Skocz do zawartości
Nerwica.com

jojchi8

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia jojchi8

  1. jojchi8

    To mnie wciaga.

    Tak. Chcialbym odejsc z tej pracy ale mam poczucoe winy ze zostawilbym ich w trudnej sytuacji. Szukam polskiego psychologa w okolicy. Mam pare namiarow. Obym zebral sily by to zrobic.
  2. jojchi8

    To mnie wciaga.

    Hej. Jestem kamil 29 lat. Mieszkam w uk od 2 lat. Coz nie jestem w stanie stwierdzic kiedy to sie dokladnie zaczelo. Pamiętam tylko że juz dawno, miesiace temu narzekałem na to że praca zabiera mi zycie, ze jestem młody i nie mam zadnego zycia tutaj, nigdzie nie wychodze, nie bawie sie, tylko praca i dogorywanie po niej. Dostalem jakby awans, którego nie chiałem. Stres stał nie moim bliskim towarzyszem na kazdym kroku. Czulem sie odpowiedzialny za wszystko, mimo ze pracuje w grupie to kazde niedociagniecie traktowalem jako moja wine i wlasna porazke. Nie mogłem spac, i nie chcialem spac przed praca, to zbyt stresujace do dzis, boje sie sam nie wiem czego. Kilka razy kiedy zasnalem przypadkiem w nocy przed ranna zmiana obudzilem sie nagle z napadem paniki i tak ogormnego stresu w zoladku ze az bolalo. Niby wszyscy mowili ze bylem najlepszy w pracy. ja sie czulem niedoceniany, wykorzystywany, jakbym to tylko ja tam pracowal a inni wisieli na mnie i nic nie robili. Z utesknieniem czekalem na dni wolne, zwykle byl to jeden dzien wolny na pare dni. ,,Dzien wolny" kiedy konczysz prace o polnocy albo pozniej, masz dzien wolny ale nast dnia idziesz na 6 rano. Ten wolny dzien zawsze chialem zrobic cos by zmienic moje zycie, czulem ze idzie cos zlego, medytowalem, robilem liste pozytywnych aspektow wszystkiego, zajmowalem sie pasjami, piłem piwo albo inne drinki by sie rozluznic. Z czasem to przestalo dzialac. Nie moglem sie skupic na medytacji, przerywalem ja po paru minutach bo nie moglem sie skoncentrowac. Zamiast cos robic to obwinialem sie ze tego nie robie. Czemu nic nie robilem? nie chialo mi sie. Nawet alkohol przestal dzialac, czuje sie po nim zmeczony a nie pobudzony. Szukalem wsparcia w mojej ukochanej osobie ale, czasem mialem wrazeei ze kompletnie mnie nie rozumie. Z czasem stwierdzil ze jestem bardo leniwy, ze nie wiem czego chce. Probowalem sie bronic co zwykle skutkowalao sprzeczką, na szczescie nasze klotnie nie trwaja dlugo. Stracilem cala motywacje do dbania o siebie. Kiedys duzo cwiczylem, byla to moja pasja chialem miec ladne umiesnione cialo. Cwiczylem coraz rzadziej, coraz krocej bo szybko sie meczylem i rezygnowalem. Dzis nie ciwczylem juz chyba 4 miesiac nie liczac epizodow keidy zmuszalemsie az do bolu by pocwiczyc. Zalezalo mi zawsze by dobrze wygladac, robilem sam ubrania, dekorowalem je w swoim stylu, ukladalem wlosy. Dzis, potrafie sie nie myc wiecej niz tydzien, nie pamietam kiedy uzylem kremu ostatni raz, nie chce mi sie, po co mi to. podobnie z ubraniami, dresowe spodnie i bluza sa wygodniejsze. Przytylem troche, nie wygladam zbyt dobrze, nie lubie na siebie patrzec. Staram sie unikac ludzi, nie interesuja mnie, cierpie wrecz kiedy musze w pracy wysluchiwac czyjes histori albo odpowiadac na pytania co u mnie. przez wiekszosc czasu milcze. Nie lubie sie widywac z ludzmi. Lubie byc sam. czuje sie wtedy wolny. Z czasem przez stres zaczalem brac tabletki uspakajajace z tesco, codziennie przed praca i kiedy czulem sie zle. nic nie pomagaly.... Czasem z braku ochoty by sie ruszyc potrafilem nie jesc caly dzien, czasem dluzej. Czasem nie mialem apetytu. Przywyklem do takeigo stanu. Moment przelomowy nastapil jakies 2 tyg temu kiedy to postanowilem sie oswiadczyc mojej milosci . Wrocilem do polski z ta osoba (bo razem mieszkamy w uk) i tam mialem nadzieje oderwac sie od tego wszystkiego i odpoczac. Oswiadczyny przebiegly dobrze i to byl jedyny od wielu tygodniu moment ktory pamietam i moglbym nazwac jako pozytywne uczucie. Zwykle nic nie czuje pozytywnego oprocz milosci, a raczej nazwalbym to tesknoty do kogos. Cala reszta tego wypadu szla zle Nic we mnie nie wrocilo takei samo. To podobne uczucie jakby sie stalo wczesniej caly czas na sprochnialej podlodze nad bagnem i ona sie zarwala. czuje sie teraz jakby pod tym wszystkim co bylo. Mam wrazenie ze nie umiem czuc nic pozytywnego, z kolei wszystie negatywne uczucia przychodza jakby same. Nie wiem jak sie cieszyc, jak sie smiac, nie smialem sie naprawde kilka miesiecy, moze dluzej. Czesto w grupie udawalem ze sie smieje. Zaniedbuje kontakt z rodzicami ktorych kocham, nie chce m isie dzwonic, zawsze przekladam to na kolejny dzien, az sie sami dobijaja. Jedyna osoba jaka akceptuje i chce to moja druga polowka. Czuje sie jednak niepelen, jakbym nie byl dosc dobry, stracilem naprawde stracilem cala ochote na seks, i nie mowie tu o seksie odnosnie tej osoby tylko ogolnie, nic mnie nie podnieca, pornografia itp. Sam seks jest dla mnie katorga jak dodatkowa praca kotram usze wykonac, boli mnie to, nie chce byc takim ciezarem dla kogos kogo kocham. Coraz bardziej mi sie nie chce, kiedys probowalem cos w tej kwestii robic, by byc pozytywnym. Odpuscilem. mniej wysilku wrecz harówki daje mi akceptacja tego jak jest, kapiel w tym wszystkimm co czuje. Szybko sie mecze. Duzo placze, kiedy nikt nie widzi. Ostatnio zdaza mi sie nawet niekontorlowane lzy na ulicy. wstydze sie. Ciagle bym tylko spal, czuje sie wtedy bezpiecznie, nic nie musze i po obudzeniu nawet sie lepiej czuje, taki jakby wyprany, czysty. Nie na dlugo zwykle. Kiedy przez chwile poczulem sie lepiej, sprobowalem medytacji, wizualizacji, czegos relaksujacego. mialem sobie wyobrazic krajobraz i skupic sie na nim. Wyobrazilem sobie jezioro, na okolo lasy, trawa, trzcina, zadnej zywej duszy. Cos poszlo chyba nie tak po ogarnelo mnie poczucie samotnosci i beznadziejnosci i wyobrazilem sobie ze tone, nik to tym nie wie, nikt nie moze mi pomoc, ze jestem tu calkiem sam, nigdy juz nie zobacze ukochanego, ze zaraz bedzie po wszystkim. To bylo straszne. Dzis kiedy to pisze jest 12 w poludnie, spalem 9 h, potem jeszcze dwie a czuje sie jak zwykle bez sily. Za oknem slonce, bezchmurne niebo, jednak mi lepiej w poscieli. Stracilem swoje pasje, jak probowalem sie czym zajac to czulem jakbym mial toczyc samochod pod gore rekoma. Wiem ze mam problem, od jakiegos czasu z mojego szarego pustego zycia zarobila sie czarna wciagajaca wszystko dziura. Probuje tu w Uk znalezc jakiegos psychologa polskiego ale do wszystkich trzeba jechac, nie chce mi sie za duzo dzialania jednak chyba musze. To wszystko dzieje sie tak szybko, nie nadazam. musze cos zrobic nie chce stracic ukochanej osoby, nie chce by ktos przezemnie cierpial. Macie jakies pomysly?
×