowiek na okazywanie dobrych emocji i ciepła. Wydaje mi się że to przez to tak ciężko jest mi nawiązać jakiekolwiek głębsze relację bo wszystkich w jakiś sposób odpycham i uciekam od nich .
To że nie powinnam uciekać - rozumiem, ale jak mam nauczyć się przyjmowania tego ciepła, troski i dobrych słów oraz okazywania ich? Na ten moment jest to dla mnie abstrakcja. Nie wiem jak się do tego zabrać.
Czy mógłby mi ktoś podpowiedzieć jak nad tym pracować?
W końcu doszłam też do tego, że nie jestem stworzona do życia w pojedynkę, potrzebuje ludzi w swoim życiu :)
Z góry dziękuje za jakąkolwiek pomoc.